Listy z Rosji - śladami markiza de Custine'a
Astolphe de Custine, francuski podróżnik, prawie 170 lat temu przemierzył Rosję rządzoną przez Mikołaja I. Efektem podróży była książka "Listy z Rosji". 7 grudnia 2006 r. w podróż trasą de Custine'a wybrał się Grzegorz Ślubowski, współpracownik "Wprost" i dziennikarz Polskiego Radia
Z Petersburga wciąż bliżej do Europy niż na rosyjską prowincję
Grzegorz Ślubowski
Mijały godziny, a ja ciągle byłem na lotnisku Pułkowo pod Sankt Petersburgiem. Groźnie wyglądająca pani porucznik już chyba dziesiąty raz przeglądała mój paszport. Nie pomogły uśmiechy, a pytania: Czy mogę w czymś pomóc?, zbywała milczeniem. Przypomniałem sobie rozmowę z rosyjskim dyplomatą, który ostrzegał, bym w artykułach nie "opluwał" prezydenta. "Możesz pisać, o czym chcesz, ale zostaw Putina" - mówił. Widziałem też, jak pani porucznik przygląda się moim gruzińskim wizom. Moje artykuły ukazały się na gruzińskich stronach internetowych - może to się nie spodobało. Niepokoiło mnie to, że pani porucznik być może dobrze wie, po co przyjechałem do Rosji. Chciałem przejechać trasą Astolphe'a de Custine'a: z Petersburga przez Niżny Nowogród do Moskwy. Jego podróż sprzed 170 lat zaowocowała książką "Listy z Rosji". Francuz z przenikliwością opisał Rosję Mikołaja I. Nie szczędził krytyki. Jak pisał, jechał do Rosji "w poszukiwaniu argumentów przeciw rządom przedstawicielskim, wracał jako zwolennik rządów konstytucyjnych".
Moje obawy rozwiał naprędce wezwany mężczyzna w cywilnym ubraniu, nazywany "starszym towariszczem". Pół roku temu zamiast do paszportu rosyjska straż graniczna wbiła mi stempel do wizy. "Starszyj towariszcz" ponarzekał na nieudolność kolegów i wręczył mi dokument. "Rosja to kraj zbędnych formalności" - pisał de Custine.
Wizytówka imperium
De Custine'owi podobała się Moskwa, ale nie Petersburg. "Horda Kałmuków, która obozuje wokół dekoracji z antycznych świątyń - oto co się postrzega na pierwszy rzut oka w Petersburgu" - pisał. Dziś na Newskim Prospekcie, głównej arterii miasta, nie ma już "szkaradnych kamieni, które zastępują bruk". Są za to odrestaurowane zabytki, luksusowe kawiarnie i restauracje. Miasto podzielone kanałami rzeczywiście zasługuje na miano Wenecji Północy. Odległości, na które tak narzekał markiz, nie przerażają, jeśli porównuje się inne europejskie metropolie. "Mam wrażenie, że wszędzie jest pusto, na ogromnym placu przed Pałacem Zimowym nie widziałem żywego człowieka" - pisał de Custine. Dziś markiz musiałby stać w kilkukilometrowej kolejce, aby wejść do Pałacu Zimowego, w którym znajduje się największe rosyjskie muzeum - Ermitaż.
Petersburska ulica jest kolorowa i zamożna. Mieszkańcy na pozór niewiele się różnią od londyńczyków czy paryżan. Mój przyjaciel, petersburski dziennikarz Aleksander Gorszkow, długo próbuje sobie przypomnieć, kiedy widział ostatnio rosyjską wieś. Doskonale pamięta za to cotygodniowe wyjazdy do Helsinek. - Z Petersburga bliżej do Europy niż na rosyjską prowincję - mówi z rozbrajającą szczerością.
Nawet problemy są tu europejskie. Gaz-prom chce wybudować w centrum miasta luksusowy gmach Gazprom City. Czy supernowoczesny budynek może stać w zabytkowym centrum? Jednym to się podoba, bo przywołuje skojarzenia z Paryżem i Centrum Pompidou, innym nie. Dlaczego jednak firma, która dotychczas miała główną siedzibę w Moskwie, buduje swój główny biurowiec w Petersburgu? - Nie mieli wyboru - tak chciał Władimir Władimirowicz - stwierdza Gorszkow. Rosyjskie państwowe koncerny naftowe, takie jak Rosnieft, które dzięki wysokim cenom ropy zarabiają miliony, są zarejestrowane w Petersburgu. Tu płacą podatki - dzięki temu miasto żyje. Stąd pięknie odnowiony sobór św. Izaaka, luksusowe kawiarnie, uśmiechnięci ludzie na ulicach.
"Chodząc po tej ojczyźnie gmachów i pomników bez duszy ani na chwilę nie można zapomnieć, że to miasto zrodzone z jednego człowieka, a nie z jednego narodu" - pisał de Custine, wspominając Piotra I, dla którego Petersburg był miarą europejskich aspiracji. Chodząc dziś po Petersburgu, nie sposób zapomnieć, że to miasto jest luksusowe i europejskie z woli jednego człowieka - Władimira Putina, który tu się urodził, spędził dzieciństwo i młodość. Piotr I przeniósł stolicę z Moskwy do Petersburga. Putin uczynił to miasto wizytówką imperium, kierując tu ogromne pieniądze ze sprzedaży surowców. To pewnie nie zdziwiłoby francuskiego podróżnika, który pisał, że "wola władcy jest w Rosji rozkazem".
Korzenie w Bizancjum
De Custine dziwił się, jak bardzo rosyjska elita przypomina niewolników. "Cesarz zdaje się mówić do wielmoży: jesteś niewolnikiem jak chłop pańszczyźniany, a ja jak Bóg jednakowo góruję nad wami; wszystko tu nie jest ich własnością, ale cara" - pisał. Dziś Rosja nie jest własnością prezydenta, ale to on sprawuje kontrolę nad finansami kraju, i to nie tylko należącymi do państwowych firm.
Z najbardziej luksusowego budynku Petersburga - Szklanego Domu - widać ponury budynek z czerwonej cegły - więzienie Kriesty. Złośliwi twierdzą, że to ostrzeżenie. Najbogatsi muszą mieć świadomość, że wystarczy przejechać na drugą stronę Newy, by się znaleźć w celi. Rosyjski oligarcha musi pamiętać, że powinien być posłuszny władzom i umieć się dzielić. W przeciwnym razie skończy tak, jak były najbogatszy człowiek Rosji - Michaił Chodorkowski.
Na życzenie Putina w ciągu 18 miesięcy wybudowano w Strzelnie morską rezydencję prezydenta. Inwestycję sfinansowali rosyjscy oligarchowie. Oficjalnie projekt kosztował 280 mln dolarów. Nieoficjalnie pięć, sześć razy tyle. Dokładna suma nie jest znana, bo nie wiadomo, ile rozkradli urzędnicy. Ogromny kompleks z pałacem, parkiem i przystanią, w której zacumowany jest prezydencki jacht, stał się wizytówką Putina. Tu przyjmował on gości z okazji rocznicy powstania Sankt Petersburga, tu odbywał się szczyt G-8. Zaproszenie do Strzelna to nie lada wyróżnienie. Bywali tu niemiecki kanclerz i brytyjski premier. Żaden polski przywódca tego zaszczytu nie dostąpił.
Obejrzenie pałacu, który stał się ulubionym miejscem wypoczynku władcy Rosji, nie jest łatwe, ale możliwe. Aleksander Gorszkow znajduje firmę, która organizuje wycieczki ze zwiedzaniem sal prezydenckich. Kiedy już mam kupić bilet, okazuje się, że jest problem. Pani w okienku ma wątpliwości, czy może sprzedać bilet obcokrajowcowi: - Nie chcę mieć nieprzyjemności - sami rozumiecie. Trzeba dzwonić do szefa, ale ten też nie wie. W końcu kupuję bilet i zobowiązuję się, że nie będę się odzywał. Mam udawać Rosjanina. Na miejscu nasza 10-osobowa grupa jest dokładnie kontrolowana, dwukrotnie przechodzimy przez bramki do wykrywania metalu. Przewodniczka Tatiana poucza, że wszędzie, gdzie będziemy, są kamery. - Trzeba uważać na to, co się mówi i robi, oddalenie się od grupy może się zakończyć wyprowadzeniem z obiektu - zapowiada. - Tylko w jednej sali nie ma kamery, ale i tak nie będziemy mogli jej zobaczyć.
W czasach de Custine'a pałac był własnością wielkiego księcia Konstantego. Dziś na każdym kroku dowiadujemy się, że to miejsce niezwykłe. W tych salach przebywał Władimir Władimirowicz, po tych korytarzach się przechadzał, a siedząc za tym stolikiem, pił kawę. Jeżeli Petersburg jest na wskroś europejski, to Strzelno przypomina, że korzenie Rosji leżą w Bizancjum. 500-kilogramowe kryształowe żyrandole, pozłacane klamki - w takich wnętrzach, godnych carów, mieszka współczesny władca Rosji.
- A to wenerinnaja muchołowka - przewodniczka pokazuje ogromną roślinę, która żywi się muchami. - To była największa atrakcja szczytu G-8. Tony Blair i inni przywódcy ją podziwiali - opowiada ze wzruszeniem. Pytam, ryzykując dekonspirację: - Kto karmi muchami roślinę i czy zdarza się to prezydentowi? Moi towarzysze są rozbawieni, ale przewodniczka oburzona: "Tu nie ma much. Widzieliście choć jedną? Leje się specjalną wodę. Czy myślicie, że prezydent ma czas, aby tym się zajmować?". Poniewczasie zrozumiałem, jakie popełniłem świętokradztwo. "Mimo kultu Ducha Świętego ten naród ma zawsze swego boga na ziemi. Cesarz w Rosji jest ubóstwiany jak Batu-chan" - pisał de Custine. Rosjanie nadal nie wierzą, że władca może mieć złe intencje. Jeśli dzieje się źle, winę ponoszą urzędnicy. Dlatego największe szczęście, to dotrzeć z problemem do prezydenta. Raz w roku Putin odpowiada na przysyłane wcześniej pytania mieszkańców. To ogromne widowisko, transmitowane przez wszystkie państwowe stacje telewizyjne. Pamiętam historię babci spod Krasnodaru, która żaliła się, że ciągle nie wybudowano u nich instalacji gazowej. Prezydent skarcił publicznie gubernatora i gazociąg powstał w ciągu dwóch tygodni. I jak tu nie wierzyć, że prezydent jest dobry i wszechmogący.
Spod jarzma Napoleona
Moja przewodniczka z żalem przyznała, że nigdy nie rozmawiała z prezydentem. - Gdy w Strzelnie jest Władimir Władimirowicz, nikt nie jest wpuszczany - wyjaśniła. Zaraz jednak dodała, że jest jego wielbicielką. Z sondaży Centrum Lewady wynika, że 80 proc. Rosjan chce, by Putin został prezydentem na kolejną kadencję, nawet jeśli miałoby to oznaczać złamanie prawa. Tak wysokie poparcie wynika nie tylko z tradycji kultu jednostki. W Rosji żyje się lepiej niż 10-20 lat temu. Nigdzie nie widać tego tak jak w Petersburgu. Moi znajomi dziennikarze jeżdżą zachodnimi samochodami, pensja w wysokości 2 tys. euro nie jest rzadkością. Oczywiście tak naprawdę niewielka w tym zasługa prezydenta. Rosja zyskuje dzięki niebywałej koniunkturze na ropę i gaz. - Putin dał Rosjanom coś więcej, dzięki niemu powstaliśmy z kolan - przekonywali mnie znajomi. I trudno się z tym nie zgodzić. Putinizm w sferze ideologicznej daje nadzieję na odbudowanie imperium. Myślałem o tym, czekając wcześnie rano na delegację Fundacji św. Jerzego, do której należą głównie emerytowani oficerowie, chcący wskrzesić tradycje carskiej armii.
Nagle pod eskortą milicji zajechały trzy srebrne dżipy, wysypali się z nich marszałkowie, generałowie, kilku kadetów w czarnych mundurach. - Wy kto? - pyta mnie wysoki, siwy generał. Przedstawiam się, podaję nazwisko człowieka, który mnie polecił. Twarz generała się rozjaśnia: Wszystko wiem, możesz nagrywać. Idziemy pod pomnik Kutuzowa, który był kawalerem orderu św. Jerzego. "Mój" generał staje przed cokołem. - Kutuzow, wielki dowódca, patriota, wyzwolił Europę spod jarzma Napoleona. Po drodze wyzwolił też Polskę - to zdanie generał kieruje w moją stronę. Delegacja składa kwiaty, generałowie intonują hymn. Melodię znają wszyscy, przecież to stary radziecki hymn, ale słów już nie. Starzy radzieccy dowódcy spoglądają po sobie. Widać, że w tej roli nie czują się pewnie. Gdy kończy się część oficjalna, pytam: - Panie generale, a nie przeszkadza wam, członkom tak szacownego stowarzyszenia z carskimi tradycjami, że przed pomnikiem Kutuzowa stajecie na baczność do melodii bolszewickiego hymnu? Generał kręci głową: "Dlaczego? Armia radziecka ma ogromne zasługi w wyzwoleniu Europy spod faszystowskiej okupacji". Taka jest dziś rosyjska ideologia. To hymn na radziecką melodię śpiewany przed pomnikiem bohatera carskiej armii. Putinizm czerpie zarówno z tradycji carskiej Rosji, jak i ZSRR. Bohaterami są i Katarzyna II, i Józef Stalin. Najważniejsze, by nawiązywać do czasów, gdy Rosja była imperium, aby jak przekonywali generałowie, nie trzeba było się jej wstydzić, jak za rządów Jelcyna. Jeszcze lepiej, aby wszyscy się jej bali.
Wszystko na niby
"Piotr I stworzył system, który miał być europejski, ale tylko nieudolnie naśladował Europę" - pisał de Custine. Myślę o tym, stojąc przed pomnikiem tego cara w sercu Petersburga. Czy te luksusowe gmachy nie są jedynie fasadą? Za nią kryją się radzieckie, nie odnowione komunałki ze wspólną kuchnią i mieszkańcy, którzy boją się każdej władzy. Fasadą jest też cała rosyjska polityka. Teoretycznie panuje demokracja, odbywają się wolne wybory, istnieje opozycja. Praktycznie wszystko dzieje się "na niby". Wybory odbywają się tak, jak chce tego państwowa propaganda. Opozycja nie istnieje, liderzy partii, które nazywają siebie opozycyjnymi, marzą, by się dostać na Kreml i otrzymać intratne stanowisko.
Petersburg to wielka fatamorgana. Ten dobrobyt może pęknąć jak bańka mydlana. Wystarczy, że skończy się koniunktura na ropę i gaz lub władca Rosji będzie pochodził z Wołgogradu. Kończę pobyt w Petersburgu, jadę do Niżnego Nowogrodu. De Custine pisał, że tylko tam można zobaczyć prawdziwą Rosję.
Z Petersburga wciąż bliżej do Europy niż na rosyjską prowincję
Grzegorz Ślubowski
Mijały godziny, a ja ciągle byłem na lotnisku Pułkowo pod Sankt Petersburgiem. Groźnie wyglądająca pani porucznik już chyba dziesiąty raz przeglądała mój paszport. Nie pomogły uśmiechy, a pytania: Czy mogę w czymś pomóc?, zbywała milczeniem. Przypomniałem sobie rozmowę z rosyjskim dyplomatą, który ostrzegał, bym w artykułach nie "opluwał" prezydenta. "Możesz pisać, o czym chcesz, ale zostaw Putina" - mówił. Widziałem też, jak pani porucznik przygląda się moim gruzińskim wizom. Moje artykuły ukazały się na gruzińskich stronach internetowych - może to się nie spodobało. Niepokoiło mnie to, że pani porucznik być może dobrze wie, po co przyjechałem do Rosji. Chciałem przejechać trasą Astolphe'a de Custine'a: z Petersburga przez Niżny Nowogród do Moskwy. Jego podróż sprzed 170 lat zaowocowała książką "Listy z Rosji". Francuz z przenikliwością opisał Rosję Mikołaja I. Nie szczędził krytyki. Jak pisał, jechał do Rosji "w poszukiwaniu argumentów przeciw rządom przedstawicielskim, wracał jako zwolennik rządów konstytucyjnych".
Moje obawy rozwiał naprędce wezwany mężczyzna w cywilnym ubraniu, nazywany "starszym towariszczem". Pół roku temu zamiast do paszportu rosyjska straż graniczna wbiła mi stempel do wizy. "Starszyj towariszcz" ponarzekał na nieudolność kolegów i wręczył mi dokument. "Rosja to kraj zbędnych formalności" - pisał de Custine.
Wizytówka imperium
De Custine'owi podobała się Moskwa, ale nie Petersburg. "Horda Kałmuków, która obozuje wokół dekoracji z antycznych świątyń - oto co się postrzega na pierwszy rzut oka w Petersburgu" - pisał. Dziś na Newskim Prospekcie, głównej arterii miasta, nie ma już "szkaradnych kamieni, które zastępują bruk". Są za to odrestaurowane zabytki, luksusowe kawiarnie i restauracje. Miasto podzielone kanałami rzeczywiście zasługuje na miano Wenecji Północy. Odległości, na które tak narzekał markiz, nie przerażają, jeśli porównuje się inne europejskie metropolie. "Mam wrażenie, że wszędzie jest pusto, na ogromnym placu przed Pałacem Zimowym nie widziałem żywego człowieka" - pisał de Custine. Dziś markiz musiałby stać w kilkukilometrowej kolejce, aby wejść do Pałacu Zimowego, w którym znajduje się największe rosyjskie muzeum - Ermitaż.
Petersburska ulica jest kolorowa i zamożna. Mieszkańcy na pozór niewiele się różnią od londyńczyków czy paryżan. Mój przyjaciel, petersburski dziennikarz Aleksander Gorszkow, długo próbuje sobie przypomnieć, kiedy widział ostatnio rosyjską wieś. Doskonale pamięta za to cotygodniowe wyjazdy do Helsinek. - Z Petersburga bliżej do Europy niż na rosyjską prowincję - mówi z rozbrajającą szczerością.
Nawet problemy są tu europejskie. Gaz-prom chce wybudować w centrum miasta luksusowy gmach Gazprom City. Czy supernowoczesny budynek może stać w zabytkowym centrum? Jednym to się podoba, bo przywołuje skojarzenia z Paryżem i Centrum Pompidou, innym nie. Dlaczego jednak firma, która dotychczas miała główną siedzibę w Moskwie, buduje swój główny biurowiec w Petersburgu? - Nie mieli wyboru - tak chciał Władimir Władimirowicz - stwierdza Gorszkow. Rosyjskie państwowe koncerny naftowe, takie jak Rosnieft, które dzięki wysokim cenom ropy zarabiają miliony, są zarejestrowane w Petersburgu. Tu płacą podatki - dzięki temu miasto żyje. Stąd pięknie odnowiony sobór św. Izaaka, luksusowe kawiarnie, uśmiechnięci ludzie na ulicach.
"Chodząc po tej ojczyźnie gmachów i pomników bez duszy ani na chwilę nie można zapomnieć, że to miasto zrodzone z jednego człowieka, a nie z jednego narodu" - pisał de Custine, wspominając Piotra I, dla którego Petersburg był miarą europejskich aspiracji. Chodząc dziś po Petersburgu, nie sposób zapomnieć, że to miasto jest luksusowe i europejskie z woli jednego człowieka - Władimira Putina, który tu się urodził, spędził dzieciństwo i młodość. Piotr I przeniósł stolicę z Moskwy do Petersburga. Putin uczynił to miasto wizytówką imperium, kierując tu ogromne pieniądze ze sprzedaży surowców. To pewnie nie zdziwiłoby francuskiego podróżnika, który pisał, że "wola władcy jest w Rosji rozkazem".
Korzenie w Bizancjum
De Custine dziwił się, jak bardzo rosyjska elita przypomina niewolników. "Cesarz zdaje się mówić do wielmoży: jesteś niewolnikiem jak chłop pańszczyźniany, a ja jak Bóg jednakowo góruję nad wami; wszystko tu nie jest ich własnością, ale cara" - pisał. Dziś Rosja nie jest własnością prezydenta, ale to on sprawuje kontrolę nad finansami kraju, i to nie tylko należącymi do państwowych firm.
Z najbardziej luksusowego budynku Petersburga - Szklanego Domu - widać ponury budynek z czerwonej cegły - więzienie Kriesty. Złośliwi twierdzą, że to ostrzeżenie. Najbogatsi muszą mieć świadomość, że wystarczy przejechać na drugą stronę Newy, by się znaleźć w celi. Rosyjski oligarcha musi pamiętać, że powinien być posłuszny władzom i umieć się dzielić. W przeciwnym razie skończy tak, jak były najbogatszy człowiek Rosji - Michaił Chodorkowski.
Na życzenie Putina w ciągu 18 miesięcy wybudowano w Strzelnie morską rezydencję prezydenta. Inwestycję sfinansowali rosyjscy oligarchowie. Oficjalnie projekt kosztował 280 mln dolarów. Nieoficjalnie pięć, sześć razy tyle. Dokładna suma nie jest znana, bo nie wiadomo, ile rozkradli urzędnicy. Ogromny kompleks z pałacem, parkiem i przystanią, w której zacumowany jest prezydencki jacht, stał się wizytówką Putina. Tu przyjmował on gości z okazji rocznicy powstania Sankt Petersburga, tu odbywał się szczyt G-8. Zaproszenie do Strzelna to nie lada wyróżnienie. Bywali tu niemiecki kanclerz i brytyjski premier. Żaden polski przywódca tego zaszczytu nie dostąpił.
Obejrzenie pałacu, który stał się ulubionym miejscem wypoczynku władcy Rosji, nie jest łatwe, ale możliwe. Aleksander Gorszkow znajduje firmę, która organizuje wycieczki ze zwiedzaniem sal prezydenckich. Kiedy już mam kupić bilet, okazuje się, że jest problem. Pani w okienku ma wątpliwości, czy może sprzedać bilet obcokrajowcowi: - Nie chcę mieć nieprzyjemności - sami rozumiecie. Trzeba dzwonić do szefa, ale ten też nie wie. W końcu kupuję bilet i zobowiązuję się, że nie będę się odzywał. Mam udawać Rosjanina. Na miejscu nasza 10-osobowa grupa jest dokładnie kontrolowana, dwukrotnie przechodzimy przez bramki do wykrywania metalu. Przewodniczka Tatiana poucza, że wszędzie, gdzie będziemy, są kamery. - Trzeba uważać na to, co się mówi i robi, oddalenie się od grupy może się zakończyć wyprowadzeniem z obiektu - zapowiada. - Tylko w jednej sali nie ma kamery, ale i tak nie będziemy mogli jej zobaczyć.
W czasach de Custine'a pałac był własnością wielkiego księcia Konstantego. Dziś na każdym kroku dowiadujemy się, że to miejsce niezwykłe. W tych salach przebywał Władimir Władimirowicz, po tych korytarzach się przechadzał, a siedząc za tym stolikiem, pił kawę. Jeżeli Petersburg jest na wskroś europejski, to Strzelno przypomina, że korzenie Rosji leżą w Bizancjum. 500-kilogramowe kryształowe żyrandole, pozłacane klamki - w takich wnętrzach, godnych carów, mieszka współczesny władca Rosji.
- A to wenerinnaja muchołowka - przewodniczka pokazuje ogromną roślinę, która żywi się muchami. - To była największa atrakcja szczytu G-8. Tony Blair i inni przywódcy ją podziwiali - opowiada ze wzruszeniem. Pytam, ryzykując dekonspirację: - Kto karmi muchami roślinę i czy zdarza się to prezydentowi? Moi towarzysze są rozbawieni, ale przewodniczka oburzona: "Tu nie ma much. Widzieliście choć jedną? Leje się specjalną wodę. Czy myślicie, że prezydent ma czas, aby tym się zajmować?". Poniewczasie zrozumiałem, jakie popełniłem świętokradztwo. "Mimo kultu Ducha Świętego ten naród ma zawsze swego boga na ziemi. Cesarz w Rosji jest ubóstwiany jak Batu-chan" - pisał de Custine. Rosjanie nadal nie wierzą, że władca może mieć złe intencje. Jeśli dzieje się źle, winę ponoszą urzędnicy. Dlatego największe szczęście, to dotrzeć z problemem do prezydenta. Raz w roku Putin odpowiada na przysyłane wcześniej pytania mieszkańców. To ogromne widowisko, transmitowane przez wszystkie państwowe stacje telewizyjne. Pamiętam historię babci spod Krasnodaru, która żaliła się, że ciągle nie wybudowano u nich instalacji gazowej. Prezydent skarcił publicznie gubernatora i gazociąg powstał w ciągu dwóch tygodni. I jak tu nie wierzyć, że prezydent jest dobry i wszechmogący.
Spod jarzma Napoleona
Moja przewodniczka z żalem przyznała, że nigdy nie rozmawiała z prezydentem. - Gdy w Strzelnie jest Władimir Władimirowicz, nikt nie jest wpuszczany - wyjaśniła. Zaraz jednak dodała, że jest jego wielbicielką. Z sondaży Centrum Lewady wynika, że 80 proc. Rosjan chce, by Putin został prezydentem na kolejną kadencję, nawet jeśli miałoby to oznaczać złamanie prawa. Tak wysokie poparcie wynika nie tylko z tradycji kultu jednostki. W Rosji żyje się lepiej niż 10-20 lat temu. Nigdzie nie widać tego tak jak w Petersburgu. Moi znajomi dziennikarze jeżdżą zachodnimi samochodami, pensja w wysokości 2 tys. euro nie jest rzadkością. Oczywiście tak naprawdę niewielka w tym zasługa prezydenta. Rosja zyskuje dzięki niebywałej koniunkturze na ropę i gaz. - Putin dał Rosjanom coś więcej, dzięki niemu powstaliśmy z kolan - przekonywali mnie znajomi. I trudno się z tym nie zgodzić. Putinizm w sferze ideologicznej daje nadzieję na odbudowanie imperium. Myślałem o tym, czekając wcześnie rano na delegację Fundacji św. Jerzego, do której należą głównie emerytowani oficerowie, chcący wskrzesić tradycje carskiej armii.
Nagle pod eskortą milicji zajechały trzy srebrne dżipy, wysypali się z nich marszałkowie, generałowie, kilku kadetów w czarnych mundurach. - Wy kto? - pyta mnie wysoki, siwy generał. Przedstawiam się, podaję nazwisko człowieka, który mnie polecił. Twarz generała się rozjaśnia: Wszystko wiem, możesz nagrywać. Idziemy pod pomnik Kutuzowa, który był kawalerem orderu św. Jerzego. "Mój" generał staje przed cokołem. - Kutuzow, wielki dowódca, patriota, wyzwolił Europę spod jarzma Napoleona. Po drodze wyzwolił też Polskę - to zdanie generał kieruje w moją stronę. Delegacja składa kwiaty, generałowie intonują hymn. Melodię znają wszyscy, przecież to stary radziecki hymn, ale słów już nie. Starzy radzieccy dowódcy spoglądają po sobie. Widać, że w tej roli nie czują się pewnie. Gdy kończy się część oficjalna, pytam: - Panie generale, a nie przeszkadza wam, członkom tak szacownego stowarzyszenia z carskimi tradycjami, że przed pomnikiem Kutuzowa stajecie na baczność do melodii bolszewickiego hymnu? Generał kręci głową: "Dlaczego? Armia radziecka ma ogromne zasługi w wyzwoleniu Europy spod faszystowskiej okupacji". Taka jest dziś rosyjska ideologia. To hymn na radziecką melodię śpiewany przed pomnikiem bohatera carskiej armii. Putinizm czerpie zarówno z tradycji carskiej Rosji, jak i ZSRR. Bohaterami są i Katarzyna II, i Józef Stalin. Najważniejsze, by nawiązywać do czasów, gdy Rosja była imperium, aby jak przekonywali generałowie, nie trzeba było się jej wstydzić, jak za rządów Jelcyna. Jeszcze lepiej, aby wszyscy się jej bali.
Wszystko na niby
"Piotr I stworzył system, który miał być europejski, ale tylko nieudolnie naśladował Europę" - pisał de Custine. Myślę o tym, stojąc przed pomnikiem tego cara w sercu Petersburga. Czy te luksusowe gmachy nie są jedynie fasadą? Za nią kryją się radzieckie, nie odnowione komunałki ze wspólną kuchnią i mieszkańcy, którzy boją się każdej władzy. Fasadą jest też cała rosyjska polityka. Teoretycznie panuje demokracja, odbywają się wolne wybory, istnieje opozycja. Praktycznie wszystko dzieje się "na niby". Wybory odbywają się tak, jak chce tego państwowa propaganda. Opozycja nie istnieje, liderzy partii, które nazywają siebie opozycyjnymi, marzą, by się dostać na Kreml i otrzymać intratne stanowisko.
Petersburg to wielka fatamorgana. Ten dobrobyt może pęknąć jak bańka mydlana. Wystarczy, że skończy się koniunktura na ropę i gaz lub władca Rosji będzie pochodził z Wołgogradu. Kończę pobyt w Petersburgu, jadę do Niżnego Nowogrodu. De Custine pisał, że tylko tam można zobaczyć prawdziwą Rosję.
Więcej możesz przeczytać w 2/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.