Wleżącej pod Egerem Szépasszony völgy – Dolinie Pięknej Pani - powiewają biało-czerwone flagi. Przy wejściach do winiarni nie brak menu (prawie) po polsku. Gdy zajdzie potrzeba, cygańska kapela łupnie „Szła dzieweczka do laseczka”. I nie brak Polaków. Można w Szépasszony odnieść wrażenie, że polszczyzna jest – po węgierskim – drugim oficjalnie obowiązującym w Egerze językiem, a nasi rodacy to prawdziwi enomaniacy. Tibor Gál junior, spadkobierca jednego z najwybitniejszych węgierskich winiarzy, tłumaczy, że do Egeru przyjeżdżają dwa rodzaje spragnionych wina Polaków. Pierwszy, liczniejszy, trafia do Doliny Pięknej Pani, bo uznali, że wieczór z czerwonym winem to obowiązkowy punkt programu w czasie wizyty w tym mieście. Są czardasze, jest wieprzowina z rusztu, wino leje się dzbankami, a całość nie rujnuje portfela.
Inna kategoria to prawdziwi miłośnicy węgrzyna. Ci Szépasszony völgy omijają szerokim łukiem, kierując się bezpośrednio do piwnic uznanych producentów, gdzie świadomie płacą trzy, cztery razy więcej niż u Pięknej Pani, ale dostają to, co Eger ma najlepszego. Gdy kilka lat temu degustowałem wina jednej z ikon regionu, György’ego Lörincza, w jego winiarni St. Andrea w Egerszalók grupa turystów z Polski zapakowała nietanimi butelkami mistrza swój busik. Wyposażeni w przewodniki i magazyny winiarskie rodacy coraz chętniej eksplorują regiony, w których produkuje się wino.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.