Jeszcze kilka miesięcy temu polityka Wielkiej Brytanii oparta była na ustalonym od lat podziale sił: równowadze między torysami a laburzystami. Jeśli sprawdzą się sondaże i do parlamentu dostaną się także liberałowie pod wodzą Nicka Clegga, Wielką Brytanię czeka wielkie przemeblowanie sceny politycznej.
Torysi czekali na ten moment od dawna. Już kiedy do dymisji podał się premier Tony Blair, liczyli na szybkie wybory parlamentarne i ponowne przejęcie władzy. Początkowo w rządach pozbawionego charyzmy Gordona Browna upatrywali szansy dla siebie. Brown miał zohydzić wyborcom socjalistów. Nadzieję potęgowały kryzys finansowy i recesja. Łatwe zdawało się krytykowanie opieszałości i braku energicznej reakcji Browna. Ku zaskoczeniu wszystkich Brown szybko zakasał rękawyi razem z francuskim prezydentem Nicolasem Sarkozym przedstawił plan wyjścia z kryzysu. Dopiero w ostatnich miesiącach przyszły afery korupcyjne, które nadszarpnęły wizerunek Partii Pracy. „Nowi laburzyści to już nie laburzyści" – można przeczytać na jednym z budynków we wschodnim Londynie.
Więcej możesz przeczytać w 19/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.