„Podążaj za pieniędzmi” wydaje się twoim mottem, stale powtarzanym przy różnych okazjach. Co skłoniło cię do rozpoczęcia procesu zbierania informacji na temat rodziny Clintonów („podążania za pieniędzmi”) i wyciągnięcia na światło dzienne ich nieczystych zagrań?
Napisałem już dwie książki na temat korupcji („Extortion” i „Throw them all out”), w których opisałem mechanizm bogacenia się polityków. Przyglądałem się przykładom z obu stron amerykańskiej sceny politycznej. W trakcie zbierania informacji zauważyłem, że jedna rodzina wyróżnia się na tle innych ze względu na ilość pieniędzy, które udało im się zarobić. Różnica była uderzająca. Dla przykładu – Bushowie na praktykach korupcyjnych zarobili 40 mln dolarów, Clintonowie natomiast, jak dotąd, ponad 200. Już sama ta liczba mocno mnie zaintrygowała. Gdy zacząłem badać sprawę głębiej, odkryłem, iż nie mówimy tu tylko o korupcji, ale i o szczególnym sposobie, w jaki się ona dokonuje. Clintonowie odkryli sposób, który umożliwia zagranicznym inwestorom i firmom przekazywanie im pieniędzy z obejściem amerykańskich praw. Było to coś nowego, sytuacja bez precedensu. Musiałem więc ją zgłębić.
Co rzuciło ci się w oczy?
Najbardziej zaskoczył mnie sposób, w jaki dochodziło do tej korupcji. Nie było tutaj kontraktu państwowego ani nominowania ambasadorem kogoś z bogatych znajomych. Sprawa była znacznie poważniejsza, trudniejsza do wykrycia. Okazało się, że przysługi Clintonów były związane z kwestiami wagi państwowej, silnie powiązanymi ze stabilną pozycją państwa. Jak kwestia dostępu do surowców naturalnych i kontroli nad tymi zasobami. Najbardziej zaskoczyła mnie kwestia rosyjsko-kazachstańskai praw do naszych rezerw uranu, które w niewyjaśnionych okolicznościach trafiły w ręce Rosjan. Dotyka ona bowiem bezpieczeństwa narodowego i niesie za sobą wiele konsekwencji. A fakt, że dotyczy także rosyjskiego rządu, który w moim mniemaniu jest przeciwnikiem USA, stawia sprawę w bardzo dramatycznym świetle.
Jak bardzo pomocne w zbieraniu materiałów do książki okazały się przecieki Wikileaks?
Sądzę, że WikiLeaks jest świetnym narzędziem wyszukiwania informacji. Mając dostęp do depesz dyplomatycznych, które wyciekły, dostaliśmy wgląd w przyczyny podjętych decyzji. Podążając więc za przepływem pieniędzy, a równocześnie śledząc decyzje podjęte przez Hillary Clinton w tym samym okresie, możemy łatwo połączyć ze sobą fakty. Oczywiście zdaję sobie sprawę także z pewnych niedogodności wynikających z WikiLeaks. To zdradzanie danych osobowych informatorów, wyjawienie ich nazwisk. Uważam, że było to niepotrzebne, w końcu nie chcemy, aby takie rzeczy miały miejsce. Mimo wszystko uważam WikiLeaks za świetne narzędzie. Wierzę w pełną transparentność, a właśnie dzięki takim dokumentom możemy ją uzyskać.
Czy w jakimkolwiek momencie czułeś presję, byłeś pod wpływem nacisków, aby porzucić ten temat?
Nie. Czasami jednak zaczynałem czuć zmęczenie oporem, który napotykałem w trakcie zbierania informacji. Rodzina Clintonów preferuje taktykę atakowania gońca. Zamiast skupiać się na faktach i dostarczonych informacjach, ludzie skupiają się na atakowaniu samego doręczyciela wiadomości, próbując w ten sposób zdyskredytować przekazywane informacje. Z tego powodu wielokrotnie odbijałem się od ściany. Wierzyłem jednak, że ktoś musi przekazać te informacje, dotrzeć do sedna całego procesu. Ktoś przecież musi informować opinię publiczną o rzeczach, które inni chcieliby zamieść pod dywan.
Skąd pomysł adaptacji filmowej?
To był pomysł Stephena Bannona, autora adaptacji książki. Zrobiliśmy już wcześniej wspólny film dokumentalny „In the face of evil”, w którym dotykaliśmy problemów końca zimnej wojny. Z początku byłem nieco sceptyczny. Nie byłem w stanie wyobrazić sobie, jak można pokazać cały szereg opisanych przeze mnie transakcji. Sądzę jednak, że w finalnym produkcie wyszło to bardzo dobrze. Pewnie dlatego, że nie miałem dużego wpływu na to, jak wyglądała strona wizualna filmu (śmiech).
Jesteś zadowolony z efektu?
Tak, zdecydowanie. Film, który ma wyrazistą strukturę, rozgrywa się niczym światowa trasa – począwszy od Afryki i przeskakując od kraju do kraju, skupiając się na konkretach. Sądzę, że reżyser M.A.Taylor i cała ekipa świetnie pokazali różnice i podobieństwa między historiami z poszczególnych krajów. Każda została wyraziście ustawiona w szerszym kontekście. Nakreślono także wspólny mianownik wszystkich wydarzeń i dokładnie prześledzono drogę gotówki. Twórcy dosłownie więc podążali za pieniędzmi, co sprawia, że moje odkrycia są klarownie pokazane na ekranie.
Co chciałbyś, aby wydarzyło się teraz, gdy ludzie po raz kolejny zderzą się z informacjami, które udało ci się zebrać?
Chciałbym, aby ludzie zaczęli poważnie traktować problem korupcji, niezależnie od sił politycznych, których może ona dotyczyć. Mam nadzieję, że przyczynimy się do tego, że ludzie zapragną zmiany i nowej politycznej jakości, że nie będą godzić się na to, co oferują im rządzący. Chciałbym, aby korupcja stała się ważnym tematem, który dyktuje wybory polityczne głosujących. Abyśmy pokazali naszą niezgodę na takie praktyki i dosłownie wstrząsnęli systemem w posadach.
Polska premiera filmu "Clinton Cash" odbędzie się 25 lipca i od tego dnia film będzie dostępny tylko na vod.wprost.pl
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.