RYSZARD CZARNECKI
Hameryka, Hameryka... Właśnie wróciłem zza Wielkiej Wody. Byłem w moim ulubionym amerykańskim mieście – Waszyngtonie. Stolica USA jest dla mnie stokroć milsza, spokojniejsza i bardziej elegancka niż żywiołowy, niekładący się spać i nie najczystszy Nowy Jork. Ale oczywiście to także siła przyciągania Białego Domu, parków, w których okazuje się, że nagle mam czas na spacer, ale też polonica, choćby pomniki Polaków – bohaterów amerykańskiej wolności: Tadeusza Kościuszki – z jednej strony White House’u, i Kazimierza Pułaskiego – z drugiej. W Polsce straszny ziąb. Na tyle przejmujący, że wylatując w środę o świcie, znów, po raz setny zastanawiałem się, dlaczego nasi przodkowie osiedlili się w takim właśnie, a nie innym miejscu Europy. Pogoda – wiadomo. Sąsiedzi – wiadomo. Zatem, co strzeliło do głowy naszym praprapradziadkom? Dalibóg, nie wiem. W Waszyngtonie ciepłą kurtkę zostawiam w hotelu i w środowe popołudnie (zmiana czasu!) wychodzę w marynarce, aby i ją za chwilę zdjąć.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.