A propos Donald – po tym, jak premier dowiedział się, że CBA śledzi całą sprawę i wie o tym, że koledzy kręcą przy ustawie hazardowej, oni z miejsca przestali z Ryśkiem rozmawiać. Sugerowanie, że ktoś tu kogoś ostrzegł, to brudne insynuacje podszyte polityczną prowokacją pisowskiej sfory, od których się z całą mocą odcinamy. Bajdełej, czy my nie powinniśmy pisać politykom przemówień?
Przy okazji całej sprawy okazało się, że do załatwiania córce biznesmena posady oddelegowano dyrektora Rosoła. Tak, tak, tego samego współpracownika Tuska i Schetyny, który wyprowadził z PO kupę forsy, a teraz jest prawą ręką Białego Nosa Drzewieckiego. Żeby nie było, że to rubryka satyryczna, to mamy teraz takie zupełnie serio pytanie: Co on takiego u licha wie i o kim, że jest niezatapialny, że koleś o takiej przeszłości ciągle jest przy samych szczytach władzy ukochanej? I czy to nie jest temat dla asów i marszałków naszego dziennikarstwa śledczego?
SMS od zaprzyjaźnionego posła PO: „Ogląda pan konferencję Czumy? Boże, co za wstyd! I jeszcze ten prokurator z peerelowską przeszłością i peerelowskim wąsem".
Trzeba bowiem przyznać, że Jaskiernia nasza kochana, to jest wróć, Czuma nasza kochana, dał ognia jak mało kto. Ofiarą braku porannych przekazów dnia padł wprawdzie nie tylko on, ale i Julka Pitera, która wzięła w obronę kolegów, przestrzegając przed pospiesznym wyciąganiem wniosków, ale to Czuma zdążył z samego rana zapewnić, że „Chlebowski i Drzewiecki są absolutnie niewinni", a potem razem z wąsatym prokuratorem Z. wykrył głównego bandytę Mariusza K. Rodzi się uzasadnione podejrzenie, że w wypadku Ministerstwa Sprawiedliwości lekarzem pierwszego kontaktu powinien być psychiatra.
I krótki żarcik krążący wśród dziennikarzy? Słaby i smutny, ale oddający ducha czasów: Czym się różni Czuma od Jaskierni? Jaskiernia miał lepsze garnitury.
Najsmutniejszy popis partyjnej służalczości dał jednak Bogdan Borusewicz, który żadnej afery nie widział, a do tego do prezydenta nie pojedzie, bo coś tam. Sic transit gloria Borusewicza, chciałoby się rzec.
Tak się wprawił w ruganiu prezydenta Sławek Nowak, że pojechał równo. Otóż przypomniał on sobie, że prezydent popełnił grube faux pas, dzwoniąc do premiera Tuska w nocy. Mowa oczywiście o prezydencie Obamie, który – jak sugeruje nasza intelektualna podpora państwa – już zrozumiał swe niewłaściwe postępowanie. Swoją drogą ten Obama to dramat jakiś. Nie dość, że do Tuska wydzwania, to się jeszcze polskiego nie nauczył. Tępak jeden. Teraz nawet Sławek nie ma go jak osobiście opieprzyć.
Krótki kurs rozpisywania przetargów: „Jak kupić, co się chce, nie przejmując się bzdurnymi przepisami, na przykładzie zakupu 500 krzeseł dla MSZ". Wykładowca – mgr Radosław Sikorski. Streszczenie: warunki przetargu ustawia się tak, by pasował do nich tylko jeden produkt, w tym wypadku amerykańskie krzesełko Aeron za jakieś 8 tys. zł. Już wiemy, jak nam Amerykanie zrekompensują brak tarczy. Dadzą nam pięćset krzeseł. Za które im słono zapłacimy, rzecz jasna.
Jak widać, 8 tysięcy to ulubiona kwota w resorcie Radka Sikorskiego i jego ego. Jakiś czas temu jego zamykający na potęgę ambasady resort (oszczędności, panie, oszczędności!) zamówił ekspresy do kawy. Procedury przetargowe mają w małym paluszku, więc tak to opisali, że pasują im tylko ekspresy po 8 tys. zł sztuka. Strach pytać, ile kosztuje papier toaletowy do ministerialnych ubikacji! Ale za to pewnie ręcznie malowany.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.