Były czerwony dywan i kolacja z owocami morza. Z francuskiego kąpieliska Deauville miały w ubiegłym tygodniu pójść w świat uspokajające sygnały, że przywódcy Francji, Niemiec i Rosji troszczą się o rozwój Europy. Zamiast tego zaczęto mówić o ich uzurpatorskich zapędach.
Już samo określenie spotkania w Normandii mianem szczytu w Deauville wywołało ambiwalentne odczucia w brukselskiej centrali, pozostałych państwach Wspólnoty, a za oceanem wielu politykom wręcz ścięło krew w żyłach. „Od kiedy to europejskie bezpieczeństwo nie jest już amerykańską sprawą, tylko kwestią, którą musi rozwiązać Europa z Rosją?" – pytał skonsternowany „The New York Times”. Gdy z USA płynęły pomruki niezadowolenia, w Pałacu Elizejskim i Urzędzie Kanclerskim rozległy się głosy zdziwienia tym, od kiedy to Europejczykom nie wolno rozmawiać o swoim bezpieczeństwie. Problemw tym, że uczestnicy trójstronnych rozmów postępują, jakby wychodzili z założenia: „Europa to my”. Ich „konsultacje” w sprawie polityki bezpieczeństwa nastąpiły bez żadnych uzgodnień z NATO, OBWE czy choćby szefową dyplomacji UE Catherine Ashton. Jakie zatem są prawdziwe cele „trojki”?
Więcej możesz przeczytać w 44/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.