Aleksander Kwaśniewski zrobi wszystko, by związać partię Donalda Tuska z lewicą
Aleksander Kwaśniewski zrobi wszystko, by związać partię Donalda Tuska z lewicą |
Jan Rokita twierdzi, iż nie wierzy, by pomysł zbliżenia PO z lewicą, jego zdaniem zabójczy dla tej partii, mógł powstać wewnątrz platformy. Wiele wskazuje na to, że to część realizowanego od kilku lat planu Aleksandra Kwaśniewskiego. Były prezydent spełnił już swoje pierwsze marzenie i doprowadził do mariażu SLD z partią Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego. Teraz zrobi wszystko, by z lewicą związać także Donalda Tuska i jego ugrupowanie. Czy podejmując kolejne kroki zgodne z planem Kwaśniewskiego, Tusk osiągnie rzeczywisty sukces, czy też okaże się tylko sukcesem byłego prezydenta?
Odsiecz warszawska
Nelly Rokita, żona Jana Rokity, do niedawna jedna z wizytówek PO, 1 stycznia oddała partyjną legitymację. Zarzut jest prosty: "Platforma skręca w lewo, a Donald Tusk najwyraźniej stawia na takich ludzi jak Aleksander Kwaśniewski, a nie Jan Rokita". Na ile jest to emocjonalna reakcja żony, której mąż dostał po głowie i mimo wielomiesięcznych obietnic nie został szefem sejmowego klubu? Emocje odegrały pewną rolę, ale część działaczy PO przestrzega, że to poważny sygnał oznaczający wycinanie ludzi, którzy nigdy nie zaakceptowaliby sojuszu z lewicą. I jeśli do tej pory partia nie skręciła w lewo, to istnieje realne zagrożenie, że tak właśnie się stanie. I to szybciej, niż wielu się spodziewa.
Pierwszym poważnym flirtem PO z lewicą były wybory samorządowe w Warszawie. Jak ustaliliśmy, Aleksander Kwaśniewski przyjechał z USA specjalnie po to, aby poprzeć Hannę Gronkiewicz-Waltz tuż przed drugą turą. Miało się to odbyć z wielką pompą, ale plany pokrzyżowała żałoba narodowa po tragedii w kopalni Halemba. Wygodnym pretekstem stało się jednak posiedzenie rady programowej Instytutu Wschodniego. Liderzy PO i SLD przekonywali, że spotkanie byłego prezydenta z kandydatką platformy nie było wyreżyserowane. "Szczęśliwy przypadek. Znaleźliśmy się w tym samym czasie w tym samym miejscu. Pan Kwaśniewski lubi dziennikarzy, więc zapytany, na kogo będzie głosował, po prostu odpowiedział" - mówiła kandydatka PO. Tyle że to nieprawda. Już dzień przed spotkaniem sztabowcy platformy obdzwonili kilka redakcji, zapowiadając, że Kwaśniewski poprze Gronkiewicz-Waltz. Kilka godzin przed tym wydarzeniem jeszcze upewniano się, czy aby na pewno redakcje wyślą reporterów na warszawski plac Trzech Krzyży, gdzie doszło do spotkania.
Socjalliberałowie
O ile jeszcze w listopadzie 2006 r. niektórym mogło się wydawać, że PO z lewicą połączył tylko przelotny flirt, o tyle teraz wiele wskazuje na to, że zamienia się on w całkiem poważny romans. Z naszych informacji wynika, że Donald Tusk zakończył właśnie opracowywanie strategii PO na najbliższe lata. Po warszawskim sukcesie przede wszystkim stawia na wybory prezydenckie w 2010 r. Liczy, że wejdzie do drugiej tury z kandydatem PiS i wygra ją dzięki wsparciu lewicy. Lewicy pod wodzą Kwaśniewskiego. Według polityków SLD, powrót na scenę byłego prezydenta jest już właściwie przesądzony, a od niedawna coraz głośniej mówi się o wspólnym przedsięwzięciu z Andrzejem Olechowskim, jednym z założycieli Platformy Obywatelskiej.
W koncepcji "prezydentura przede wszystkim" Tuska utwierdzają zaufani działacze, nazywani w partyjnych kręgach "dworem". To m.in. sekretarz generalny partii Grzegorz Schetyna, Mirosław Drzewiecki i Zbigniew Chlebowski, forsowany przez Tuska na szefa klubu. - Z ogromnym niepokojem patrzę, jak łatwo sterują Donaldem. Ich wpływ na jego działania, na to, co i jak mówi, jest kolosalny. Można powiedzieć, że mentalnie Tusk jest zakładnikiem "dworu" - mówi "Wprost" jeden z działaczy PO. - Pozbyć się niewygodnych, takich jak Rokita, i stać się małą partią socjalliberalną. Małą, ale rządzącą. Wspólnie z lewicą. To ich cel. Przykład? Choćby stolica i zabieganie o poparcie Kwaśniewskiego, a potem niepisany sojusz z lewicą w radzie Warszawy. A przecież nie po to powstawała platforma, żeby się bratać z postkomunistami - dodaje nasz rozmówca.
Rozpad platformy?
Krakowski senator PO Jarosław Gowin przyznaje, że ostatnie wydarzenia w Warszawie i stopniowe osaczanie Jana Rokity przez "dwór" to poważny sygnał ostrzegawczy dla całej partii. - Ale cały czas wierzę, że w platformie nie ma ludzi, dla których wyznaczonym celem jest skręt w lewo. Co innego jednak wola polityczna, a co innego logika procesów politycznych. Jeśli za wszelką cenę będziemy się polaryzować z PiS, to w wyborach prezydenckich w 2010 r. powtórka z Warszawy będzie oczywista. Tylko na znacznie większą skalę. Ja sobie takiego scenariusza nie wyobrażam. To będzie oznaczało rozpad platformy - prognozuje senator Gowin.
O braku wyobraźni liderów platformy mówi też Maciej Płażyński, jeden z założycieli PO, a teraz senator niezależny. - Gdy budowaliśmy platformę, nawet sobie takiej sytuacji nie wyobrażałem, ale przewidziałem ją już jakiś czas temu i zdecydowałem się odejść. Donald buduje PO jako anty-PiS. A jeśli anty-PiS, to z kim? Tylko z lewicą. Przecież jest realistą i wie, że sam rządzić nie będzie - przekonuje Płażyński.
Co znamienne, wciąż nie ma reakcji Donalda Tuska na list, jaki napisał do niego Jan Rokita. "Proszę cię o wyraźne i publiczne odcięcie się od postkomunistów. To konieczne ze względu na propagandę PiS wpychającą nas w ramiona SLD i na to wszystko, co jest nam obce i przeciw czemu walczyliśmy w ławach opozycji w poprzedniej kadencji Sejmu" - pisał Rokita. Szef PO od postkomunistów się nie odciął, a Aleksander Kwaśniewski i Marek Borowski byli jednymi z pierwszych osób, którym Hanna Gronkiewicz--Waltz dziękowała za poparcie w Warszawie. O tym, że PO "nie skręca w lewo", przekonują już tylko enigmatycznie nieliczni politycy partii, m.in. nowy szef klubu Bogdan Zdrojewski, który od czasu wyboru stara się zażegnać narastający w partii konflikt.
Pakt stabilizacyjny bis
- PO jest skazana na lewicę. PiS nie zniknie. Wręcz przeciwnie - będzie rosło w siłę. Donald Tusk już to wie i konsekwentnie realizuje swoją politykę. Na razie w białych rękawiczkach. Tu koalicja w samorządach, tam ciepłe słówko o Aleksandrze Kwaśniewskim. To szykowanie gruntu, jak pakt stabilizacyjny przed koalicją PiS z LPR i Samoobroną - ocenia dr Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. - Oczywiście są w PO ludzie, którzy tego nie zaakceptują. Tak jak Rokita. Ale on w końcu odejdzie. Tuskowi chodzi o to, aby niewygodne osoby tak zmarginalizować, aby same trzasnęły drzwiami. Wtedy za Rokitą będzie się ciągnął okrzyk: "Janku, nie odchodź. Jesteś nam potrzebny!" I to będzie ładniej wyglądało przed wyborcami. Tak było już przecież w wypadku Gilowskiej - dodaje Migalski.
Wiele wskazuje na to, że plan zmarginalizowania Rokity powstał dużo wcześniej. I dużo wcześniej zamierzano nie oddawać mu obiecywanego stanowiska szefa klubu. Przyznaje to nawet Bogdan Zdrojewski. - Wiem, że to brzmi dziwnie, ale to właśnie Donald Tusk kilka miesięcy temu sondował mnie, czy w określonej sytuacji nie objąłbym tego stanowiska - mówi w ostatnim wywiadzie dla "Życia Warszawy". Teraz dodatkowo Rokita traci nadzór nad tzw. gabinetem cieni na rzecz Bronisława Komorowskiego. A to dopiero początek. Karanie "niewygodnych" trwa. Eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski nie odpowiada już za kontakty zagraniczne PO. Powód? Poparcie rządowego weta w sprawie negocjacji wspólnoty z Rosją.
Wódz i dyscyplina
Maciej Płażyński przekonuje, że wodzowskie zachowania Tuska i dwór, jaki skupił wokół siebie, to jeszcze jeden dowód na to, jak zmieniła się PO. - Widać ewolucję w kierunku partii wodzowskiej. Budując platformę, wierzyliśmy, że możemy skończyć z partyjniactwem. Niestety, Tusk jak wielu liderów uwierzył, że najważniejsze jest mieć w partii swoich ludzi, że kluczowa dla politycznej skuteczności jest partyjna dyscyplina - podkreśla Płażyński. - Fenomen PO polegał na tym, że łączyła indywidualistów zarówno o wrażliwości liberalnej, jak i konserwatywnej. Odejście Nelly i to, jak potraktowano Jana Rokitę, jest wyraźnym sygnałem, że ci drudzy nie mogą się w tej partii czuć komfortowo - wtóruje Gowin. Cała sytuacja niewątpliwie dezorientuje wyborców platformy. - Ci, którym bliżej do Rokity, mogą się od PO odsunąć. Będzie spadek w sondażach. Tyle że szefostwo PO jest chyba na to przygotowane. Nie ma teraz żadnych wyborów i można oczyścić przedpole - twierdzi Marek Migalski. - A potem wyborcę prawicowego zastąpi się lewicowym - ironizuje Płażyński.
To, co dzieje się dziś w PO, najlepiej obrazuje dowcip, który krąży wśród polityków tej partii niezadowolonych z planów Donalda Tuska: "W platformie jeszcze nie ma Aleksandra Kwaśniewskiego, ale już jest kwas".
Fot: M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 2/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.