Grzegorz Sadowski
Pan Zwykły – taką ksywkę ma Jerome Powell, szykowany na 16. szefa amerykańskiej rezerwy federalnej, czyli banku centralnego USA. Powell rzeczywiście przypomina zwykłego waszyngtońskiego urzędnika, jego motto: ciężko pracuj i się nie wychylaj. Absolwent prawa na Georgetown i politologii Princeton, były podsekretarz skarbu, potem pracownik firm inwestycyjnych będzie pierwszym nieekonomistą w fotelu szefa Fedu. Poglądy na politykę? Umiarkowane, nigdy nie głosuje przeciw większości, politycznie podobne do poprzedników, czyli Janet Yellen i Bena Bernanke’ego, którzy przez siedem lat utrzymywali niemal zerowe stopy procentowe, pompując w system finansowy biliony dolarów w ramach kolejnych fal „ilościowego poluzowania” (QE). „Wykona fantastyczną pracę, będziecie pod wrażeniem” – stwierdził w swoim stylu prezydent Trump, który nominuje szefa Fedu. I który jeszcze do niedawna obiecywał „osuszenie waszyngtońskiego bagna”. Ale to właśnie to bagno jest dziś zasobem kadrowym Trumpa i to właśnie Pan Zwykły, typowy waszyngtoński urzędnik, który przez obrotowe drzwi raz wchodzi do administracji, a raz do biznesu, pokieruje najpotężniejszym bankiem centralnym na świecie. To m.in. od niego będą zależały stopy procentowe w USA, notowania dolara czy raty kredytów. Ale to niejedyna zmiana. W styczniu fotel prezesa Ludowego Banku Chin po 15 latach opuści Zhou Xiaochuan. W kwietniu zaś wygasa kadencja Haruhiko Kurody, prezesa Banku Japonii. Natomiast za dwa lata z fotelem szefa Europejskiego Banku Centralnego pożegna się Włoch Mario Draghi, który obniżył stopy do historycznych minimów oraz rozpoczął wiele niekonwencjonalnych działań, z programem luzowania ilościowego (QE) na czele. Kim są ludzie, którzy bez demokratycznego mandatu decydują o losach gospodarki? Zwykle pozostają w cieniu, choć ich konferencje prasowe są rozkładane na czynniki pierwsze. Bo w ciągu ostatnich 40 lat banki centralne zyskały władzę, o jakiej wcześniej mogły tylko pomarzyć. Mają pełną kontrolę nad podażą waluty oraz stopami procentowymi, dzięki czemu są w stanie planować okresy wzrostu gospodarczego oraz depresji. A po ostatnim kryzysie ich rola jeszcze wzrosła. Stały się pożyczkodawcą ostatniej instancji dla banków prywatnych, nawet tych, które przez skłonność do nadmiernego ryzyka doprowadziły do kryzysu. „Były zbyt duże, by upaść” – to mantra szefów banków i urzędników. Ale tym razem to polityka banków centralnych może być źródłem kolejnego załamania.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.