Rozmawiała Monika Olejnik
Cicciolina bulwersowała włoski parlament skąpym strojem, tymczasem pani – nieco bardziej ubrana – usiłuje roznegliżować polski parlament. Dla pieniędzy czy dla sławy?
Sławę zapewnili mi dziennikarze. Sądziłam, że zainteresują się mną wyłącznie „NIE” i „Skandale”, tymczasem po wywiadzie w telewizyjnej „Panoramie” jestem rozpoznawana na ulicy. Poza tym spełniło się moje największe marzenie – dzięki uzdolnionemu operatorowi telewizyjnemu stałam się właścicielką wspaniałych nóg. Żeby nie burzyć mitu, zaczęłam nosić spodnie.
A pieniądze?
To jest w tej chwili dla mnie bardzo ważne, ale najpierw uregulowanie moich niemałych długów z przeszłości zaproponowali mi moi opiekunowie z Urzędu Ochrony Państwa.
Co miała pani zrobić w zamian?
Byli zainteresowani moimi bliskimi kontaktami z lewicą, jak też innymi frakcjami, które określali jako „prawą nogę”. Nie interesowali się tylko moimi sprawami alkowianymi. Zresztą mili panowie z Rakowieckiej stwierdzili, że moje opowieści mogłyby stanowić kanwę scenariusza.
Kto panią namówił do napisania książki?
Z wydawcą skontaktował mnie Jerzy Urban, ale to nie znaczy, że jestem agentką Urbana, szefa BGW Górskiego czy też jakiegoś obcego wywiadu. Sugerowano mi, że pracuję dla tajnych służb Rosji, Francji czy finansowych struktur niemiecko-austriackich. Ostatnia sugestia jest najbliższa prawdy.
A konkretnie?
Tego nie powiem.
Twierdzi pani, iż w świat polskiej polityki wprowadzili panią parlamentarzyści. Jak pani to wykorzystała?
O tym piszę w książce. Najciekawsze jest to, z jaką łatwością świat poselski mnie zaakceptował. Łatwo uwierzono, że jestem z „Le Figaro”, coś nawet dla nich napisałam, ale nie sprawdziłam, czy się ukazało – nie interesowało mnie to. Polski parlament przypomina bombę erotyczną, wyczuwa się w nim seksualne napięcie.
Ilu mężczyzn zostanie skompromitowanych po ukazaniu się pani opowieści?
Krążą legendy, że spałam z połową parlamentu. Nie jest to prawdą, ale gdybym chciała, może by się tak stało, a może zakończyłoby się na pocałunku w rękę. Najważniejsze jest to, że politycy z pierwszych stron gazet akceptują nikomu nieznaną panienkę.
Czy posłowie zwierzali się pani ze swoich politycznych planów?
Do pewnego momentu byli dyskretni, ważyli słowa, zawsze podając te informacje, których opublikowanie byłoby dla nich przydatne. To jest kwestia pewnej gry politycznej – podsunąć dziennikarzowi to, na czym im zależy.
Wynika to z tego, że nie były to informacje, które mogły zainteresować Urząd Ochrony Państwa?
Mnie na tych „tajnych” informacjach nie zależało, ale kto wie, być może mam duszę agentki.
UOP zapszecza, jakoby interesował się panią i tzw. sprawą Anastazji P.
A czy gdzieś na świecie by się do tego przyznano?
Na ile pani była ze mną szczera w rozmowie?
Na tyle, na ile może być szczera Anastazja P.
Oprac. Anita Czech
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.