Jest jeszcze coś, co można by nazwać problemem świadomości tzw. elit. Krótki kurs tej świadomości mieliśmy przy okazji sprawy Polańskiego. Jakoś tak się dziwnie składa, że tzw. elity mają niezwykle liberalny stosunek do przestępców i całkowicie obojętny wobec ofiar. Prostolinijnie, czyli prostacko, można by sądzić, że wielkie intelekty i autorytety moralne są po prostu liberalniejsze od gawiedzi. Ale nie. Oni, podobnie jak niejaki Raskolnikow w „Zbrodni i karze", zakładają, że geniusz nie mieści się w prawnych czy moralnych rygorach, a wręcz musi je przekraczać, żeby swoją wielkość potwierdzać. Dzięki temu mamy wybitne wykwity sztuki i geniusz w ogóle. Elita z góry wie, że nie da rady żyć tak banalnie jak zwykły plebs, więc musi mieć pewność, iż za przekraczanie granic trywialności (np. sypianie z 13-latkami czy branie koksu) nic jej nie grozi. A jeśli już jakiś matoł, np. amerykański sędzia, tego nie rozumie, to wszyscy kumple w wielkości niesłusznie napiętnowanego podniosą taki raban, że się matoł przelęknie. Niektórzy politycy chyba pozazdrościli wybitnym artystom i uwierzyli, że im też wolno więcej. A tu jacyś siepacze z CBA próbują im powiedzieć, że jednak nie. Toż to jawna niesprawiedliwość. Jeśli ktoś jest „naszym” mordercą, złodziejem, pedofilem czy oszustem, to nie mogą się do niego stosować bzdurne przepisy, normy i konwenanse obowiązujące przeciętniaków. A jak już się jakaś menda uprze, żeby mimo to geniusza prześladować, to się załatwi odpowiednie ekspertyzy bądź żółte papiery i po kłopocie. I to jest ostateczne potwierdzenie, że geniusza nie można traktować jak zwykłego szmondaka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.