Truman Capote nie chciał, aby "Letnia przeprawa" ujrzała światło dzienne. Miał rację. Jego pierwsza minipowieść to banalna historia romansu dwojga nastolatków, niewiele różniąca się od przygód spod znaku Harlequina. Ona jest z wyżyn społecznych, on z nizin, a ich miłość musi się skończyć tragicznie niczym w antycznym dramacie. Capote, pisząc opowiastkę, miał zaledwie dziewiętnaście lat i niezbyt wprawne pióro. Zdawał sobie jednak sprawę z niedostatków swojego warsztatu i brudnopis wylądował w szufladzie. Na debiut z prawdziwego zdarzenia, czyli "Inne głosy, inne ściany", czekał jeszcze pięć lat. Ten przyniósł mu rozgłos, a późniejsze hity ("Z zimną krwią" i "Śniadanie u Tiffany'ego") - prestiż, sławę i pozycję. Pozycję, której dziełka takie jak "Letnia przeprawa" nie mogą zniszczyć, ale na pewno mogą zachwiać. O publikacji wyciągniętej z kosza na śmieci historyjki, reklamowanej jako sensacyjne odkrycie, zdecydował prawnik Alan Schwartz. Szkoda, że nie uszanował woli zmarłego pisarza, który był najlepszym sędzią własnej twórczości.
Iga Nyc
Truman Capote "Letnia przeprawa", wydawnictwo Muza
Więcej możesz przeczytać w 29/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.