Czasem warto się wściec! Takie przesłanie niesie najnowsza animowana produkcja z Hollywood. Oparta na popularnej grze na komórki. Bohater filmu „Angry Birds” – Czerwony – to łatwo wpadający w złość ptak, który nie czuje się najlepiej wśród sympatycznych i grzecznych mieszkańców Ptasiej Wyspy. Ale jego umiejętności okażą się nieocenione, gdy złe świnie okradną ptaki z jajek. To film, który chciałby być rozrywką dla widzów w każdym wieku (tak jak gra, która stanowi jego podstawę) – znajdziemy tu zarówno proste slapstickowe żarty sytuacyjne, jak i aluzje do ptasiego seksu, a nawet nawiązanie do „Lśnienia” Kubricka. W końcu tak właśnie, od czasu gigantycznego sukcesu Pixara, wyglądają dzisiejsze animacje. Dla każdego coś miłego. I biorąc pod uwagę, że twórcom udało się stworzyć półtoragodzinną opowieść z gry polegającej na strzelaniu z procy do celu, to trzeba przyznać, że efekt jest naprawdę niezły. Film wydaje się skazany na sukces. Tak jak kiedyś jej komputerowy pierwowzór „Angry Birds” – najpopularniejsza seria gier mobilnych na świecie. Każdego dnia włącza ją 40 mln osób. Produkt jest obecny od kilku lat również w formie zabawek, książek, komiksów i seriali animowanych.
Dobry wujek z Finlandii
Cała historia zaczyna się przed niespełna dekadą, kiedy smartfony zaczęły wypierać z rynku zwykłe komórki. Telefony przestały być wtedy tylko narzędziem do komunikacji, ale stały się również minikomputerami. Ich właściciele oczekiwali rozrywki, a zatem także gier. Mało kto przypuszczał jednak, że strzelanie ptakami do świń za pomocą kuszy spodoba się tak bardzo, że to właśnie Angry Birds rozbiją bank. „Angry Birds” to produkcja fińskiego studia Rovio, które w 2003 r. stworzyło trzech studentów politechniki.
Udało im się wygrać kilka konkursów, ale bez dobrego wujka sukcesu by nie było. Dosłownie. Bogaty wujek jednego z założycieli firmy uwierzył w jej możliwości i zainwestował w Rovio. A to pozwoliło na zatrudnienie ludzi i pracę nad kilkoma grami jednocześnie. Finowie nawiązali współpracę z gigantami branży gier, takimi jak Electronic Arts czy Namco. Udało im się zaistnieć na rynku, przede wszystkim grami „Need for Speed: Carbon” czy „Desert Sniper”. Ale Rovio było tylko jedną z wielu firm tworzących gry mobilne. Konkurencja na rynku była jednak tak duża, że firma po kilku latach znalazła się w kryzysie. I wtedy z ratunkiem przyszła jej firma Apple, która w latach 2009-2010 szturmem zdobywała rynek mobilny dzięki iPhone’owi i iPadowi. Finowie przedstawili amerykańskiemu gigantowi wiele pomysłów na nowe gry. W końcu postawili jednak na prostotę, opierając się na szkicu przedstawiającym ptaki z groźnym spojrzeniem. Ale sami nie mieli do tego konceptu przekonania. Przez jakiś czas zastanawiali się nawet nad zakończeniem pracy nad projektem. Uważali, że koncept jest zbyt banalny, by masowo zainteresować graczy. Ostatecznie zdecydowano, że w „Angry Birds” ptaki będą usiłowały niszczyć mniej lub bardziej skomplikowane konstrukcje, strzelając z kuszy. Twórcy postanowili, że ich przeciwnikami będą świnie, jako że właśnie wtedy wybuchła epidemia świńskiej grypy. Powodem konfliktu miało być to, że świnie kradną ptasie jaja. „Angry Birds” zadebiutowały w App Store w grudniu 2009 r. i były jedną z wielu gier dla użytkowników iPhone’ów. Na sukces trzeba było jednak poczekać kilka miesięcy. Z pomocą przyszło Apple, które w lutym 2010 r. wyróżniło „Angry Birds” jako grę tygodnia. Kilka miesięcy później „wściekłe ptaki” wylądowały na miejscu pierwszym w Wielkiej Brytanii i USA, a po roku grę pobrano aż 50 mln razy. Dlaczego produkcja Rovio stała się aż tak popularna na całym świecie? Każdy, kto miał okazję choć raz zagrać w „Angry Birds”, wie, że siłą produktu Finów jest prostota rozgrywki. To tak naprawdę gra dla każdego.
Zarówno dla nastolatków, jak i emerytów. Trudno podejrzewać o wielką znajomość rynku gier polskich parlamentarzystów, a jednak o „Angry Birds” zrobiło się u nas bardzo głośno za sprawą posłów poprzedniej kadencji. Kiedy dostali oni służbowe tablety, okazało się, że wielu używa ich głównie po to, żeby sobie postrzelać do świń. I to na sali sejmowej. To zresztą pokazuje, jaki jest mechanizm sukcesu. Będąc na nudnym służbowym spotkaniu, podróżując albo siedząc na sali plenarnej w Sejmie, można się rozerwać, sięgając po „Angry Birds”. Przyjemność z grania przez 10 minut i przez kilka godzin jest podobna. Należy też pamiętać, że gra była bardzo tania (kosztowała zaledwie 99 centów), a później zaczęto ją udostępniać za darmo, i to w wersjach na wszystkie systemy operacyjne oraz konsole (tyle że z reklamami). Jest jeszcze jedna kwestia: poczucie humoru. „Angry Birds” to gra bardzo dowcipna. Trudno przecież poważnie traktować wkurzone ptaki, które szukają zemsty na świniach. Twórcy od początku starali się stworzyć produkt, który będzie bawić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.