Fotel za 21 tys. dolarów czy szwajcarski zegarek niwelujący wpływ przyciągania ziemskiego za trzy razy tyle? Sprawdziliśmy, jakimi gadżetami producenci walczą o najgrubsze portfele klientów. I to, na jaki luksus mogą sobie pozwolić Polacy.
Widzieliście kiedyś laptopa, który najlepiej prezentuje się na zdjęciach w towarzystwie drogiej biżuterii? Ma złote zawiasy. Dolna część obudowy wykonana jest z włókien węglowych, górna z aluminium. Waży niewiele ponad kilogram. Najchudszy na rynku – grubość obudowy wynosi dokładnie 10,4 mm. Tak prezentuje się HP Spectre Pro 13, najnowszy model wyprodukowany przez amerykański koncern z Palo Alto. Nic dziwnego, że Hewlett-Packard wypuszcza takiego laptopa (jego cena waha się od 6 tys. zł na 11 tys. zł kończąc). Luksus ma dzisiaj przecież na świecie wzięcie. W tym roku globalny rynek dóbr luksusowych ma przekroczyć astronomiczną kwotę 1 bln euro (to tysiąc miliardów, gdyby ktoś miał kłopoty z wyobrażeniem sobietakiej kwoty). Rok w rok ten rynek rośnie o kilka procent; w tym szykuje się kolejny rekord.
Fotel z kosmosu i latający skuter
Jedną z największych imprez dla miłośników luksusowych gadżetów są amerykańskie The Luxury Technology Show. To ekskluzywne targi organizowane trzy razy do roku w trzech różnych miastach USA: wiosną w Nowym Jorku, latem w Miami i jesienią w Los Angeles. Co można było tam ostatnio zobaczyć? Na przykład fotel za 21 tys. dolarów. To takie przenośne biuro skonstruowane dla tych, którzy spędzają dużo czasu przed komputerem. Przypomina trochę kokpit myśliwca z „Gwiezdnych wojen”. Z przodu kilka monitorów. Nad nami oświetlenie LED. Pod nami wbudowany system audio. Fotel można regulować w dowolnym kierunku. Twórcy kosmicznego krzesła mówią, że siedząc w takim miejscu, można naprawdę skoncentrować się na pracy. „W normalnym biurze ktoś nas wybija z rytmu średnio co 11 minut, a powrót do pełnej koncentracji zajmuje ponad 23 minuty” – piszą autorzy projektu. Jak już w pracy siedzimy na fotelu za kilkadziesiąt tysięcy dolarów, to przydałoby się też do niej jakoś godnie dojeżdżać. Tutaj pojawia się kilka propozycji. Do wyboru są: McLaren 12C Spider z zabójczym 616-konnym silnikiem V8 albo stary bondowski Aston Martin Vanquish z V12 o mocy 565 koni. Obydwa są autami luksusowymi nie dlatego, że ktoś powtykał w nie kamyczki od Swarovskiego i poprószył złotym pyłem. Te auta będą się po prostu pięknie starzeć. Ceny McLarena zaczynają się od 240 tys. dolarów, Astona Martina od 280 tys. dolarów. Są jeszcze bardziej ekstrawaganckie motoryzacyjne nowinki, np. ta, którą kilka dni temu zaprezentował Rolls-Royce. To model Vision Next 100, który ma być przyszłością luksusowej motoryzacji. Jeżeli wygląd auta ma się kojarzyć z fortepianem, to autorom projektu naprawdę się udało. Każde koło zostało obudowane kwadratowym elementem, który w połączeniu ze spłaszczoną sylwetką auta bardziej przypomina jakiś rodzaj mebla niż samochodu. Vision Next 100 ma mieć 5,9 m długości i 1,6 m wysokości. Nie wiadomo na razie, czym będzie napędzany. Nie wiadomo, ile będzie kosztował. Wiadomo natomiast, że na polskie drogi zdecydowanie się nienadaje, bo z racji niskiego zawieszenia nie podjedzie pod żaden krawężnik. Z dziurą w jezdni też może sobie nie poradzić.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.