Rzucając w 2008 r., podczas Forum Ekonomicznego w Krynicy, hasło przyjęcia euro w 2011 r., premier ostro przeszarżował (potem uściślił, że chodzi o początek 2012 r.). Osiągnął tyle, że ze sprawy euro uczynił jeden z głównych punktów debaty publicznej w Polsce (a także osi sporu PO z PiS). Ale faktyczna realizacja tego planu od początku była wątpliwa. I nie chodzi o to, że z powodu kryzysu możemy mieć kłopot z wypełnieniem tzw. kryteriów z Maastricht, umożliwiających przyjęcie euro. Cały proces – od podjęcia negocjacji przez co najmniej dwuletni okres spędzony w ERM 2 („wężu walutowym", nazywanym poczekalnią przed euro) po wprowadzenie euro do obiegu – trwa około dwa i pół roku. Bardzo szybko powinniśmy zatem wejść do ERM 2, co rząd faktycznie zapowiada (mówi się o maju lub czerwcu). Zdążylibyśmy tylko wtedy, gdyby na każdym z etapów drogi do euro wszystko szło bardzo sprawnie. A w ogóle nie idzie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.