Afera Rywina skończy się niczym. Albo symboliczną karą, na przykład grzywną. Stanie się zapewne największą farsą sądową III RP
Afera Rywina skończy się niczym. Albo symboliczną karą, na przykład grzywną. Jeśli Lew Rywin stanie przed sądem, zostanie oskarżony przez prokuratora o płatną protekcję (art. 230 kodeksu karnego), za co grozi kara od miesiąca do trzech lat pozbawienia wolności. W sali sądowej Rywin przyzna, że kłamał w rozmowie z Adamem Michnikiem, zapewniając redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej", iż przychodzi w imieniu "grupy trzymającej władzę". W istocie żadnej grupy nie było, a mówił tak, żeby być bardziej wiarygodnym. Rywin przeprosi premiera Millera, przeprosi Roberta Kwiatkowskiego (już ich zresztą przeprosił listownie) i Andrzeja Zarębskiego.
Prawdopodobnie nie przeprosi tylko Michnika i kierownictwa Agory. Powołani przez jego adwokatów świadkowie zeznają, że przedstawiciele Agory wypowiadali wobec niego słowa, które mógł uznać za groźby. Rywin wyrazi skruchę, a sąd biorąc pod uwagę jego niekaralność, dobrą opinię, działalność na rzecz narodowej kultury, skaże go na karę grzywny. Rywin będzie mógł ją wpłacić już następnego dnia po zapadnięciu wyroku. Po pięciu latach sprawa ulegnie zatarciu, a z życiorysu zniknie zapis o wyroku. Rywingate stanie się największą farsą sądową III RP.
Prokurator Rywin
To, że sprawa Rywina skończy się niczym, jest prawie pewne, bo od początku on sam kieruje postępowaniem, a nie prokuratura. Fakt, iż po złożeniu przez Agorę doniesienia o przestępstwie, nie przesłuchano Rywina, lecz czekano dwa tygodnie, zdecydował o prawdopodobnym fiasku sprawy. Rywin miał dość czasu, by skontaktować się z osobami, którym mógł zaszkodzić, i zapewnić je, że nic nie zezna. Prokuratura nie będzie w stanie tego ustalić, badając billingi z jego telefonów, bo tego nie załatwia się przez telefon. Wskazanie "grupy trzymającej władzę" nie jest w tej sytuacji możliwe. Rywin miał nawet czas, by zorientować się, jakie zeznania złożyli świadkowie, którzy byli przesłuchiwani przed nim (Adam Michnik, Wanda Rapaczyńska, Paweł Smoleński). Nikt poza kierownictwem Agory nie ma teraz powodu zeznawać przeciwko niemu, bo on sam odmówił zeznań. Jest więc afera Rywina, ale nie ma aferzystów.
Gdyby prokurator przesłuchał Rywina pierwszego (w charakterze świadka), miałby przynajmniej jego wersję wydarzeń - niezależną od tego, co się w tej sprawie działo później. Zygmunt Kapusta, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, twierdzi, że te zeznania nie byłyby nic warte, gdyż Rywinowi postawiono zarzut płatnej protekcji, a wówczas nie można skorzystać z jego zeznań jako świadka. Miałyby one jednak znaczenie dla sejmowej komisji śledczej oraz dla opinii publicznej. Skoro Rywina nie przesłuchano od razu, to teraz prokuratura i komisja sejmowa dowiedzą się tego, co on sam zechce im powiedzieć.
Agora może się jeszcze ewentualnie procesować z Rywinem z powództwa cywilnego. A ma o co się procesować! Podczas dotychczasowego postępowania straciła bodaj najwięcej, przede wszystkim ucierpiał jej wizerunek. Z zapisu rozmowy Rywina z Michnikiem wynika, że kierownictwo Agory aktywnie lobbowało w sprawie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. A wcześniej do przedstawicieli władz spółki przychodziły osoby, które też obiecywały załatwienie sprawy w niezbyt czysty sposób. Wanda Rapaczyńska mówi o dwóch takich wypadkach. Opinia publiczna może pytać, dlaczego nie powiadomiono organów ścigania. Dlaczego złożenie doniesienia o próbie płatnej protekcji zajęło Agorze aż pół roku?
Świadek koronny Rywin
Nie trzeba wcale złej woli prokuratury czy członków sejmowej komisji, by sprawa skończyła się niczym. Obecnie nikt nie jest zainteresowany innym finałem. Kto dobrowolnie będzie się przyznawał, że jest członkiem "grupy trzymającej władzę"? Sejmowa komisja będzie chciała zdziałać więcej niż prokuratura, ale sukces jest mało prawdopodobny. Jej członkowie rozważają nawet przyznanie Rywinowi czegoś w rodzaju statusu świadka koronnego, gdyby zechciał zeznawać. Miał on jednak dość czasu, by przeprowadzić rachunek kosztów. Zachowanie milczenia i wzięcie winy na siebie gwarantuje mu najkorzystniejsze rozwiązanie.
Komisja śledcza niewiele wskóra, jeśli świadkowie nie będą składać zeznań obciążających inne osoby niż Rywin. Z dotychczasowych działań prokuratury wynika, że takich świadków nie ma. Nie ma więc podstaw, by stwierdzić, czy z Rywinem kontaktowała się jakaś grupa, która rzeczywiście upoważniła go do zdobycia środków dla SLD. Rywin przyzna zapewne, że to był blef. Pozostaje kwestia ewentualnej odpowiedzialności prawnej premiera Leszka Millera (i prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka) za to, że nie złożył doniesienia do prokuratury, wiedząc o próbie przekupstwa. Prof. Piotr Kruszyński, dyrektor Instytutu Prawa Karnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że oprócz litery prawa, czyli wypełnienia obowiązku nakazanego przez art. 304
par. 2 kpk, trzeba się jeszcze kierować zdrowym rozsądkiem i nie narażać autorytetu państwa na śmieszność.
Komisja kontra prokuratura
Powołując komisję śledczą, parlament dał sygnał, że chce wyjaśnienia sprawy. W naszym Sejmie to precedens. Zdaniem Tomasza Nałęcza, przewodniczącego komisji, ma ona większe możliwości działania niż prokuratura. Prof. Piotr Kruszyński uważa natomiast, że status prawny komisji nie jest jasny. Z jednej strony ma ona kompetencje śledcze, ale z drugiej jej relacje z prokuraturą są niejasne. Komisja działa jawnie, a ustala te same fakty co prokuratura. W tej sytua-cji zachowanie poufności śledztwa jest rzeczą trudną.
Wiele wskazuje, iż to, co miało być trzęsieniem ziemi dla naszego życia publicznego, będzie wstrząsem porównywalnym z upadkiem sopla lodu z dachu. Początek był jak w filmach Alfreda Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem miało być już tylko ciekawiej. W rzeczywistości były tylko nie potwierdzone plotki. Na przykład o ataku Pałacu Prezydenckiego na premiera Leszka Millera
- spekulacje na ten temat podsyciła wypowiedź Jerzego Jaskierni, przewodniczącego klubu SLD, który mówił "o intrydze mającej na celu destabilizację SLD, a inspirowanej przez ośrodek pozaparlamentarny, którego kadencja wkrótce się kończy". Pojawiały się także głosy o prowokacji służb specjalnych. Inna plotka mówiła o grupie biznesowej, która chciała wykorzystać swoje koneksje z politykami SLD, by zrobić interes życia - skompromitować Agorę i zbudować konkurencyjny koncern medialny.
Afera Rywina dowodzi, że po raz kolejny sprawdza się powiedzenie: "W polityce nic nie dzieje się bez przyczyny, ale wiele bez skutku".
Prawdopodobnie nie przeprosi tylko Michnika i kierownictwa Agory. Powołani przez jego adwokatów świadkowie zeznają, że przedstawiciele Agory wypowiadali wobec niego słowa, które mógł uznać za groźby. Rywin wyrazi skruchę, a sąd biorąc pod uwagę jego niekaralność, dobrą opinię, działalność na rzecz narodowej kultury, skaże go na karę grzywny. Rywin będzie mógł ją wpłacić już następnego dnia po zapadnięciu wyroku. Po pięciu latach sprawa ulegnie zatarciu, a z życiorysu zniknie zapis o wyroku. Rywingate stanie się największą farsą sądową III RP.
Prokurator Rywin
To, że sprawa Rywina skończy się niczym, jest prawie pewne, bo od początku on sam kieruje postępowaniem, a nie prokuratura. Fakt, iż po złożeniu przez Agorę doniesienia o przestępstwie, nie przesłuchano Rywina, lecz czekano dwa tygodnie, zdecydował o prawdopodobnym fiasku sprawy. Rywin miał dość czasu, by skontaktować się z osobami, którym mógł zaszkodzić, i zapewnić je, że nic nie zezna. Prokuratura nie będzie w stanie tego ustalić, badając billingi z jego telefonów, bo tego nie załatwia się przez telefon. Wskazanie "grupy trzymającej władzę" nie jest w tej sytuacji możliwe. Rywin miał nawet czas, by zorientować się, jakie zeznania złożyli świadkowie, którzy byli przesłuchiwani przed nim (Adam Michnik, Wanda Rapaczyńska, Paweł Smoleński). Nikt poza kierownictwem Agory nie ma teraz powodu zeznawać przeciwko niemu, bo on sam odmówił zeznań. Jest więc afera Rywina, ale nie ma aferzystów.
Gdyby prokurator przesłuchał Rywina pierwszego (w charakterze świadka), miałby przynajmniej jego wersję wydarzeń - niezależną od tego, co się w tej sprawie działo później. Zygmunt Kapusta, szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, twierdzi, że te zeznania nie byłyby nic warte, gdyż Rywinowi postawiono zarzut płatnej protekcji, a wówczas nie można skorzystać z jego zeznań jako świadka. Miałyby one jednak znaczenie dla sejmowej komisji śledczej oraz dla opinii publicznej. Skoro Rywina nie przesłuchano od razu, to teraz prokuratura i komisja sejmowa dowiedzą się tego, co on sam zechce im powiedzieć.
Agora może się jeszcze ewentualnie procesować z Rywinem z powództwa cywilnego. A ma o co się procesować! Podczas dotychczasowego postępowania straciła bodaj najwięcej, przede wszystkim ucierpiał jej wizerunek. Z zapisu rozmowy Rywina z Michnikiem wynika, że kierownictwo Agory aktywnie lobbowało w sprawie nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji. A wcześniej do przedstawicieli władz spółki przychodziły osoby, które też obiecywały załatwienie sprawy w niezbyt czysty sposób. Wanda Rapaczyńska mówi o dwóch takich wypadkach. Opinia publiczna może pytać, dlaczego nie powiadomiono organów ścigania. Dlaczego złożenie doniesienia o próbie płatnej protekcji zajęło Agorze aż pół roku?
Świadek koronny Rywin
Nie trzeba wcale złej woli prokuratury czy członków sejmowej komisji, by sprawa skończyła się niczym. Obecnie nikt nie jest zainteresowany innym finałem. Kto dobrowolnie będzie się przyznawał, że jest członkiem "grupy trzymającej władzę"? Sejmowa komisja będzie chciała zdziałać więcej niż prokuratura, ale sukces jest mało prawdopodobny. Jej członkowie rozważają nawet przyznanie Rywinowi czegoś w rodzaju statusu świadka koronnego, gdyby zechciał zeznawać. Miał on jednak dość czasu, by przeprowadzić rachunek kosztów. Zachowanie milczenia i wzięcie winy na siebie gwarantuje mu najkorzystniejsze rozwiązanie.
Komisja śledcza niewiele wskóra, jeśli świadkowie nie będą składać zeznań obciążających inne osoby niż Rywin. Z dotychczasowych działań prokuratury wynika, że takich świadków nie ma. Nie ma więc podstaw, by stwierdzić, czy z Rywinem kontaktowała się jakaś grupa, która rzeczywiście upoważniła go do zdobycia środków dla SLD. Rywin przyzna zapewne, że to był blef. Pozostaje kwestia ewentualnej odpowiedzialności prawnej premiera Leszka Millera (i prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka) za to, że nie złożył doniesienia do prokuratury, wiedząc o próbie przekupstwa. Prof. Piotr Kruszyński, dyrektor Instytutu Prawa Karnego Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że oprócz litery prawa, czyli wypełnienia obowiązku nakazanego przez art. 304
par. 2 kpk, trzeba się jeszcze kierować zdrowym rozsądkiem i nie narażać autorytetu państwa na śmieszność.
Komisja kontra prokuratura
Powołując komisję śledczą, parlament dał sygnał, że chce wyjaśnienia sprawy. W naszym Sejmie to precedens. Zdaniem Tomasza Nałęcza, przewodniczącego komisji, ma ona większe możliwości działania niż prokuratura. Prof. Piotr Kruszyński uważa natomiast, że status prawny komisji nie jest jasny. Z jednej strony ma ona kompetencje śledcze, ale z drugiej jej relacje z prokuraturą są niejasne. Komisja działa jawnie, a ustala te same fakty co prokuratura. W tej sytua-cji zachowanie poufności śledztwa jest rzeczą trudną.
Wiele wskazuje, iż to, co miało być trzęsieniem ziemi dla naszego życia publicznego, będzie wstrząsem porównywalnym z upadkiem sopla lodu z dachu. Początek był jak w filmach Alfreda Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem miało być już tylko ciekawiej. W rzeczywistości były tylko nie potwierdzone plotki. Na przykład o ataku Pałacu Prezydenckiego na premiera Leszka Millera
- spekulacje na ten temat podsyciła wypowiedź Jerzego Jaskierni, przewodniczącego klubu SLD, który mówił "o intrydze mającej na celu destabilizację SLD, a inspirowanej przez ośrodek pozaparlamentarny, którego kadencja wkrótce się kończy". Pojawiały się także głosy o prowokacji służb specjalnych. Inna plotka mówiła o grupie biznesowej, która chciała wykorzystać swoje koneksje z politykami SLD, by zrobić interes życia - skompromitować Agorę i zbudować konkurencyjny koncern medialny.
Afera Rywina dowodzi, że po raz kolejny sprawdza się powiedzenie: "W polityce nic nie dzieje się bez przyczyny, ale wiele bez skutku".
Sejm śledczy Komisje śledcze Sejm może powoływać na mocy konstytucji z 1997 r. Wcześ-niej komisje parlamentarne, mające uprawnienia śledcze, powoływano uchwałą Sejmu. W 1989 r. utworzono Komisję Nadzwyczajną do Zbadania Działalności MSW, której przewodniczył Jan Maria Rokita (OKP). W 1994 r. powstała podkomisja Komisji Obrony Narodowej, mająca wyjaśnić, co się wydarzyło w trakcie obiadu w Drawsku (przewodniczył jej Jerzy Szmajdziński z SLD). Działała też nadzwyczajna komisja, która oceniała, czy służby specjalne nie złamały prawa w tzw. sprawie Oleksego (kierowała nią Lucyna Pietrzyk z PSL). W 1998 r. Sejm przyjął ustawę umożliwiającą powoływanie komisji śledczych. Projekt uchwały może wnieść 15 posłów lub prezydium Sejmu. O powołaniu komisji decyduje Sejm bezwzględną większością głosów. Komisja śledcza może przesłuchiwać świadków i zwrócić się do prokuratora generalnego o podjęcie działań w konkretnej sprawie. Jesienią 1999 r. grupa posłów wystąpiła o powołanie komisji śledczej, która zajęłaby się sprawą inwigilacji prawicy w latach 1991-1997. Wiosną 2000 r. Sejm odrzucił ten wniosek. Kilka tygodni później podobny los spotkał propozycję, by powołać komisję do zbadania prywatyzacji Banku Gdańskiego. Latem 2000 r. odrzucono wniosek dotyczący komisji śledczej do zbadania nieprawidłowości w Komitecie ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej w czasach, gdy kierował nim Aleksander Kwaśniewski. Nie powstała też komisja mająca zbadać losy majątku dawnej PZPR. Wiosną 2001 r. posłowie nie zgodzili się na utworzenie komisji do zbadania prywatyzacji PZU SA. Sejm nie rozpatrzył wniosku o powołanie komisji, która zajęłaby się aferą FOZZ - złożono go krótko przed końcem III kadencji parlamentu. Komisji śledczej do zbadania prywatyzacji Stoenu domagali się posłowie Prawa i Sprawiedliwości. |
Kongres Śledczy Specjalne komisje śledcze w USA są powoływane do zbadania przewinień prezydenta, członków rządu lub Kongresu. Może je powoływać zarówno Izba Reprezentantów, jak i Senat. Niewykluczone są też wspólne komisje Izby Reprezentantów i Senatu, jak to się stało w wypadku afery Iran - Contras (w 1987 r.). Jeśli dochodzenie dotyczy najwyżej postawionych osób w państwie i opinia publiczna jest tym zainteresowana, transmisje telewizyjne prowadzone są na żywo nie tylko przez kanały, które zajmują się relacjonowaniem prac Kongresu (C-SPAN 1 i C-SPAN 2), ale także przez stacje komercyjne. Śledztwo komisji kongresowej może się zakończyć przekazaniem materiałów prokuratorowi. Komisja może też skierować wniosek o odwołanie danej osoby ze stanowiska. Procedura odwoławcza jest z reguły inicjowana w Komisji Wymiaru Sprawiedliwości Izby Reprezentantów. Następnie odbywa się głosowanie obu izb. Podczas afery Watergate Komisja Wymiaru Sprawiedliwości Kongresu przegłosowała w końcu lipca 1974 r. wniosek o odwołanie prezydenta Richarda Nixona. 10 dni później Nixon ustąpił ze stanowiska. Kolejnym prezydentem, wobec którego zastosowano procedurę impeachmentu, był Bill Clinton. Zarzucono mu w 1998 r. składanie fałszywych zeznań pod przysięgą i utrudnianie pracy wymiarowi sprawiedliwości. Praca w komisjach śledczych pozwala zdobyć rozgłos mało znanym politykom. Harry Truman, późniejszy prezydent USA, dał się poznać opinii publicznej, gdy jako senator z Missouri został przewodniczącym komisji senackiej, która badała marnotrawstwo w amerykańskim przemyśle zbrojeniowym (w latach 1941-1944). Doliczono się wówczas 15 mld USD wyrzuconych w błoto. Także Richard Nixon po raz pierwszy zaistniał na scenie politycznej, gdy został przewodniczącym kongresowej podkomisji, która tuż po wojnie sprawdzała wypadki działalności antyamerykańskiej. Od 1978 r. zaczęli także działać niezależni prokuratorzy. Specjalnego prokuratora Kennetha Starra powołano w 1994 r., by zbadał aferę Whitewater, w którą zamieszani byli Bill i Hillary Clintonowie. Chodziło o ich powiązania z upadłą w 1989 r. kasą oszczędnościowo-pożyczkową Madison Guaranty z Arkansas. Przy okazji Starr wpadł na trop romansu Clintona z Monicą Lewinsky. Sprawa Whitewater, mimo iż ciągnęła się niemal przez całą prezydenturę Clintona i kosztowała ponad 64 mln USD, nie przyniosła rezultatów. Kiedy ustawa o niezależnym prokuratorze przestała obowiązywać, zarówno demokraci, jak i republikanie opowiedzieli się przeciwko jej przedłużeniu. Obecnie w razie złamania prawa przez najwyższych urzędników specjalnego prokuratora powołuje prokurator generalny. Monika Kołątaj |
Dziesięciu sprawiedliwych - sejmowa komisja w sprawie Rywina |
---|
Tomasz Nałęcz (SLD-UP) Przewodniczący komisji, wicemarszałek Sejmu. Z wykształcenia historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1990-1992 działacz SdRP, potem jeden z liderów Unii Pracy. Zwolennik politycznego sojuszu z SLD. Poseł w latach 1993-1997 oraz ponownie od 2001 r. Bogdan Lewandowski (SLD-UP) Wiceprzewodniczący komisji, politolog. Wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. służb specjalnych, przewodniczący komisji rozpatrującej projekt ustawy o WSI. Należy do posłów najczęściej składających interpelacje. Bohdan Kopczyński (LPR) Wiceprzewodniczący komisji, prawnik. Oficer marynarki wojennej wyrzucony z wojska w 1981 r., następnie działacz szczecińskiej "Solidarności". Obrońca w procesach politycznych. Od 1990 r. prowadzi kancelarię adwokacką w Świnoujściu. Uważa, że trzeba rozwiązać wydziały karne w sądach i prokuraturach, a i ich kompetencje przekazać sądownictwu wojskowemu i prokuraturze wojskowej. Jerzy Szteliga (SLD-UP) Jedyny członek komisji, który przyznał się w oświadczeniu lustracyjnym do współpracy z SB. Politolog, absolwent Uniwersytetu Leningradzkiego, pracował w opolskiej Wyższej Szkole Inżynierskiej. Były szef opolskiej SdRP, a wcześniej I sekretarz KW PZPR. Od 1993 r. poseł SLD. Ryszard Kalisz (SLD-UP) Prawnik, poseł SLD. Ekspert strony rządowej w obradach "okrągłego stołu". W 1996 r. został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta. Do 2000 r. pełnił obowiązki szefa prezydenckiej kancelarii. Kierował też kampanią wyborczą Aleksandra Kwaś-niewskiego (w 2000 r.). Wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego SLD. Stanisław Rydzoń (SLD-UP) Prawnik. Prowadził kancelarię radcowską w Oświęcimiu. Do 1999 r. działacz partii chłopskich - najpierw ZSL, a potem PSL. Od trzech lat polityk SLD, z którego listy zdobył poselski mandat. Piotr Smolana (Samoobrona) Technik budowlany. Przed wyborami parlamentarnymi w 2001 r., kiedy został posłem, był bezrobotny. Przez jakiś czas z braku innego lokum mieszkał na plebanii u byłego duszpasterza "Solidarności" w Bielsku-Białej. Józef Szczepańczyk (PSL) Geodeta. Od ponad dziesięciu lat etatowy pracownik PSL, m.in. kierownik biura poselsko-senatorskiego w Kielcach. Przed objęciem mandatu posła był radnym województwa świętokrzyskiego. Jan Maria Rokita (PO) Prawnik z Krakowa. Poseł Platformy Obywatelskiej (wcześniej w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym, a do 1997 r. w Unii Wolności). Był przewodniczącym Komisji Nadzwyczajnej do Zbadania Działalności MSW, a potem wieloletnim przewodniczącym sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Szef URM w rządzie Hanny Suchockiej. Zbigniew Ziobro (PiS) Prawnik, poseł PiS, założyciel Stowarzyszenia Katon, które w Krakowie prowadzi Centrum Pomocy Ofiarom Przestępstw. Był wiceministrem sprawiedliwości (najmłodszym w historii), gdy resortem kierował Lech Kaczyński. W ostatnich wyborach parlamentarnych startował z pierwszego miejsca na liście PiS. Miał najlepszy wynik w Krakowie: 36 tys. głosów. |
Więcej możesz przeczytać w 4/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.