Unia Europejska tylko w 2008 r. przeznaczyła na kampanie promujące ją samą aż 2,4 mld euro. To więcej, niż wynosi globalny roczny budżet reklamowy Coca-Coli. Do poprawy wizerunku UE wynajęto Ethana Winnera z firmy Winner & Associates, uznawanego za speca od beznadziejnych przypadków (jego firma odpowiadała za public relations m.in. po awarii elektrowni atomowej w Pensylwanii w 1979 r. i po katastrofie promu kosmicznego Challenger w 1986 r.).
Manipulowanie sondażami, płacenie „niezależnym" fundacjom i organizacjom pozarządowych za wychwalanie swoich pomysłów i idei, nachalna propaganda w szkołach i instytucjach publicznych – to bogaty arsenał europejskich urzędników z Brukseli. „Neutralna informacja jest potrzebna, ale niewystarczająca. Komunikacja władz Unii Europejskiej nie może się ograniczać do podawania faktów" – czytamy w wydanej w 2002 r. broszurze „Strategia informacji i komunikacji Unii Europejskiej”. Gołe fakty chyba rzeczywiście niewystarczająco przemawiają do ludzi. Jak wynika z sondażu TNS dla brytyjskiej organizacji Open Europe, w marcu 2007 r. aż 74 proc. obywateli unii uważało, że kompetencje wspólnotowych organów władzy nie powinny być już dalej poszerzane, a prawie 50 proc. sądziło, że powinno się ograniczyć te już im przyznane. Fiasko dwóch podejść do traktatu europejskiego, krach programu biopaliw, absurdy wspólnej polityki rolnej, recesja w wielu państwach członkowskich – wszystko to skumulowało się ostatnio i jeszcze mocniej podważyło zaufanie do unii, a nawet do euro.
Więcej możesz przeczytać w 11/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.