Lepper zapowiada, że rozpoczyna kampanię informacyjną o UE i rusza na bazary
"Ale nie ma praktyki, że każdy psychopata może sobie kupić reaktor w sąsiedzkim laboratorium"
ks. abp Józef Życiński
Pisałem w poprzednim odcinku, że trza iść pod strzechy. To i sam poszedłem. Nowy Rok spędziłem u przyjaciół na Mazurach Garbatych. Przyjaciele do swego wiejskiego gospodarstwa przyjeżdżają, gdy umożliwi im to praca w Warszawie, co skądinąd przyczynia się do tworzenia na ich wsi nowych miejsc i kultury pracy (póki PSL nie zabroni im jako niewykwalifikowanym posiadania ziemi).
W ramach sąsiedzkich rozhoworów zszedłem się na tych Mazurach z miejscowym Mirkiem, co to ma ledwo pod 20 ha, ale - jak twierdzi - do "produkcyjnych" rolników się nie zalicza, bo to "się nie opłaca". Diabli nadali, że pan Mirek o niczym ze mną nie chciał gadać, tylko o UE. Oczywiście, widzi unię czarno. Podstawą jego czarnowidztwa jest to, co usłyszał w TVP. Usiłowałem się podeprzeć doktryną audiatur et altera pars i wypytać go, kto tak źle o unii w pudle gadał, ale pan Mirek nie ma pamięci do nazwisk, więc rzekł tylko: "W telewizji mówili". Pomyślałem, że musiał widzieć na ekranie plejadę klonów jednej osoby - zwłaszcza że reszty moich wyjaśnień i sprawozdań z wyników negocjacji słuchał już ze słabnącym zainteresowaniem.
Poskarżyłem się przyjaciołom, że tyle lat tam mieszkają i jeszcze sąsiada nie nauczyli odróżniać, kto do niego z TV przemawia, a oni opowiedzieli mi wtedy o filtrze. Zaprosił ich kiedyś pan Mirek, aby zobaczyli filtr, który nałożył na kran w kuchni. Przyjaciele się zdziwili, bo Mirek zawsze chwalił wodę z własnej studni: że zdrowa, czysta, niezażelaziona, sanepid nawet nie mógł się nadziwić, jaka dobra była. Po co więc filtr? Okazało się, że zjawił się u niego hydraulikofiltrokomiwojażer i wyjaśnił, iż bez filtra w każdej chałupie nigdy nas do UE nie przyjmą. Na wszelki wypadek pan Mirek wyjął 150 zł, filtr kupił i teraz tę swoją czystą wodę filtruje.
Sam już nie wiem, czy pan Mirek tylko się ze mną droczył dla podtrzymania konwersacji, czy też w ramach wchodzenia z edukacją pod strzechy moi przyjaciele będą musieli podjąć jakieś działania przedreferendalne. Zwłaszcza że Przyjaciel Ludzkości Lepper zapowiedział, że rozpoczyna kampanię informacyjną przed referendum o wstąpieniu Polski do UE i rusza na bazary oraz zlewnie mleka. Jeśli powiązać ten news z rewelacjami raelian o udanym sklonowaniu człowieka (w co najbardziej wierzą sami raelianie), to mamy dość powodów do niepokoju. Proszę sobie wyobrazić wiosenny atak klonów na bezprodukcyjnego pana Mirka!
Nawet bez raelian myśl o tym, że komuś może się ten zabieg udać, napawa mnie strachem. Czy uda się (idąc tropem rozumowania abp. Życińskiego) uniemożliwić wariatom dostęp do reaktorów atomowych i laboratoriów genetycznych? Na razie w telewizji ponieśliśmy porażkę. Najwyraźniej jest taka praktyka, że przed kamerę wpuszczamy każdego. Nawet klony z filtrami.
ks. abp Józef Życiński
Pisałem w poprzednim odcinku, że trza iść pod strzechy. To i sam poszedłem. Nowy Rok spędziłem u przyjaciół na Mazurach Garbatych. Przyjaciele do swego wiejskiego gospodarstwa przyjeżdżają, gdy umożliwi im to praca w Warszawie, co skądinąd przyczynia się do tworzenia na ich wsi nowych miejsc i kultury pracy (póki PSL nie zabroni im jako niewykwalifikowanym posiadania ziemi).
W ramach sąsiedzkich rozhoworów zszedłem się na tych Mazurach z miejscowym Mirkiem, co to ma ledwo pod 20 ha, ale - jak twierdzi - do "produkcyjnych" rolników się nie zalicza, bo to "się nie opłaca". Diabli nadali, że pan Mirek o niczym ze mną nie chciał gadać, tylko o UE. Oczywiście, widzi unię czarno. Podstawą jego czarnowidztwa jest to, co usłyszał w TVP. Usiłowałem się podeprzeć doktryną audiatur et altera pars i wypytać go, kto tak źle o unii w pudle gadał, ale pan Mirek nie ma pamięci do nazwisk, więc rzekł tylko: "W telewizji mówili". Pomyślałem, że musiał widzieć na ekranie plejadę klonów jednej osoby - zwłaszcza że reszty moich wyjaśnień i sprawozdań z wyników negocjacji słuchał już ze słabnącym zainteresowaniem.
Poskarżyłem się przyjaciołom, że tyle lat tam mieszkają i jeszcze sąsiada nie nauczyli odróżniać, kto do niego z TV przemawia, a oni opowiedzieli mi wtedy o filtrze. Zaprosił ich kiedyś pan Mirek, aby zobaczyli filtr, który nałożył na kran w kuchni. Przyjaciele się zdziwili, bo Mirek zawsze chwalił wodę z własnej studni: że zdrowa, czysta, niezażelaziona, sanepid nawet nie mógł się nadziwić, jaka dobra była. Po co więc filtr? Okazało się, że zjawił się u niego hydraulikofiltrokomiwojażer i wyjaśnił, iż bez filtra w każdej chałupie nigdy nas do UE nie przyjmą. Na wszelki wypadek pan Mirek wyjął 150 zł, filtr kupił i teraz tę swoją czystą wodę filtruje.
Sam już nie wiem, czy pan Mirek tylko się ze mną droczył dla podtrzymania konwersacji, czy też w ramach wchodzenia z edukacją pod strzechy moi przyjaciele będą musieli podjąć jakieś działania przedreferendalne. Zwłaszcza że Przyjaciel Ludzkości Lepper zapowiedział, że rozpoczyna kampanię informacyjną przed referendum o wstąpieniu Polski do UE i rusza na bazary oraz zlewnie mleka. Jeśli powiązać ten news z rewelacjami raelian o udanym sklonowaniu człowieka (w co najbardziej wierzą sami raelianie), to mamy dość powodów do niepokoju. Proszę sobie wyobrazić wiosenny atak klonów na bezprodukcyjnego pana Mirka!
Nawet bez raelian myśl o tym, że komuś może się ten zabieg udać, napawa mnie strachem. Czy uda się (idąc tropem rozumowania abp. Życińskiego) uniemożliwić wariatom dostęp do reaktorów atomowych i laboratoriów genetycznych? Na razie w telewizji ponieśliśmy porażkę. Najwyraźniej jest taka praktyka, że przed kamerę wpuszczamy każdego. Nawet klony z filtrami.
Więcej możesz przeczytać w 2/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.