Premiera serialu Netflixa to wydarzenie – niezależnie, czy okaże się on udaną adaptacją czy gniotem. To solidnie przygotowana realizacja. Można nie lubić Henry’ego Cavilla, obsadzonego w roli Geralta, ale to aktor z hollywoodzkiej pierwszej ligi, mający na koncie role Supermana w „Człowieku ze stali” i „Lidze Sprawiedliwości” oraz występy w takich filmach jak „Mission: Impossible – Fallout” czy „Kryptonim U.N.C.L.E”.. Realizację drugiego sezonu zapowiedziano jeszcze przed premierą pierwszego, a Netflix ma nadzieję, że „Wiedźmin” przyciągnie choć część fanów, którzy wcześniej śledzili na HBO „Grę o tron”. Ostatni raz tak dużo mówiło się o naszej literaturze gatunkowej, gdy Steven Soderbergh przenosił na ekran „Solaris” Stanisława Lema z George’em Clooneyem w roli głównej. Od tamtej pory minęło już 18 lat. Jasne, proza Lema to inna liga niż świetne skądinąd książki Sapkowskiego, ale odłóżmy kpiny na bok: wiedźmin to postać, jakiej polska popkultura nigdy jeszcze nie miała. Dziś to jest sukces pisany przez wielkie „S”. I także dlatego walczymy, aby udowodnić rzekomą polskość „Wiedźmina”. A przy okazji, aby tę falę popularności wykorzystać.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.