Duet Merkel - Steinmeier tworzy nową wschodnią Realpolitik
Trzy godziny trwała dyskusja z Turkmenbaszą. Według Agencji Reutera, była ostra. "Pan nie przestrzega praw człowieka" - mówił Frank Walter Steinmeier. "Trzeba chronić kraj i region przed islamskim terroryzmem" - odpowiadał Turkmenbasza. "Ale w ten sposób nie możemy sobie pomóc, nie ma dostępu do funduszy pomocowych" - argumentował Steinmeier. Później szef niemieckiej dyplomacji był już nieco spokojniejszy. "Turkmenistan nie ma osiągnięć w dziedzinie przestrzegania praw człowieka, przekazałem to prezydentowi Nijazowowi" - stwierdził. Następnego dnia bulwarówka "Bild" opatrzyła korespondencję ze spotkania tytułem "Podróż do Absurdystanu".
Miesiąc po wizycie Steinmeiera Turkmenbasza już nie żył. Ale nie był to efekt wizyty. Niemiecka polityka zagraniczna wypłynie na nowe wody w czasie przewodnictwa Niemiec w UE. I choć Niemcy unikają określenia Ostpolitik, duet Merkel- Steinmeier przygotował kompleksową politykę wobec Wschodu. W pół roku Niemcy chcą uporządkować stosunki UE z Rosją, zająć się europejskimi ambicjami Ukrainy i stworzyć politykę unii w Azji Środkowej. Dla Ukrainy oznacza to zrównanie ze statusem krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, dla Azji Środkowej - udział w budowie "europejskiego systemu bezpieczeństwa energetycznego", a dla Rosji - przywileje. Dokument "Nachbarschaft Plus" (Sąsiedztwo plus) to kontynuacja "Kamerad-schaft" (Braterstwa) Schrëdera i Putina. "Musimy pilnie odideologizować nieco usztywnioną dyskusję o Rosji. Jesteśmy żywotnie zainteresowani tym, by Rosja nieodwracalnie zbliżała się do Europy (...). Bez naszego zaangażowania nie dojdzie do tego" - mówił w wywiadzie dla "Der Spiegel". Gdy Niemcy odideologizują stosunki z Rosją i zainstalują się w Azji, rola Polski będzie znikoma. Ciężar polityki wschodniej UE przejmie na swoje barki Angela Merkel, uważana za "jedynego faceta" w unii.
Mocarstwo a wola
W 1993 r. Christian Hacke w książce "Welt-macht wider Willen", snując analogie do czasów sprzed I wojny światowej, gdy Niemcy szukały swojego miejsca pod słońcem, mówił o "lewicowym wilhelminizmie". W końcu ten wilhelminizm objawił się w postaci Gerharda Schrëdera, który to, co służyło potrzebom wyborczym, przekształcił w największy kryzys w powojennej polityce zagranicznej Niemiec. "To odwrócona mania wielkości. Ponieważ nie jesteśmy już najgorsi na świecie, chcemy być najlepsi" - pisał Hacke.
"Weltmacht wider Willen" przekształcił się w "Mittelmacht", mocarstwo średniego formatu, a za kilka lat być może publicyści będą pisać o "Grossmacht", wielkim mocarstwie. Angela Merkel ma ambicje globalne. Niemcy mają być obecne na Bliskim Wschodzie, w Rosji, Azji Środkowej i Chinach. Mają tworzyć politykę wschodnią UE i być "jądrem integracji" ożywiającym eurokonstytucję. "Za dziesięć lat koalicja CDU/CSU-SPD może być pamiętana jako ta, która zapomniała o polityce wewnętrznej, ale także ta, która zapewniła bezpieczeństwo w świecie pozimnowojennym" - napisał "The Economist".
Wraz z nadejściem Merkel wilhelminizm odszedł do lamusa, a zastąpił go zimny pragmatyzm. W spotkaniach z innymi przywódcami Merkel odkłada na bok sentymenty, akcentując niemieckie interesy. Pomaga jej odchodzenie w cień takich twórców światowej polityki, jak Chirac i Blair. "To najbardziej poważny i odpowiedzialny polityk, jakiego Europa miała w ciągu kilkunastu ostatnich lat" - mówił po spotkaniu z Merkel Ehud Olmert, premier Izraela.
Powrót Brandta
Wejściem na globalną scenę w 2007 r. ma być dla Niemiec podwójne przewodnictwo: półroczne w UE i roczne w G-8. To okazja, by się zaprezentować z "konstruktywnej" strony. Choć Merkel unika sformułowania Ostpolitik (mówi o nowej polityce sąsiedztwa), jej koncepcja polityki wschodniej jest kontynuacją pomysłów WillyŐego Brandta. W latach 70. Brandt postawił śmiałą tezę, że skoro próba zjednoczenia Niemiec przy pomocy Zachodu nie powiodła się, to należy zabiegać o to przez zbliżenie do bloku komunistycznego. Zaczął kokietować NRD, dążyć do uznania granicy z Polską na Odrze i Nysie i do bezpośrednich rozmów z Moskwą. "Jeden wspólny projekt gospodarczy integruje bardziej niż lata dyplomacji" - mówił Brandt.
Dziś przeżywamy polityczne déjà vu. Wspólnym projektem gospodarczym, który "integruje bardziej niż lata dyplomacji", jest Gazociąg Północny. Nowa Ostpolitik zakłada stworzenie europejskiej sieci bezpieczeństwa energetycznego, której osią ma być gazociąg. Drugi projekt to zdobycie kontraktów energetycznych w Azji Środkowej. Polska niechęć do gazociągu jest dla Niemców niezrozumiała. Do projektu chcą się przyłączyć Holendrzy, Brytyjczycy i Francuzi, w rozumieniu Niemców nabrał on więc ogólnoeuropejskiego charakteru.
Kolejnym déjà vu jest strategia przyjęta wobec wschodnich sąsiadów UE. Według planów Berlina, Kijów nie otrzyma obietnicy członkostwa w UE. Zostanie przesunięty do poczekalni i dostanie w zamian ofertę unijnych funduszy i wolnego handlu z UE. Ta sama oferta ma zostać przedstawiona Mołdawii, Gruzji i Białorusi, jeśli ta przeprowadzi demokratyczne zmiany. Oznacza to zrównanie statusu tych krajów z państwami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którym ponad dziesięć lat temu zaoferowano model partnerstwa śródziemnomorskiego. Mimo wsparcia finansowego (3,5 mld euro rocznie) te kraje nie zbliżają się do UE, a cel (stworzenie do 2010 r. strefy wolnego handlu) się oddala. W gruncie rzeczy to odłożenie członkostwa Kijowa ad Kalendas Graecas, co jest po myśli Kremla. "Zalecam, byśmy podtrzymywali strategiczne zaangażowanie w stosunki z Rosją" - mówił Steinmeier w Brukseli, prezentując założenia prezydencji.
W interesie Rosji
Niemiecką politykę zagraniczną zawsze rozgrywały duety. W latach 70. i 80. kształtował ją tandem Helmut Schmidt - Hans-Dietrich Genscher, Helmut Kohl - Genscher, potem Kohl - Kinkel, a w latach 90. - Schrëder i Fi-scher. Pierwszą Ostpolitik stworzył duet Willy Brandt - Walter Scheel. Drugą budują Angela Merkel i Frank Walter Steinmeier.
Niemiecka kanclerz w wystąpieniu kreślącym priorytety niemieckiej prezydencji uniknęła tematu Rosji. Nie chciała kolejnego zadrażnienia w obliczu fatalnych relacji Warszawy z Moskwą. W duecie Merkel - Steinmeier odpowiedzialność za poprawę stosunków Brukseli z Moskwą przypadła temu drugiemu. - Niemcy zamierzają rozmawiać z Rosją po cichu. Nie przegapią okazji, by załatwić z Rosjanami większość spraw - mówi "Wprost" unijny dyplomata.
Steinmeier miał także zbadać możliwości zbliżenia UE z Azją Środkową. To też powrót do idei Brandta i ukutego wówczas pojęcia Randstatenpolitik. W czasach zimnej wojny był to pomysł poprawy stosunków z krajami bloku radzieckiego przez podkreślanie ich odmienności kulturowej. Steinmeier robi to samo. - Spotkanie z Turkmenbaszą to w gruncie rzeczy legitymizacja systemu. Tak jak kokietowanie Karimowa z Uzbekistanu czy przymilanie się do Nazarbajewa z Kazachstanu - mówi Nick Megoran, specjalista ds. Azji na uniwersytecie w New Castle. W Taszkiencie Steinmeier mówił, że unijne sankcje nałożone na Uzbekistan powinny zostać zniesione. Kilka miesięcy wcześniej Niemcy je złamali, zezwalając, by na leczenie do Hanoweru przyleciał Zokirjon Almatow, uzbecki szef MSW, w dużym stopniu odpowiedzialny za masakrę w Andidżanie.
Paradoksalnie obecność Niemiec w Azji Środkowej jest w interesie Rosji. Moskwa tworzy konkurencję, która ma wyprzeć z regionu USA. Konkurencję dla Moskwy niegroźną, bo uznającą status quo w regionie. Nowa wersja Randstatenpolitik przynosi efekty. Władze uzbeckie zażądały od USA zamknięcia bazy lotniczej w Karszi-Chanabad i skonfiskowały 50 proc. udziałów w amerykańskiej kopalni złota. Do niemieckiej bazy pod Taszkientem nikt nie miał zastrzeżeń.
Wolność i pieniądze
Nowa niemiecka Ostpolitik jest groźna, bo nie definiuje dokładnie stosunku wobec Rosji. Z jednej strony Merkel zapewnia, że "zadaje Putinowi niewygodne pytania", a niemiecka prasa jest przychylna polskiemu wetu w UE, nazywając je "ostatnim przejawem unijnej solidarności". Z drugiej - Rosjan darzy się w Niemczech szczególnym sentymentem. W oczach niemieckich elit Rosja to kraj boleśnie doświadczony przez zawinioną przez Niemcy wojnę. Zaproszenie do udziału w obchodach 60. rocznicy zakończenia wojny Schrëder nazwał "dowodem zaufania do narodu niemieckiego".
Polska nie była tak traktowana. Realizm Ostpolitik nie pozwolił Niemcom poprzeć "Solidarności". Teraz może być podobnie. "Dziś nie ma bojowników, nie ma szans na zmianę systemu politycznego w Rosji, są za to odideologizowane pieniądze, które można zarobić, wydobywając rosyjską ropę i gaz" - mówi politolog Iwan Krastew. Podobnie jak Finowie, Niemcy patrzą na Rosję w kategoriach korzyści. Dyskomfort, który wywołało zamordowanie Politkowskiej i Litwinienki, mija. "Złym" jest dziś Polska, która dla błahej "mięsnej sprawy" staje okoniem w dużych międzynarodowych interesach. Ostpolitik Brandta była pierwotną wersją détente. Pytanie, czy wobec dzisiejszej Rosji, coraz ostrzej skręcającej w stronę autorytaryzmu, należy stosować politykę odprężenia?
Willy Brandt stwierdził, że największą siłą w polityce jest moralność. Moralność w Ostpolitik Angeli Merkel schodzi na drugi plan.
Miesiąc po wizycie Steinmeiera Turkmenbasza już nie żył. Ale nie był to efekt wizyty. Niemiecka polityka zagraniczna wypłynie na nowe wody w czasie przewodnictwa Niemiec w UE. I choć Niemcy unikają określenia Ostpolitik, duet Merkel- Steinmeier przygotował kompleksową politykę wobec Wschodu. W pół roku Niemcy chcą uporządkować stosunki UE z Rosją, zająć się europejskimi ambicjami Ukrainy i stworzyć politykę unii w Azji Środkowej. Dla Ukrainy oznacza to zrównanie ze statusem krajów Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, dla Azji Środkowej - udział w budowie "europejskiego systemu bezpieczeństwa energetycznego", a dla Rosji - przywileje. Dokument "Nachbarschaft Plus" (Sąsiedztwo plus) to kontynuacja "Kamerad-schaft" (Braterstwa) Schrëdera i Putina. "Musimy pilnie odideologizować nieco usztywnioną dyskusję o Rosji. Jesteśmy żywotnie zainteresowani tym, by Rosja nieodwracalnie zbliżała się do Europy (...). Bez naszego zaangażowania nie dojdzie do tego" - mówił w wywiadzie dla "Der Spiegel". Gdy Niemcy odideologizują stosunki z Rosją i zainstalują się w Azji, rola Polski będzie znikoma. Ciężar polityki wschodniej UE przejmie na swoje barki Angela Merkel, uważana za "jedynego faceta" w unii.
Mocarstwo a wola
W 1993 r. Christian Hacke w książce "Welt-macht wider Willen", snując analogie do czasów sprzed I wojny światowej, gdy Niemcy szukały swojego miejsca pod słońcem, mówił o "lewicowym wilhelminizmie". W końcu ten wilhelminizm objawił się w postaci Gerharda Schrëdera, który to, co służyło potrzebom wyborczym, przekształcił w największy kryzys w powojennej polityce zagranicznej Niemiec. "To odwrócona mania wielkości. Ponieważ nie jesteśmy już najgorsi na świecie, chcemy być najlepsi" - pisał Hacke.
"Weltmacht wider Willen" przekształcił się w "Mittelmacht", mocarstwo średniego formatu, a za kilka lat być może publicyści będą pisać o "Grossmacht", wielkim mocarstwie. Angela Merkel ma ambicje globalne. Niemcy mają być obecne na Bliskim Wschodzie, w Rosji, Azji Środkowej i Chinach. Mają tworzyć politykę wschodnią UE i być "jądrem integracji" ożywiającym eurokonstytucję. "Za dziesięć lat koalicja CDU/CSU-SPD może być pamiętana jako ta, która zapomniała o polityce wewnętrznej, ale także ta, która zapewniła bezpieczeństwo w świecie pozimnowojennym" - napisał "The Economist".
Wraz z nadejściem Merkel wilhelminizm odszedł do lamusa, a zastąpił go zimny pragmatyzm. W spotkaniach z innymi przywódcami Merkel odkłada na bok sentymenty, akcentując niemieckie interesy. Pomaga jej odchodzenie w cień takich twórców światowej polityki, jak Chirac i Blair. "To najbardziej poważny i odpowiedzialny polityk, jakiego Europa miała w ciągu kilkunastu ostatnich lat" - mówił po spotkaniu z Merkel Ehud Olmert, premier Izraela.
Powrót Brandta
Wejściem na globalną scenę w 2007 r. ma być dla Niemiec podwójne przewodnictwo: półroczne w UE i roczne w G-8. To okazja, by się zaprezentować z "konstruktywnej" strony. Choć Merkel unika sformułowania Ostpolitik (mówi o nowej polityce sąsiedztwa), jej koncepcja polityki wschodniej jest kontynuacją pomysłów WillyŐego Brandta. W latach 70. Brandt postawił śmiałą tezę, że skoro próba zjednoczenia Niemiec przy pomocy Zachodu nie powiodła się, to należy zabiegać o to przez zbliżenie do bloku komunistycznego. Zaczął kokietować NRD, dążyć do uznania granicy z Polską na Odrze i Nysie i do bezpośrednich rozmów z Moskwą. "Jeden wspólny projekt gospodarczy integruje bardziej niż lata dyplomacji" - mówił Brandt.
Dziś przeżywamy polityczne déjà vu. Wspólnym projektem gospodarczym, który "integruje bardziej niż lata dyplomacji", jest Gazociąg Północny. Nowa Ostpolitik zakłada stworzenie europejskiej sieci bezpieczeństwa energetycznego, której osią ma być gazociąg. Drugi projekt to zdobycie kontraktów energetycznych w Azji Środkowej. Polska niechęć do gazociągu jest dla Niemców niezrozumiała. Do projektu chcą się przyłączyć Holendrzy, Brytyjczycy i Francuzi, w rozumieniu Niemców nabrał on więc ogólnoeuropejskiego charakteru.
Kolejnym déjà vu jest strategia przyjęta wobec wschodnich sąsiadów UE. Według planów Berlina, Kijów nie otrzyma obietnicy członkostwa w UE. Zostanie przesunięty do poczekalni i dostanie w zamian ofertę unijnych funduszy i wolnego handlu z UE. Ta sama oferta ma zostać przedstawiona Mołdawii, Gruzji i Białorusi, jeśli ta przeprowadzi demokratyczne zmiany. Oznacza to zrównanie statusu tych krajów z państwami Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którym ponad dziesięć lat temu zaoferowano model partnerstwa śródziemnomorskiego. Mimo wsparcia finansowego (3,5 mld euro rocznie) te kraje nie zbliżają się do UE, a cel (stworzenie do 2010 r. strefy wolnego handlu) się oddala. W gruncie rzeczy to odłożenie członkostwa Kijowa ad Kalendas Graecas, co jest po myśli Kremla. "Zalecam, byśmy podtrzymywali strategiczne zaangażowanie w stosunki z Rosją" - mówił Steinmeier w Brukseli, prezentując założenia prezydencji.
W interesie Rosji
Niemiecką politykę zagraniczną zawsze rozgrywały duety. W latach 70. i 80. kształtował ją tandem Helmut Schmidt - Hans-Dietrich Genscher, Helmut Kohl - Genscher, potem Kohl - Kinkel, a w latach 90. - Schrëder i Fi-scher. Pierwszą Ostpolitik stworzył duet Willy Brandt - Walter Scheel. Drugą budują Angela Merkel i Frank Walter Steinmeier.
Niemiecka kanclerz w wystąpieniu kreślącym priorytety niemieckiej prezydencji uniknęła tematu Rosji. Nie chciała kolejnego zadrażnienia w obliczu fatalnych relacji Warszawy z Moskwą. W duecie Merkel - Steinmeier odpowiedzialność za poprawę stosunków Brukseli z Moskwą przypadła temu drugiemu. - Niemcy zamierzają rozmawiać z Rosją po cichu. Nie przegapią okazji, by załatwić z Rosjanami większość spraw - mówi "Wprost" unijny dyplomata.
Steinmeier miał także zbadać możliwości zbliżenia UE z Azją Środkową. To też powrót do idei Brandta i ukutego wówczas pojęcia Randstatenpolitik. W czasach zimnej wojny był to pomysł poprawy stosunków z krajami bloku radzieckiego przez podkreślanie ich odmienności kulturowej. Steinmeier robi to samo. - Spotkanie z Turkmenbaszą to w gruncie rzeczy legitymizacja systemu. Tak jak kokietowanie Karimowa z Uzbekistanu czy przymilanie się do Nazarbajewa z Kazachstanu - mówi Nick Megoran, specjalista ds. Azji na uniwersytecie w New Castle. W Taszkiencie Steinmeier mówił, że unijne sankcje nałożone na Uzbekistan powinny zostać zniesione. Kilka miesięcy wcześniej Niemcy je złamali, zezwalając, by na leczenie do Hanoweru przyleciał Zokirjon Almatow, uzbecki szef MSW, w dużym stopniu odpowiedzialny za masakrę w Andidżanie.
Paradoksalnie obecność Niemiec w Azji Środkowej jest w interesie Rosji. Moskwa tworzy konkurencję, która ma wyprzeć z regionu USA. Konkurencję dla Moskwy niegroźną, bo uznającą status quo w regionie. Nowa wersja Randstatenpolitik przynosi efekty. Władze uzbeckie zażądały od USA zamknięcia bazy lotniczej w Karszi-Chanabad i skonfiskowały 50 proc. udziałów w amerykańskiej kopalni złota. Do niemieckiej bazy pod Taszkientem nikt nie miał zastrzeżeń.
Wolność i pieniądze
Nowa niemiecka Ostpolitik jest groźna, bo nie definiuje dokładnie stosunku wobec Rosji. Z jednej strony Merkel zapewnia, że "zadaje Putinowi niewygodne pytania", a niemiecka prasa jest przychylna polskiemu wetu w UE, nazywając je "ostatnim przejawem unijnej solidarności". Z drugiej - Rosjan darzy się w Niemczech szczególnym sentymentem. W oczach niemieckich elit Rosja to kraj boleśnie doświadczony przez zawinioną przez Niemcy wojnę. Zaproszenie do udziału w obchodach 60. rocznicy zakończenia wojny Schrëder nazwał "dowodem zaufania do narodu niemieckiego".
Polska nie była tak traktowana. Realizm Ostpolitik nie pozwolił Niemcom poprzeć "Solidarności". Teraz może być podobnie. "Dziś nie ma bojowników, nie ma szans na zmianę systemu politycznego w Rosji, są za to odideologizowane pieniądze, które można zarobić, wydobywając rosyjską ropę i gaz" - mówi politolog Iwan Krastew. Podobnie jak Finowie, Niemcy patrzą na Rosję w kategoriach korzyści. Dyskomfort, który wywołało zamordowanie Politkowskiej i Litwinienki, mija. "Złym" jest dziś Polska, która dla błahej "mięsnej sprawy" staje okoniem w dużych międzynarodowych interesach. Ostpolitik Brandta była pierwotną wersją détente. Pytanie, czy wobec dzisiejszej Rosji, coraz ostrzej skręcającej w stronę autorytaryzmu, należy stosować politykę odprężenia?
Willy Brandt stwierdził, że największą siłą w polityce jest moralność. Moralność w Ostpolitik Angeli Merkel schodzi na drugi plan.
Więcej możesz przeczytać w 2/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.