Magda Kowalska, matka gimnazjalistki i dziewczynki w wieku przedszkolnym, pojechała niedawno z młodszą córką na kilka dni do szpitala, na prosty zabieg. Weszła do szpitalnej sali, rozejrzała się dookoła, rozłożyła rzeczy i zadzwoniła do męża, powiedzieć, że wszystko w porządku. Po chwili do sali weszła kobieta z synkiem. Od razu wyjęła telefon i zaczęła komuś dyktować: – W książce do historii zaznaczyłam dwa fragmenty, które musi przerobić na czwartek.
W szufladzie w biurku jest praca na plastykę, musi ją zabrać jutro do szkoły. W ćwiczeniach do matematyki jest nieprzerobione jedno zadanie, pilnuj jej, kiedy będzie to robiła, bo jeszcze jej się zdarza mylić w tych ułamkach. – Słuchałam tego z zazdrością i podziwem, ja nie wiem tyle o swoich dzieciach, nie potrafię wszystkiego zorganizować, nie jestem na bieżąco z zadaniami domowymi starszej córki, właściwie nie zaglądam jej do zeszytów, poczułam się gorsza – opowiada Kowalska. Gdyby sięgnęła do poradników napisanych przez modnych psychologów i pedagogów, dowiedziałaby się, że wcale nie ma powodów do zazdrości. Przeczytałaby, że nadmierna kontrola zniechęca do samodzielności, do sztuki brania odpowiedzialności za swoje zachowanie. I że istnieje wręcz trend wychowawczy polegający na tym, żeby dzieci do niczego nie zmuszać. Tylko gdzie kończy się uważność (kolejny modny termin) i zainteresowanie sprawami dziecka, a zaczyna się nadmierna kontrola? Bardzo trudno w dzisiejszych czasach jest być dobrą matką. Kiedy obecni dziadkowie wychowywali swoje potomstwo, najważniejsze, co mieli do zrobienia, to zadbać o to, żeby było ono czyste, zdrowe, odpowiednio ubrane i nakarmione. Miało być też dobrze wychowane, czyli z szacunkiem traktować dorosłych, właściwie zachowywać się przy stole i dobrze się uczyć. O psychice dziecka wiedziano niewiele, nikt się nią specjalnie nie przejmował. Teraz, żeby być dobrą matką, przydałby się doktorat z psychologii. Nauki społeczne dostarczyły takiej wiedzy o tym, co czuje dziecko i jakie to ma konsekwencje dla jego rozwoju i tego, kim się stanie w dorosłym życiu, że na matkach ciąży znacznie większa odpowiedzialność.
Jak pisze znany duński pedagog i terapeuta rodzinny Jesper Juul w poradniku „Twoje kompetentne dziecko”, nasze dzieci nie różnią się od nas, kiedy byliśmy mali, mają tylko więcej możliwości wyrażania siebie. I ten fakt stanowi nowe wyzwanie dla tych, którzy je wychowują. W wyniku przemian w podejściu do dzieci ich rola w rodzinie wzrosła, mówi się wręcz o dzieciocentryczności. A teraz pojawiają się prace psychologiczne o tym, że nadmierna koncentracja na dzieciach doprowadziła do tego, że wychowujemy egocentryków i tyranów z wybujałymi oczekiwaniami. Czy dobra matka to ta, która troskliwie pomaga trzylatkowi założyć buciki, czy taka, która stoi i patrzy, jak maluch męczy się z tym sam? Pierwsza pokazuje, że dziecko może liczyć na jej wsparcie, druga uczy je zakładać buty samodzielnie.
Czy lepsza jest matka, która po szkole odprowadza dziecko na kurs angielskiego, na karate, na muzykę, dając mu szansę na rozwój, czy ta, której wystarcza to, czego jej syn czy córka uczy się w szkole, bo uważa, że nadmiar zajęć dodatkowych obciąża młody organizm i nie daje mu się prawidłowo rozwijać? Ta, która kupi siedmiolatkowi tablet, żeby się rozwijał technologicznie, czy ta, która schowa przed nim sprzęt elektroniczny, żeby każdą wolną chwilę spędzał na dworze? Matki, które pracują, mają wyrzuty sumienia, że poświęcają za mało czasu dzieciom. Matki, które nie pracują, mają poczucie straty, bo nie mają własnego życia i całe oddają się rodzinie. Obie grupy sobie wzajemnie zazdroszczą. No więc – jak tu być dobrą matką?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.