Samoobrona postanowiła zostać partią inteligencji. Znudziły się jej buraki i chce sięgnąć do konfitur
Jest sporo nowych wiadomości i pogłosek. Podobno teraz Benedykt XVI w czasie audiencji generalnych będzie mówił po polsku: posdrawjam wshystkih tajnyh wspulpracownikuw i z serca blogoslawije ich teczki. "Gazeta Wyborcza" miała ponoć zamiar zorganizować apel intelektualistów w obronie arcybiskupa Wielgusa, ale okazało się, że spośród tych, którzy 8 lutego 1953 r. podpisali rezolucję potępiającą amerykańskich szpiegów z Krakowskiej Kurii Metropolitalnej wspierających antypolskie knowania i z pewnością stanęliby teraz murem przeciw antypolskim knowaniom wymierzonym w Warszawską Kurię Metropolitalną, przetrwała tylko garstka. Parę podpisów, nawet z Mrożkiem, Szymborską i Bruno Miecugowem, to za mało. Niewykluczone, że w tej sytuacji "Gazeta" wystąpi po prostu o kanonizację Wielgusa albo przynajmniej o palmę męczeńską.
Rozpętana przez siły antypolskie awantura odwróciła uwagę milionów Polaków, na szczęście nie wszystkich, od poważnego przegrupowania, które dokonuje się na polskiej scenie politycznej. Samoobrona postanowiła zostać partią inteligencji. Znudziły się jej buraki i chce sięgnąć do konfitur. Pomysł powziął poseł Maksymiuk w noc wigilijną, po wizycie w zabudowaniach gospodarskich i wysłuchaniu opinii trzody chlewnej i drobiu. Pierwszy krok w tym kierunku został już zrobiony, bo przewodniczącego Andrzeja Leppera politechnika moskiewska wyróżniła tytułem doktora honoris causa. W ten sposób pierwszy przewodniczący został też pierwszym intelektualistą Samoobrony.
Tutaj mała dygresja - na studiach miałem kolegę Marka M. (nie podaję nazwiska, bo mieszka teraz na Florydzie i nie wiem, czy życzyłby sobie, zwłaszcza w tym kontekście). Marek, kiedy tylko zobaczył u kogoś na ręku zegarek (rym przypadkowy, a nawet niechciany), natychmiast go ściągał, nie w celu przywłaszczenia, lecz penetracji. Rozbierał wszystkie zegarki, a potem składał je na nowo, nawet ucząc się jednocześnie staro-cerkiewno-słowiańskiego albo palatalizacji spółgłosek. Teraz Marek jest jedynym na świecie specjalistą od naprawiania XVI- i XVII-wiecznych czasomierzy, do których dorabia części, posługując się narzędziami i techniką z epoki. Niedawno poproszono go o naprawę i konserwację zegarów na Kremlu. W nagrodę za dobrze wykonaną naprawę Marek dostał doktorat honoris causa moskiewskiej politechniki.
Pojawia się pytanie, co Lepper naprawiał na Kremlu, że zasłużył na identyczne wyróżnienie. Różnie o tym mówią. Nie chcę powtarzać plotek, ale z tymi sanitariatami to gruba przesada. To już by raczej wskazywało na Łyżwińskiego.
W każdym razie Samoobrona idzie w kierunku partii inteligenckiej, a Platforma Obywatelska przeciwnie. Po skanalizowaniu Jana Marii Rokity odsunięto, jak słychać, od wpływów (co z tymi cholernymi skojarzeniami wod-kan) Jacka Saryusza-Wolskiego, jednego z najmądrzejszych ludzi w platformie. Wysokiej klasy intelektualistę i wspaniałego fachowca od spraw europejskich i międzynarodowych. W ten sposób z intelektualistów został w kierownictwie Platformy Obywatelskiej już tylko Schetyna, ale niewykluczone, że w związku z widoczną już restrukturyzacją sceny politycznej przejdzie do Samoobrony. Wtedy też będzie mógł liczyć na doktorat honoris causa w Moskwie. O ile naprawi zegarek.
Platforma Obywatelska zabiega natomiast o Leszka Balcerowicza, który długo musiał odejść, a teraz nie ma innego wyjścia, tylko musi nadejść. Pytanie, dokąd? Na miejscu Balcerowicza dobrze bym się zastanowił, czy w obecnej sytuacji nie lepiej od razu do inteligenckiej Samoobrony, żeby od początku brać udział w brainstormingach urządzanych przez doktora Leppera, zamiast się pakować do populistycznej platformy i pokrzykiwać z Tuskiem, że w Polsce ludzie masowo mrą z głodu, a gniew ludu jest tuż.
Nadal niepewny jest los Kazimierza Marcinkiewicza, który jako fizyk nie nadaje się na prezesa banku. Gdyby był grafikiem, mógłby chociaż podretuszować bilans. Ja osobiście żałuję, że w czasie premierostwa Marcinkiewicz nie załatwił sobie święceń kapłańskich. Mógłby teraz w trybie nagłym zostać arcybiskupem metropolitą warszawskim i w czasie ingresu mieć życiową satysfakcję - prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz musiałaby go pocałować. Wprawdzie tylko w pierścień, ale zawsze.
Rozpętana przez siły antypolskie awantura odwróciła uwagę milionów Polaków, na szczęście nie wszystkich, od poważnego przegrupowania, które dokonuje się na polskiej scenie politycznej. Samoobrona postanowiła zostać partią inteligencji. Znudziły się jej buraki i chce sięgnąć do konfitur. Pomysł powziął poseł Maksymiuk w noc wigilijną, po wizycie w zabudowaniach gospodarskich i wysłuchaniu opinii trzody chlewnej i drobiu. Pierwszy krok w tym kierunku został już zrobiony, bo przewodniczącego Andrzeja Leppera politechnika moskiewska wyróżniła tytułem doktora honoris causa. W ten sposób pierwszy przewodniczący został też pierwszym intelektualistą Samoobrony.
Tutaj mała dygresja - na studiach miałem kolegę Marka M. (nie podaję nazwiska, bo mieszka teraz na Florydzie i nie wiem, czy życzyłby sobie, zwłaszcza w tym kontekście). Marek, kiedy tylko zobaczył u kogoś na ręku zegarek (rym przypadkowy, a nawet niechciany), natychmiast go ściągał, nie w celu przywłaszczenia, lecz penetracji. Rozbierał wszystkie zegarki, a potem składał je na nowo, nawet ucząc się jednocześnie staro-cerkiewno-słowiańskiego albo palatalizacji spółgłosek. Teraz Marek jest jedynym na świecie specjalistą od naprawiania XVI- i XVII-wiecznych czasomierzy, do których dorabia części, posługując się narzędziami i techniką z epoki. Niedawno poproszono go o naprawę i konserwację zegarów na Kremlu. W nagrodę za dobrze wykonaną naprawę Marek dostał doktorat honoris causa moskiewskiej politechniki.
Pojawia się pytanie, co Lepper naprawiał na Kremlu, że zasłużył na identyczne wyróżnienie. Różnie o tym mówią. Nie chcę powtarzać plotek, ale z tymi sanitariatami to gruba przesada. To już by raczej wskazywało na Łyżwińskiego.
W każdym razie Samoobrona idzie w kierunku partii inteligenckiej, a Platforma Obywatelska przeciwnie. Po skanalizowaniu Jana Marii Rokity odsunięto, jak słychać, od wpływów (co z tymi cholernymi skojarzeniami wod-kan) Jacka Saryusza-Wolskiego, jednego z najmądrzejszych ludzi w platformie. Wysokiej klasy intelektualistę i wspaniałego fachowca od spraw europejskich i międzynarodowych. W ten sposób z intelektualistów został w kierownictwie Platformy Obywatelskiej już tylko Schetyna, ale niewykluczone, że w związku z widoczną już restrukturyzacją sceny politycznej przejdzie do Samoobrony. Wtedy też będzie mógł liczyć na doktorat honoris causa w Moskwie. O ile naprawi zegarek.
Platforma Obywatelska zabiega natomiast o Leszka Balcerowicza, który długo musiał odejść, a teraz nie ma innego wyjścia, tylko musi nadejść. Pytanie, dokąd? Na miejscu Balcerowicza dobrze bym się zastanowił, czy w obecnej sytuacji nie lepiej od razu do inteligenckiej Samoobrony, żeby od początku brać udział w brainstormingach urządzanych przez doktora Leppera, zamiast się pakować do populistycznej platformy i pokrzykiwać z Tuskiem, że w Polsce ludzie masowo mrą z głodu, a gniew ludu jest tuż.
Nadal niepewny jest los Kazimierza Marcinkiewicza, który jako fizyk nie nadaje się na prezesa banku. Gdyby był grafikiem, mógłby chociaż podretuszować bilans. Ja osobiście żałuję, że w czasie premierostwa Marcinkiewicz nie załatwił sobie święceń kapłańskich. Mógłby teraz w trybie nagłym zostać arcybiskupem metropolitą warszawskim i w czasie ingresu mieć życiową satysfakcję - prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz musiałaby go pocałować. Wprawdzie tylko w pierścień, ale zawsze.
Więcej możesz przeczytać w 2/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.