Wkurza panią to, że ciągle musimy rozmawiać o prawach kobiet? Ciągle jest pani o nie pytana?
Wkurza, szczególnie teraz, kiedy dyskusja o prawach kobiet jest w zawieszeniu. Ten stan będzie trwał do października, do wyborów. Partie na wszelki wypadek nie ruszają bowiem tematów, które mogłyby wzbudzać społeczne emocje, a potem i tak zrobią swoje. To bardzo denerwująca sytuacja, bo wiele rzeczy leży, np. sprawa in vitro i tego, co będzie się działo z osobami, które mają problem z niepłodnością. Dla nich zegar tyka, każda pomoc w tej sprawie, uregulowania, dofinansowanie są niezwykle potrzebne. Co piąta para w Polsce ma problem z dzietnością, a wszyscy dookoła nawołują, że powinniśmy się rozmnażać na potęgę, tworzyć wielodzietne rodziny. To może trzeba w końcu uzmysłowić politykom, że czasem tego nie da się zrobić, bo natura mówi „nie”.
Liczy pani na wsparcie polityczek?
Ciekawe, że posłanki, nawet te z mocną pozycją w partiach, za często nie upominają się o prawa kobiet. Na nie też nie możemy liczyć. Aktywistkami walczącymi w słusznej sprawie są panie wywodzące się z ruchów powstałych w mediach społecznościowych, które przekształciły się w ruchy społeczne. Tyle że ten głos kobiet traktowany jest przez wielu polityków jako głos krzykaczy.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.