Profesor Mariusz Wyleżoł, ekspert w dziedzinie chirurgii bariatrycznej (zajmującej się leczeniem otyłości), wspomina, że gdy ponad 20 lat temu wykonywał pierwsze operacje, były obarczone bardzo dużym ryzykiem powikłań. Wręcz dziwił się, że chorzy się na nie decydują: – Co druga rana ropiała, co szósty chory miał potem przepuklinę, zdarzały się zgony. Szybko jednak zrozumiałem, że decyzja o poddaniu się operacji była wyrazem ich bezradności i gdyby mieli szansę na inne leczenie, nie decydowaliby się na takie ryzyko. Uświadomiłem też sobie, że chory nie wybiera tej choroby, tak jak nie wybiera, że zachoruje na raka. Od tego czasu sytuacja się zmieniła: operacje wykonuje się laparoskopowo, są dużo bezpieczniejsze, mają mniejsze ryzyko powikłań, zwykle już następnego dnia wychodzi się do domu. Nie zmieniło się jednak jedno: chorzy na otyłość są tak samo jak 20-30 lat temu zagubieni i nierozumiani, żyją w poczuciu winy z powodu swojego wyglądu. – Powszechnie uważa się, że to osoby pogodne i spokojne. Większość rzeczywiście przychodzi do naszych gabinetów uśmiechnięta, jednak w ciągu kilku minut widać łzy. Uśmiech i żart to często maski w obliczu dyskryminacji, której doświadczają: nie tylko w społeczeństwie, lecz także w świecie medycznym, gdzie często odmawia im się leczenia – mówi prof. Wyleżoł.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.