Ani bezrobocie, ani powracający z Zachodu, ani kryzys czy pierwsze bankructwa dużych przedsiębiorstw nie są w stanie zmusić Polaków do podjęcia pracy na „urągających ich dumie” stanowiskach. Oferty dla sprzedawców, kasjerów czy budowlańców wiszą w urzędach pracy miesiącami. Coraz więcej polskich firm sprowadza więc pracowników z zagranicy – z Ukrainy, Białorusi, Chin, Wietnamu, Korei i Filipin.
– Gdy podczas kryzysu w 2001 r. przekraczałem bramę fabryki, codziennie czekało na mnie przynajmniej dziesięć osób czekających na jakąkolwiek pracę. Dzisiaj mam poważny problem ze skompletowaniem załogi – żali się Igor Mackiewicz, dyrektor ds. pracowniczych w fabryce mebli Flair z Kobylnicy pod Słupskiem. Nic nie dało wynajęcie agencji rekrutacyjnych, oferty w ogólnopolskich mediach czy ogłoszenia w parafiach. Przez dwa miesiące do pracy zgłosiło trzech „fachowców" z południa Polski. – Pierwszego dnia spili się, zrobili burdę i uciekli – opowiada Mackiewicz. W końcu firma zatrudniła 25 Nepalczyków i Koreańczyków.
Więcej możesz przeczytać w 24/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.