Gdyby rozgłos był jedyną miarą sukcesu w polityce, to koniec tego roku należałby do Finlandii. Skandynawski kraj gładko wdarł się na czołówki mediów, rozpychając się między peanami na cześć dziecięcego uroku Grety Thunberg i gromami miotanymi pod adresem konserwatystów pokroju Donalda Trumpa czy Borisa Johnsona. Wszystko to za sprawą 34-latki o nazwisku Sanna Marin. W początkach grudnia młodą minister, czy też raczej ministrę transportu Finlandii, wezwano w trybie pilnym z konferencji w Brukseli do Helsinek, by oznajmić jej, że zostanie szefową rządu. Wieść o tym, że Finlandia zdetronizowała Ukrainę w modnej ostatnio kategorii „najmłodszy premier na świecie” obiegła Ziemię lotem błyskawicy. Wyprzedzając 35-letniego Ołeksija Honczaruka, Finka pobiła przy okazji rekordy wszelkich innych parytetów. Nie dość, że została wychowana w jednopłciowym związku przez matkę i jej partnerkę, to jeszcze staje na czele koalicji pięciu partii, z których każda kierowana jest przez kobietę. Jakby tego było jeszcze mało, cztery z pięciu liderek ma nie więcej niż 35 lat. Politycznie jest to ciągle wiek szczenięcy, nawet w postępowej, wydawałoby się, Europie. Nic więc dziwnego,że Sanna Marin stała się główną atrakcją grudniowego szczytu UE w Brukseli. Finka skradła show samej szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Niemka prezentowała swój sztandarowy program ekologiczny, porównując jego wagę do lądowania człowieka na Księżycu. Uwaga i tak była jednak skupiona na fińskiej premier.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.