Gdy w środku nocy straż pożarna przyjechała na Fehrbelliner Strasse w dzielnicy Prenzlauer Berg, trzy auta stały już w płomieniach. W jednym z nich eksplodował zbiornik paliwa. Płomienie strzeliły w górę na wysokość drugiego piętra. Strażakom pozostało tylko dogaszenie zgliszcz, a funkcjonariuszom zapewnianie zerwanych ze snu mieszkańców okolicznych domów, że „sytuacja jest opanowana”. Nie była.
Na Kastanienallee poszedł z dymem srebrny mercedes SLK. W Alt Buckow straż pożarna i policjanci wezwani zostali przez taksówkarza do płonącego BMW. Statystyka jest więcej niż alarmująca: 397 aut spłonęło w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy na ulicach Berlina, ale liczba ta może być już nieaktualna. Gdy powstawał ten tekst, płonęły kolejne dwa. W stolicy Niemiec prawie nie ma nocy bez wezwań do gaszenia samochodów. Najczęstsze miejsca ataków podpalaczy to Friedrichshain, Kreuzberg, Pankow, Lichtenberg, Wedding, Reinickendorf, Neukölln i śródmiejska dzielnica Mitte, ale gdyby na planie liczącej 3,4 mln mieszkańców metropolii zaznaczyć wszystkie tego rodzaju akty wandalizmu, pozostałyby tylko nieliczne białe plamy.
Więcej możesz przeczytać w 43/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.