Przesiąknięte deszczem Lazurowe Wybrzeże, żołnierz z długą bronią przemierzający Croisette czwórkami i płacz wzruszenia aktorów naturszczyków z Senegalu i imigranckich dzielnic Paryża po pokazach filmów z ich udziałem. Ale również Antonio Banderas tańczący flamenco na stole przed Pedro Almodóvarem i Penelope Cruz albo Brad Pitt z Leonardo DiCaprio w objęciach na czerwonym dywanie. I jeszcze dyrektor artystyczny festiwalu, Thierry Fremaux, prowokacyjnie rzucający w stronę dziennikarzy: „To nie Pokojowa Nagroda Nobla, tylko honorowa Złota Palma za całokształt twórczości”. Wyróżnienie nią znanego z homofobicznych, antysemickich i mizoginistycznych wypowiedzi Alaina Delona wywołało falę wzburzenia. Tegoroczna edycja najważniejszego festiwalu filmowego zostawi po sobie skrajnie odmienne obrazy. Ale może właśnie ta różnorodność odbija chaos XXI w.? Najmocniej czuło się go na ekranie. W ubiegłych latach artyści diagnozowali moralny kryzys współczesnego świata. W tym roku reżyserzy poszli o krok dalej. Zastanawiali się nad jego konsekwencjami. Nie tylko rozkładali ręce nad niepokojącą teraźniejszością, ale też analizowali ją i patrzyli w przyszłość. Nawet jeśli w canneńskich filmach nie jawiła się ona optymistycznie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.