Rak nerki rozwija się podstępnie. Guz rośnie w narządzie położonym na tylnej ścianie jamy brzusznej, gdzie miejsca jest sporo. Zanim zacznie uciskać naczynia czy nerwy, co spowoduje pojawienie się oznak choroby, musi osiągnąć znaczne rozmiary. Dlatego u większości chorych jest wykrywany albo przypadkowo (na szczęście dziś zdarza się to coraz częściej), albo gdy dają o sobie znać objawy związane z rozwijającymi się przerzutami. Niepokojące objawy, jak krwiomocz, spadek masy ciała czy znaczne osłabienie, pojawiają się późno – często wtedy, gdy choroba jest już rozsiana. Tak było również w przypadku księdza Jarosława Krylika (46 lat) z Koszalina. – Nie miałem wcześniej żadnych problemów ze zdrowiem. Prowadziłem normalny tryb życia. Zawsze byłem aktywny fizycznie, dbałem o prawidłową wagę, ciśnienie miałem w normie. Cztery lata temu zauważyłem krew w moczu. Zaniepokoiłem się i następnego dnia poszedłem do lekarza. Po wykonaniu USG lekarz stwierdził, że mam raka nerki – opowiada ksiądz Krylik. Choroba była już bardzo zaawansowana. Guz urósł do takich rozmiarów, że jego chirurgiczne usunięcie było niemożliwe. Potem wykryto przerzuty do obu płuc, z których podczas kolejnej, wielogodzinnej operacji usunięto 47 guzów. – Nie sama choroba jest przerażająca. Najbardziej przerażające w nowotworze nerki jest to, że przychodzi niespodziewanie, bez jakichkolwiek wcześniejszych sygnałów – mówi ksiądz Krylik.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.