Ale najsilniej, oczywiście, w konkursowych filmach. Świetnie przyjęto nowe propozycje Xaviera Dolana czy Brillante’a Mendozy. Jednak oficjalną selekcję zdominowały powroty mistrzów – Kena Loacha, Jima Jarmuscha i Pedro Almodóvara do dawnej estetyki i tematów, w których czują się najlepiej. – Film to zasługa scenarzysty. Kończąc 80 lat, myślę, że właśnie spotkanie odpowiednich autorów było największym szczęściem w moim zawodowym życiu – mówi mi Ken Loach, wskazując swojego współpracownika Paula Laverty’ego. Reżyser powtarza podobny osąd od dekad. Jednak niezależnie od tego, kto pisał scenariusze – na ekranie zawsze czuje się charakter pisma Loacha. Tak jak w „Ja, Daniel Blake” – opowieści o stolarzu, który po zawale serca nie może dalej pracować. Brytyjski twórca znów opowiada o godności i o ludziach, którzy nie mają nic poza sobą nawzajem. Bo wrażliwości nie można zmienić. Nawet jeśli adaptuje się cudze teksty, jak Pedro Almodóvar w „Juliecie” nakręconej według opowiadań Alice Munro. Autor znów nasyca ekran szalonymi barwami, bawi się niemal soapoperową konwencją. Pokazuje miłość, która ściera się z żalem i poczuciem winy. Bezwarunkowe uczucia, których nie łamie czas. – Ostatecznie to wierność sobie jest w życiu najcenniejsza – mówi mi Jim Jarmusch. – Jestem starzejącym się punkowcem. Zachowałem nieufność do autorytetów, schematów i prawd, które wmawiają nam inni. Oryginalność reżyser odkrywa na amerykańskich suburbiach. „Paterson” to niewielka miejscowość na przedmieściach Nowego Jorku. Dni kierowcy autobusowego upływają tu niemal identyczne, między porannymi płatkami, pracą a wieczornym spacerem z psem i piwem w lokalnym barze. Ale właśnie w tej rzeczywistości kryje się liryzm. I może właśnie ta pochwała prostoty z „Patersona”, z jego ironicznym, ale ciepłym poczuciem humoru, jest jakimś remedium na współczesne niepokoje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.