Był pan szefem ostatniej kampanii wyborczej PiS. Jak pan sobie wyobraża tę następną, prezydencką? Czy zaostrzycie kurs?
Prowadziłem kampanię partyjną, a ta taką nie będzie. Andrzej Duda ma być prezydentem wszystkich Polaków i świetnie to czuje. Media podsycały historie, gdy współpracował z liderami PSL czy Kukiz’15, a dziś pewnie będą udawać, że ich nie było. Dlatego sądzę, że w kampanii pana prezydenta pojawi się dużo więcej różnych akcentów, niż pojawiało się w kampanii naszej formacji, od której przecież prezydent się nie odcina.
Jednak to, co robi PiS w okresie kampanii prezydenckiej, oddziałuje na popularność Andrzeja Dudy, a zaostrzenie kursu PiS jest w ostatnich tygodniach widoczne. Wojna z sędziami, powrót do pomysłu dekoncentracji kapitału w mediach.
Od 2015 r. ciągle słyszymy o wojnie PiS z sądami, więc to nie jest żadna nowość.
Co będzie, jeżeli któryś sędzia zacznie kwestionować nominacje sędziowskie prezydenta Kwaśniewskiego?
Zgadza się. To już trwa piąty rok.
Ale to nie jest kwestia żadnego kursu, tylko wiarygodności. Czy partia, która coś zapowiada w kampanii wyborczej, a po kampanii siedzi cicho i udaje, że nic nie obiecywała, jest wiarygodna? Nasi oponenci mówili, że jest prawda kampanii wyborczej i prawda po kampanii wyborczej. A my realizujemy to, co Polakom obiecaliśmy. I żadnej wojny z sędziami nie prowadzimy. Próbujemy wprowadzić elementarny ład w wymiarze sprawiedliwości. Nasze działania są konsekwencją działań podejmowanych przez sędziów, którzy wywracają do góry nogami całą istotę wymiaru sprawiedliwości.
To sędziowie wywracają do góry nogami wymiar sprawiedliwości?
Oczywiście. Podważanie przez jednego sędziego faktu powołania innego sędziego może na trwałe zdemolować wymiar sprawiedliwości. To nie PiS do tego doprowadził, tylko sędziowie, kwestionując nominacje sędziowskie prezydenta Andrzeja Dudy. A co będzie, jeżeli któryś sędzia zacznie kwestionować nominacje sędziowskie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego albo Bronisława Komorowskiego czy Lecha Wałęsy? Niektórzy sędziowie uznali, że stoją ponad jakimkolwiek prawem i ze względu na swój status mogą podważać zasady obowiązujące w demokratycznym państwie.
Trybunał Sprawiedliwości UE uznał, że Sąd Najwyższy ma orzec, czy KRS i Izba Dyscyplinarna są wybrane zgodnie z regułami demokratycznymi. Zebrała się Izba Pracy Sądu Najwyższego i orzekła, że nie. I dopiero na tej podstawie zaczęto kwestionować powołania sędziów przez KRS.
No właśnie, trzech sędziów uznało, że może decydować o kompetencjach ustawodawcy i prezydenta. A TSUE orzekł tak, jak musiał, bo wszystkie traktaty, jakie w Unii Europejskiej w tej chwili obowiązują, stanowią wyraźnie, że kształtowanie systemu sądów powszechnych należy do wyłącznej kompetencji państw narodowych.
Sędziowie mówią swoje, wy swoje. Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Może trzeba zacząć rozmawiać ze środowiskami sędziowskimi, a nie gnębić ich ustawami dyscyplinującymi.
Panie mówią o gnębieniu sędziów ustawami dyscyplinującymi, a ja mówię o gnębieniu opinii publicznej i obywateli przez sędziów, którzy sami siebie nazywają nadzwyczajną kastą. W demokratycznych państwach prawa władza ustawodawcza kształtuje system sądowniczy ustawami. A władza sądownicza jest niezawisła, bo ustawodawca nie może wpływać na jej wyroki, ale musi poruszać się w obrębie obowiązującego prawa. To władza ustawodawcza stanowi, jak wygląda system prawa w Polsce, bo to Sejm przyjmuje akty prawne i kodeksy. Tymczasem u nas władza sądownicza sama sobie przyznaje kompetencje – wbrew obowiązującym ustawom i de facto wbrew obowiązującej konstytucji, choć chętnie się na nią powołuje. A nasza próba dyscyplinowania i kontroli sędziów spotyka się z wielkim krzykiem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.