Toruński łabędź tylko pieczętuje to, co i tak rozlewa się po Polsce - na cokołach mości się już cała arka Noego
Media wzmiankowały półgębkiem: w Toruniu odsłonili wiklinowy pomnik łabędzia. Że to - hi, hi, cha, cha - takie wspominki po niebyłej grypie i pod kątem turystów. Media półgębkiem, bo media wiedzą: z pomnikami w Polsce trzeba więcej niż ostrożnie. Bo jak się na cokół wystawi łabędzia, to od razu ujmuje się powagi tym, którzy już na cokołach stoją. A to bardzo drażliwi faceci.
Bieda w tym, że toruński łabędź tylko pieczętuje to, co i tak rozlewa się po Polsce. Na cokołach mości się już cała arka Noego. W centrum polszczyzny, u stóp Wawelu, monument ma pies Dżok, który wyszedł spod dłoni samego mistrza Chromego. Dżok upamiętnił się, bo oczekiwał swego pana na pobliskim rondzie Grunwaldzkim - cały rok po tym, jak pan oddał tam ducha na atak serca. Zgoła inne zwierzę, za zgoła inne zasługi, zostało wyniesione w Osowej Sieni. "Rejon Osowej Sieni charakteryzuje się wysokim poziomem produkcji rolnej" - chwali się rejon w folderze. Więc rejon wzniósł na masywny postument jeszcze masywniejszego byka zarodowego gotowego do pracy. To produktywna Wielkopolska. A sentymentalne Kresy? Upamiętniły zwierzę skromne, za to literackie i sentymentalne. Chrząszcza, oczywiście w Szczebrzeszynie. Koziołkowi Matołkowi też się należało i Pacanów sprostał. Koziołek na postumencie maszeruje wprawdzie przed siebie, ale czujnie ogląda się wstecz. Oj, wie on coś ważnego o mieszkańcach ziemi kieleckiej! Szlachetniejsze zwierzaki upamiętniają z cokołów wielkopańskie fanaberie. Jak Sapiesze z Krasiczyna ulubiony koń okulał, to Sapieha kazał go zabić, a jednocześnie postawił mu pomnik. Inny zawołany myśliwy - Hermann Göring - tak natłukł jeleni w Puszczy Rominckiej, że wdzięczna nagonka wystawiła tam pomnik jelenia. Bo pomnika samego Göringa już nie zdążyła.
Ciszkiem, boczkiem na postumenty wchodzą też ludzkie sławy spoza odgórnego rejestru. Pabianicki Monar fundnął sobie w ogrodzie miejscowej odwykówki Kotańskiego w bejsbolówce. Pewien sentymentalny gospodarz z Ujścia pod Piłą obwoził na wózku postument Gierka z pelargoniami. A to nie szczyt atrakcji. Jak polscy zawodnicy z organizacji Kyokushin Karate miauczą i kopią na różnych zawodach, to w tle czuwa z przenośnego postumentu guru o nazwisku Sosai Masutatsu Oyama. Doczekaliśmy, że i artyści nie patrzą na nas z wysokości dwóch metrów wzrokiem suwnicowego, dla którego zabrakło piwa w kiosku osiedlowym. Tuwim na Piotr-kowskiej w Łodzi to niespieszny przechodzień w ciut za dużej gabardynie, który na chwilę przysiadł na ławeczce. Nieopodal panowie fabrykanci: Poznański, Scheibler i Grohman w trakcie pogawędki przy okrągłym stoliku. Przyjacielskiej - co "w realu" nieczęsto im się zdarzało. Wszyscy w nastroju przysiadalnym. ? propos przysiadania. Tadeusz Kantor jeszcze za życia upamiętnił się w Hucisku koło Gdowa pomnikiem w formie kilkunastometrowego krzesła. I teraz Gdów ma dwa unikaty pomnikowe w skali globu. Nie licząc krzesła: pomnik Karola Wojtyły, ale - uwaga! - jako wikarego z Niegowici. Niedościgniona osobliwość.
Ale my tu wyjeżdżamy z tezą, że w pomnikach epokowa podmiana, a to zwykła dziennikarska hucpa. Bo są miejsca, gdzie pomniki zmieniają się gruntownie, choć jednocześnie nie zmieniają się wcale. Możliwe? Możliwe. Kto zliczy te tony świeżego kwiecia, które latami składała ludność w centrum Rzeszowa pod obłym kształtem z prześwitem na dwa piętra? Wszystko dla scementowania przyjaźni z pobliskim Związkiem. Ale przyjaźń ostygła i rzeszowianom otworzyły się oczy. Skuto tablicę ku czci, a usłużna ręka dopisała sprayem to, co wszystkim kołatało się po głowach: "To nie żaden kicz ani żadna lipa/ Lecz największa w świecie betonowa ...". A tamtejsze zagłębie pomnikowe chowa dla nas przypadki daleko bardziej wyrafinowane. Oto cud Podkarpacia, miasteczko Pruchnik. Cudowny, drewniany, pożydowski ryneczek. Na ryneczku pomniczek. Od czoła: "W hołdzie bohaterom Grunwaldu 1410-1960". Ale z jednego boku: "W hołdzie poległym z faszystowskim okupantem w latach...". A z drugiego boku: "Dla uczczenia 1000-lecia Państwa Polskiego, 20-lecia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej...". I jeszcze trochę miejsca zostało na tabliczkę pamięci Marka Papały, który wywiódł się z tego Pruchnika. A teraz brzozy mu szumią na cmentarzyku uliczkę powyżej. I marmur tak piękny go kryje, że nowobogackim z całej okolicy spać nie daje po nocach. Więc Marek - chodziliśmy do tej samej klasy - pewnie nic by nie miał przeciw tabliczce między bojownikami Grunwaldu i władzy ludowej. Bo to był chłopak z poczuciem humoru. Jak na komendanta policji w III RP przystało.
Bieda w tym, że toruński łabędź tylko pieczętuje to, co i tak rozlewa się po Polsce. Na cokołach mości się już cała arka Noego. W centrum polszczyzny, u stóp Wawelu, monument ma pies Dżok, który wyszedł spod dłoni samego mistrza Chromego. Dżok upamiętnił się, bo oczekiwał swego pana na pobliskim rondzie Grunwaldzkim - cały rok po tym, jak pan oddał tam ducha na atak serca. Zgoła inne zwierzę, za zgoła inne zasługi, zostało wyniesione w Osowej Sieni. "Rejon Osowej Sieni charakteryzuje się wysokim poziomem produkcji rolnej" - chwali się rejon w folderze. Więc rejon wzniósł na masywny postument jeszcze masywniejszego byka zarodowego gotowego do pracy. To produktywna Wielkopolska. A sentymentalne Kresy? Upamiętniły zwierzę skromne, za to literackie i sentymentalne. Chrząszcza, oczywiście w Szczebrzeszynie. Koziołkowi Matołkowi też się należało i Pacanów sprostał. Koziołek na postumencie maszeruje wprawdzie przed siebie, ale czujnie ogląda się wstecz. Oj, wie on coś ważnego o mieszkańcach ziemi kieleckiej! Szlachetniejsze zwierzaki upamiętniają z cokołów wielkopańskie fanaberie. Jak Sapiesze z Krasiczyna ulubiony koń okulał, to Sapieha kazał go zabić, a jednocześnie postawił mu pomnik. Inny zawołany myśliwy - Hermann Göring - tak natłukł jeleni w Puszczy Rominckiej, że wdzięczna nagonka wystawiła tam pomnik jelenia. Bo pomnika samego Göringa już nie zdążyła.
Ciszkiem, boczkiem na postumenty wchodzą też ludzkie sławy spoza odgórnego rejestru. Pabianicki Monar fundnął sobie w ogrodzie miejscowej odwykówki Kotańskiego w bejsbolówce. Pewien sentymentalny gospodarz z Ujścia pod Piłą obwoził na wózku postument Gierka z pelargoniami. A to nie szczyt atrakcji. Jak polscy zawodnicy z organizacji Kyokushin Karate miauczą i kopią na różnych zawodach, to w tle czuwa z przenośnego postumentu guru o nazwisku Sosai Masutatsu Oyama. Doczekaliśmy, że i artyści nie patrzą na nas z wysokości dwóch metrów wzrokiem suwnicowego, dla którego zabrakło piwa w kiosku osiedlowym. Tuwim na Piotr-kowskiej w Łodzi to niespieszny przechodzień w ciut za dużej gabardynie, który na chwilę przysiadł na ławeczce. Nieopodal panowie fabrykanci: Poznański, Scheibler i Grohman w trakcie pogawędki przy okrągłym stoliku. Przyjacielskiej - co "w realu" nieczęsto im się zdarzało. Wszyscy w nastroju przysiadalnym. ? propos przysiadania. Tadeusz Kantor jeszcze za życia upamiętnił się w Hucisku koło Gdowa pomnikiem w formie kilkunastometrowego krzesła. I teraz Gdów ma dwa unikaty pomnikowe w skali globu. Nie licząc krzesła: pomnik Karola Wojtyły, ale - uwaga! - jako wikarego z Niegowici. Niedościgniona osobliwość.
Ale my tu wyjeżdżamy z tezą, że w pomnikach epokowa podmiana, a to zwykła dziennikarska hucpa. Bo są miejsca, gdzie pomniki zmieniają się gruntownie, choć jednocześnie nie zmieniają się wcale. Możliwe? Możliwe. Kto zliczy te tony świeżego kwiecia, które latami składała ludność w centrum Rzeszowa pod obłym kształtem z prześwitem na dwa piętra? Wszystko dla scementowania przyjaźni z pobliskim Związkiem. Ale przyjaźń ostygła i rzeszowianom otworzyły się oczy. Skuto tablicę ku czci, a usłużna ręka dopisała sprayem to, co wszystkim kołatało się po głowach: "To nie żaden kicz ani żadna lipa/ Lecz największa w świecie betonowa ...". A tamtejsze zagłębie pomnikowe chowa dla nas przypadki daleko bardziej wyrafinowane. Oto cud Podkarpacia, miasteczko Pruchnik. Cudowny, drewniany, pożydowski ryneczek. Na ryneczku pomniczek. Od czoła: "W hołdzie bohaterom Grunwaldu 1410-1960". Ale z jednego boku: "W hołdzie poległym z faszystowskim okupantem w latach...". A z drugiego boku: "Dla uczczenia 1000-lecia Państwa Polskiego, 20-lecia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej...". I jeszcze trochę miejsca zostało na tabliczkę pamięci Marka Papały, który wywiódł się z tego Pruchnika. A teraz brzozy mu szumią na cmentarzyku uliczkę powyżej. I marmur tak piękny go kryje, że nowobogackim z całej okolicy spać nie daje po nocach. Więc Marek - chodziliśmy do tej samej klasy - pewnie nic by nie miał przeciw tabliczce między bojownikami Grunwaldu i władzy ludowej. Bo to był chłopak z poczuciem humoru. Jak na komendanta policji w III RP przystało.
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.