W Bagdadzie coraz częściej mówi się o powołaniu rządu wojskowych
Pierwszy raz Saddam umarł 9 kwietnia 2003 r., gdy amerykańskie wojska zajęły Bagdad. Wtedy runął pomnik na placu Ferdoz. Zdjęcia z tego wydarzenia pokazały chyba wszystkie telewizje na świecie. Choć trudno w to uwierzyć, Irakijczycy cieszyli się z wyzwolenia. Saddam, który uciekł z miasta, pozostawał w nim jednak wszechobecny. Nie tylko dlatego, że spoglądał z portretów i resztek pomników. Jego dziedzictwem były porozklejane na murach czarne transparenty z wypisanymi nazwiskami jego ofiar, które rodziny dopiero teraz miały odwagę opłakiwać. Reżim zamordował około 300 tys. osób. Spuścizną "rzeźnika z Bagdadu" były masowe groby i więzienia, w których znajdowano narzędzia tortur i ludzkie szczątki.
Terapia po satrapie
Tym, co najmocniej po byłym dyktatorze dawało się wówczas we znaki, był strach Irakijczyków, że nie powinni się zbyt głośno cieszyć z odzyskanej wolności, bo dyktator może wrócić. Jak się okazało, nie był to strach bezpodstawny. Jak ujawnił "Time", Saddam tuż przed tym, jak został przegnany z Bagdadu, przekazał współpracownikom, m.in. gen. Muhammadowi Junisowi al-Ahmedowi, polecenie przygotowania powstania. Poza upoważnieniami dał mu dostęp do tajnych kont. Al-Ahmed wywiązywał się z zadania - w maju 2004 r. wyruszył z Mosulu do Hawiji, gdzie spotkał się z człowiekiem uważanym za głównego sponsora powstania na północnym wschodzie. Później, jak podał "Time", po wizycie na farmie pod Samarrą spotkał się z przywódcami grup religijnych i nacjonalistycznych z Bagdadu i z Rashidem Taanem Kazimem, który organizował powstanie na północy i zachodzie Iraku. Ostatnim przystankiem al-Ahmeda było Ramadi, gdzie przekazał 500 tys. dolarów lokalnym przywódcom sunnickim. Jak na ironię, to właśnie powstańcy przypieczętowali egzekucję dyktatora. "New York Times" ujawnił, że premier Iraku Nurial-Maliki naciskał na jak najszybsze wykonanie kary przede wszystkim z powodu obaw, że sunnici przeprowadzą serię porwań przedstawicieli irackich władz, by doprowadzić do uwolnienia byłego prezydenta. Paradoksalnie to nie tylko symbol porażki irackiej temidy i kompromitacji obecnych władz Iraku, ale także zbrodni byłego dyktatora.
Drugi raz Saddam umarł 13 grudnia 2003 r. Tego dnia wywleczono go z nory pod Tikritem, gdzie się ukrywał. - Przez 30 lat żyliśmy w kraju odciętym od świata, zamknięci w świecie człowieka chorego umysłowo. Gdybym miał leczyć wszystkich, którzy wierzyli w jego magiczną moc, w szpitalach wylądowałaby jedna trzecia Irakijczyków - twierdził prof. Alharith Hassan z Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Bagdadzkiego. W grudniu 2003 r. w Saddamie nie było już nic z Hammurabiego, Nabuchodonozora i Salamina, z którymi chciał być porównywany. Był tylko brudnym starcem, któremu lekarz wojskowy zaglądał w zęby. Wkrótce miał się rozpocząć proces satrapy. Transmisje rozpraw w telewizji irackiej służyły zbiorowej terapii całego narodu. Dyktator z dnia na dzień stawał się coraz mniej demoniczny. "Sąd zmienił go z ludojada w zwykłego śmiertelnika,a potem w zabawnie patetycznego zasuszonego starca" - pisał specjalizujący się w sprawach irackich Aparism Gosh.
Podczas procesu i po nim powtarzały się głosy, że biorąc pod uwagę wojnę domową, naciski na sędziów i zabójstwa adwokatów oraz ich rodzin, bardziej niż o wymierzanie sprawiedliwości chodzi o obdarcie oskarżonego z mitu. Równie często mówiono jednak, że upokorzony Saddam zostanie raczej męczennikiem niż straszakiem dla satrapów. Jego egzekucja miała przypieczętować słuszność tego twierdzenia.
Diabeł męczennikiem
"Dajcie mi kawałek betonu, a będziemy rządzić. Tłum tylko chwilami jest niebezpieczny, głupi jest zawsze" - te słowa mogły być mottem 30 lat rządów dyktatora, który do perfekcji opanował stosowanie populizmu, przekupstwa i terroru. "Członkostwo w ekskluzywnych klubach, drogie auta, wille, podróże zagraniczne i Johnnie Walker - to wszystko oznacza, że jesteś mu potrzebny, by go chronić lub do jakiegoś interesu. Torturami, więzieniem i egzekucjami obdarowywani są ci, którzy wypadli z gry" - pisał Khidhir Hamza, który w 1994 r. uciekł z Iraku.
Problem w tym, że następca Saddama przejął po nim to motto. Premier Nuri al--Maliki wykorzystał egzekucję dyktatora, by zjednać sobie członków rządu i parlamentarzystów związanych z radykałem szyickim Muktadą as-Sadrem. Wycofali oni poparcie dla szefa rządu, gdy kilka tygodni temu spotkał się w Jordanii z prezydentem Bushem. Al-Maliki sam podpisał nakaz egzekucji, jak chcieli sadrowcy, choć prawo irackie nakazuje, by podpis złożył prezydent lub jego zastępcy. Egzekucję przeprowadzono w pierwszym dniu Święta Ofiarowania, a zgodnie z prawem wyroków śmierci nie wolno wykonywać podczas świąt religijnych. Wrażenia, że zdominowanemu przez szyitów rządowi chodziło o upokorzenie sunnitów, dopełniały owacje i wykrzykiwanie nazwiska as-Sadra podczas egzekucji Saddama. W tym kontekście zapewnienia al-Malikiego, że były dyktator nie reprezentował sunnitów, lecz "swą diabelską duszę", wydają się żałosne, a ci, którzy chcieli upokorzyć byłego prezydenta, uczynili z niego symbol własnych ofiar. - Upadek Saddama i trzęsienie ziemi, jakie wydarzyło się później, scementowało reżimy na Bliskim Wschodzie. Teraz przywódcy mówią Arabom: "Patrzcie na Irak. Oto, co przyniesie nam Ameryka" - mówi syryjski analityk Sami Moubayed.
Duch nad Bagdadem
Jakie będą konsekwencje ostatnich wydarzeń dla Iraku? Arabskie media trąbią, że rozwiązaniem może być powołanie tymczasowego rządu wojskowych. Informację, że taki scenariusz jest rozważany, potwierdził "Wprost" sunnita, były członek rządu w Bagdadzie. Do myślenia daje fakt, iż w czasie gdy Bush rozmawiał z al-Malikim, były premier Ajad Allawi spotkał się w Jordanii z generałami z armii Saddama. Gdy arabska telewizja Al-Hurra zapytała Allawiego o cel spotkania i o to, czy rozważane jest powołanie rządu wojskowych w Bagdadzie, nie zaprzeczył. Stwierdził jedynie, iż "planowano stworzenie nowego paktu stabilizacyjnego dla Iraku". Do myślenia dają też informacje, że Allawi prowadził w Ammanie rozmowy z członkami delegacji Busha. Podobno pomysł przegnania z Bagdadu bojówek szyickich przez nową iracką armię dowodzoną przez dawnych dowódców i zainstalowania władz wojskowych popierają doradcy premiera i dyplomaci amerykańscy w Bagdadzie. Wydaje się, że tylko wojskowy gabinet miałby szansę okiełznać bojówki as-Sadra, Armię Mahdiego i Brygady Badr, zbrojne ramię Najwyższej Rady Rewolucji Islamskiej, która weszła do Zjednoczonego Sojuszu Irackiego, szyickiej koalicji kierowanej przez al-Malikiego. Dwie pierwsze organizacje są odpowiedzialne za większość zabójstw na tle religijnym. W ostatnich czterech miesiącach zginęło w nich około 10 tys. Irakijczyków. W ubiegły wtorek znaleziono ciała 47 osób, głównie sunnitów. Większość nosiła ślady tortur. Tydzień wcześniej brytyjscy żołnierze z więzienia w Basrze uwolnili setkę więźniów, nad którymi wcześniej się znęcano.
Nie musi to oznaczać, że w Bagdadzie dojdzie do klasycznego przewrotu wojskowego. Możliwe, że obecny gabinet w okrojonej postaci będzie współpracował z saddamowskimi oficerami wcielonymi do irackiej armii. Byliby oni gwarantem ograniczenia zamachów sunnickiego ruchu oporu. Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe byłoby też wprowadzenie zaleceń Iraq Study Group, czyli skoszarowanie żołnierzy USA w wielkich bazach. Zamiast walczyć z sunnickimi partyzantami, mogliby się skoncentrować na szkoleniu irackich żołnierzy. Możliwe, że takiemu rozwiązaniu służy powołanie na nowego dowódcę wojsk USA w Iraku gen. Davida Petraeusa, który okazał się wyjątkowo skuteczny jako organizator szkolenia irackiej armii.
Saddam zawisł, ale jeszcze nie umarł do końca. Jego duch wciąż krąży nad Bagdadem. I zapewne będzie krążyć tak długo, jak długo ci iraccy ministrowie, którzy tak ochoczo wysyłali go na szafot, nie zawisną na tej samej szubienicy za podobne zbrodnie.
Terapia po satrapie
Tym, co najmocniej po byłym dyktatorze dawało się wówczas we znaki, był strach Irakijczyków, że nie powinni się zbyt głośno cieszyć z odzyskanej wolności, bo dyktator może wrócić. Jak się okazało, nie był to strach bezpodstawny. Jak ujawnił "Time", Saddam tuż przed tym, jak został przegnany z Bagdadu, przekazał współpracownikom, m.in. gen. Muhammadowi Junisowi al-Ahmedowi, polecenie przygotowania powstania. Poza upoważnieniami dał mu dostęp do tajnych kont. Al-Ahmed wywiązywał się z zadania - w maju 2004 r. wyruszył z Mosulu do Hawiji, gdzie spotkał się z człowiekiem uważanym za głównego sponsora powstania na północnym wschodzie. Później, jak podał "Time", po wizycie na farmie pod Samarrą spotkał się z przywódcami grup religijnych i nacjonalistycznych z Bagdadu i z Rashidem Taanem Kazimem, który organizował powstanie na północy i zachodzie Iraku. Ostatnim przystankiem al-Ahmeda było Ramadi, gdzie przekazał 500 tys. dolarów lokalnym przywódcom sunnickim. Jak na ironię, to właśnie powstańcy przypieczętowali egzekucję dyktatora. "New York Times" ujawnił, że premier Iraku Nurial-Maliki naciskał na jak najszybsze wykonanie kary przede wszystkim z powodu obaw, że sunnici przeprowadzą serię porwań przedstawicieli irackich władz, by doprowadzić do uwolnienia byłego prezydenta. Paradoksalnie to nie tylko symbol porażki irackiej temidy i kompromitacji obecnych władz Iraku, ale także zbrodni byłego dyktatora.
Drugi raz Saddam umarł 13 grudnia 2003 r. Tego dnia wywleczono go z nory pod Tikritem, gdzie się ukrywał. - Przez 30 lat żyliśmy w kraju odciętym od świata, zamknięci w świecie człowieka chorego umysłowo. Gdybym miał leczyć wszystkich, którzy wierzyli w jego magiczną moc, w szpitalach wylądowałaby jedna trzecia Irakijczyków - twierdził prof. Alharith Hassan z Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Bagdadzkiego. W grudniu 2003 r. w Saddamie nie było już nic z Hammurabiego, Nabuchodonozora i Salamina, z którymi chciał być porównywany. Był tylko brudnym starcem, któremu lekarz wojskowy zaglądał w zęby. Wkrótce miał się rozpocząć proces satrapy. Transmisje rozpraw w telewizji irackiej służyły zbiorowej terapii całego narodu. Dyktator z dnia na dzień stawał się coraz mniej demoniczny. "Sąd zmienił go z ludojada w zwykłego śmiertelnika,a potem w zabawnie patetycznego zasuszonego starca" - pisał specjalizujący się w sprawach irackich Aparism Gosh.
Podczas procesu i po nim powtarzały się głosy, że biorąc pod uwagę wojnę domową, naciski na sędziów i zabójstwa adwokatów oraz ich rodzin, bardziej niż o wymierzanie sprawiedliwości chodzi o obdarcie oskarżonego z mitu. Równie często mówiono jednak, że upokorzony Saddam zostanie raczej męczennikiem niż straszakiem dla satrapów. Jego egzekucja miała przypieczętować słuszność tego twierdzenia.
Diabeł męczennikiem
"Dajcie mi kawałek betonu, a będziemy rządzić. Tłum tylko chwilami jest niebezpieczny, głupi jest zawsze" - te słowa mogły być mottem 30 lat rządów dyktatora, który do perfekcji opanował stosowanie populizmu, przekupstwa i terroru. "Członkostwo w ekskluzywnych klubach, drogie auta, wille, podróże zagraniczne i Johnnie Walker - to wszystko oznacza, że jesteś mu potrzebny, by go chronić lub do jakiegoś interesu. Torturami, więzieniem i egzekucjami obdarowywani są ci, którzy wypadli z gry" - pisał Khidhir Hamza, który w 1994 r. uciekł z Iraku.
Problem w tym, że następca Saddama przejął po nim to motto. Premier Nuri al--Maliki wykorzystał egzekucję dyktatora, by zjednać sobie członków rządu i parlamentarzystów związanych z radykałem szyickim Muktadą as-Sadrem. Wycofali oni poparcie dla szefa rządu, gdy kilka tygodni temu spotkał się w Jordanii z prezydentem Bushem. Al-Maliki sam podpisał nakaz egzekucji, jak chcieli sadrowcy, choć prawo irackie nakazuje, by podpis złożył prezydent lub jego zastępcy. Egzekucję przeprowadzono w pierwszym dniu Święta Ofiarowania, a zgodnie z prawem wyroków śmierci nie wolno wykonywać podczas świąt religijnych. Wrażenia, że zdominowanemu przez szyitów rządowi chodziło o upokorzenie sunnitów, dopełniały owacje i wykrzykiwanie nazwiska as-Sadra podczas egzekucji Saddama. W tym kontekście zapewnienia al-Malikiego, że były dyktator nie reprezentował sunnitów, lecz "swą diabelską duszę", wydają się żałosne, a ci, którzy chcieli upokorzyć byłego prezydenta, uczynili z niego symbol własnych ofiar. - Upadek Saddama i trzęsienie ziemi, jakie wydarzyło się później, scementowało reżimy na Bliskim Wschodzie. Teraz przywódcy mówią Arabom: "Patrzcie na Irak. Oto, co przyniesie nam Ameryka" - mówi syryjski analityk Sami Moubayed.
Duch nad Bagdadem
Jakie będą konsekwencje ostatnich wydarzeń dla Iraku? Arabskie media trąbią, że rozwiązaniem może być powołanie tymczasowego rządu wojskowych. Informację, że taki scenariusz jest rozważany, potwierdził "Wprost" sunnita, były członek rządu w Bagdadzie. Do myślenia daje fakt, iż w czasie gdy Bush rozmawiał z al-Malikim, były premier Ajad Allawi spotkał się w Jordanii z generałami z armii Saddama. Gdy arabska telewizja Al-Hurra zapytała Allawiego o cel spotkania i o to, czy rozważane jest powołanie rządu wojskowych w Bagdadzie, nie zaprzeczył. Stwierdził jedynie, iż "planowano stworzenie nowego paktu stabilizacyjnego dla Iraku". Do myślenia dają też informacje, że Allawi prowadził w Ammanie rozmowy z członkami delegacji Busha. Podobno pomysł przegnania z Bagdadu bojówek szyickich przez nową iracką armię dowodzoną przez dawnych dowódców i zainstalowania władz wojskowych popierają doradcy premiera i dyplomaci amerykańscy w Bagdadzie. Wydaje się, że tylko wojskowy gabinet miałby szansę okiełznać bojówki as-Sadra, Armię Mahdiego i Brygady Badr, zbrojne ramię Najwyższej Rady Rewolucji Islamskiej, która weszła do Zjednoczonego Sojuszu Irackiego, szyickiej koalicji kierowanej przez al-Malikiego. Dwie pierwsze organizacje są odpowiedzialne za większość zabójstw na tle religijnym. W ostatnich czterech miesiącach zginęło w nich około 10 tys. Irakijczyków. W ubiegły wtorek znaleziono ciała 47 osób, głównie sunnitów. Większość nosiła ślady tortur. Tydzień wcześniej brytyjscy żołnierze z więzienia w Basrze uwolnili setkę więźniów, nad którymi wcześniej się znęcano.
Nie musi to oznaczać, że w Bagdadzie dojdzie do klasycznego przewrotu wojskowego. Możliwe, że obecny gabinet w okrojonej postaci będzie współpracował z saddamowskimi oficerami wcielonymi do irackiej armii. Byliby oni gwarantem ograniczenia zamachów sunnickiego ruchu oporu. Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe byłoby też wprowadzenie zaleceń Iraq Study Group, czyli skoszarowanie żołnierzy USA w wielkich bazach. Zamiast walczyć z sunnickimi partyzantami, mogliby się skoncentrować na szkoleniu irackich żołnierzy. Możliwe, że takiemu rozwiązaniu służy powołanie na nowego dowódcę wojsk USA w Iraku gen. Davida Petraeusa, który okazał się wyjątkowo skuteczny jako organizator szkolenia irackiej armii.
Saddam zawisł, ale jeszcze nie umarł do końca. Jego duch wciąż krąży nad Bagdadem. I zapewne będzie krążyć tak długo, jak długo ci iraccy ministrowie, którzy tak ochoczo wysyłali go na szafot, nie zawisną na tej samej szubienicy za podobne zbrodnie.
Więcej możesz przeczytać w 2/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.