Kino komercyjne najlepiej zarabia na megaprodukcjach. Dominacja rzemieślników nad artystami stała się faktem
Jest taka dziecinna gra słów, dzięki której można sobie poprawić wyrazistość mowy i potrenować ortografię: leży Jerzy koło wieży, a na wieży leży gniazdo nietoperzy
Pozornie stanowi opis jednej sytuacji, jednak to tylko złudzenie spowodowane podobnym brzmieniem wyrazów. W rzeczywistości to, co pod wieżą, i to, co na wieży, nie ma z sobą nic wspólnego. Przypomniał mi się Jerzy, gdy po opublikowaniu mego felietonu pt. "Ruchome ilustracje", w którym napisałem, że w ubiegłym roku największy sukces odniosły filmy będące ekranizacjami literatury, że główną ambicją reżyserów było robienie wiernych ilustracji i wszystko wskazuje na to, że będą to teraz czynić seryjnie (następne odcinki głośnych kinowych przebojów są już w produkcji), do mojej skrzynki mailowej zaczęły napływać listy od czytelników. Wszystkie dotyczyły "Władcy pierścieni". Ich autorzy domagali się, by o tym przedsięwzięciu napisać osobno, bo jest wyjątkowe.
"Porównywanie ekranizacji powieści Tolkiena z ekranizacją "Harry'ego Pottera", którego kontynuacje są typowym dyskontowaniem sukcesu pierwszej produkcji, jest dla producentów i autorów wręcz obraźliwe" - napisał Piotr Romaniuk. "Zawarcie treści tego dzieła w jednym odcinku byłoby szaleństwem i od początku planowane były trzy filmy - tak jak mamy trzy tomy powieści" - Michał Karpiński z Olsztyna. "Wszystkie trzy nakręcono równocześnie (co jest bez precedensu w historii kina), w ciągu półtora roku produkcji. Nie czekano więc, jak pan napisał, na wyniki kasowe pierwszego filmu. Z oczywistych względów producent postanowił wypuszczać filmy trylogii w jednorocznych przerwach. Realizując wszystkie trzy części jednocześnie, zaoszczędzono sporo na produkcji. Na przykład uniknięto ponownych negocjacji wynagrodzeń aktorów, którzy po sukcesie pierwszej części mogliby się domagać wyższych stawek" - Marcin Włodarczyk z Filadelfii. "Jest to pierwsze wieloczęściowe widowisko kinowe od ponad 30 lat. I choćby tylko z tego powodu znajdzie miejsce w annałach historii kina" - Michał Leśniewski. "Myślę, że zekranizowanie takiego materiału nie jest możliwe bez własnej wizji oraz pewnego uwewnętrznienia wykreowanego świata, które nie jest możliwe do osiągnięcia dla rzemieślnika" - Jaromir Możdżyński. "Ten film jest w ogromnym stopniu ilustracją książki (w jego tworzeniu brali w końcu udział wspaniali ilustratorzy dzieł Tolkiena - Alan Lee i John Howe), ale sprowadzanie go do zwykłego rzemiosła jest wielkim błędem" - Mikołaj Sędek. Po przeczytaniu tych listów byłem poruszony, bo wierzę, że krytyk filmowy tyle jest wart, ile są warci ci, którzy go czytają. A cytowani czytelnicy wykazali niezwykłą przytomność i znajomość rzeczy, słusznie mi przypominając, że w wypadku "Władcy pierścieni" nie czekano na wyniki kasowe pierwszej części, lecz wszystkie trzy zrealizowano jednocześnie. Nie zmienia to faktu, że i tym razem przedsięwzięcie ma charakter seryjny, nawet jeśli jest to uzasadnione charakterem i kształtem trylogii Tolkiena. Dawniej nie wszystkie trylogie udawało się ekranizować w całości. Zabiegi, by tego dokonać, zabrały Jerzemu Hoffmanowi kilkadziesiąt lat. Bez wątpienia kino komercyjne preferuje wieloodcinkowe megaprodukcje o charakterze ilustracji, bo dobrze na nich zarabia. Dominacja rzemieślników nad artystami jest faktem.
Skoro wspomniałem o Hoffmanie, to muszę przyznać, że myślałem też o nim, gdy kilka dni temu na zamkniętym pokazie w środku nocy oglądałem drugą część "Władcy pierścieni" - "Dwie wieże". Patrzyłem na bitwę w Helmowym Jarze, a przed oczami migały mi nie tylko sceny z "Gwiezdnych wojen" czy z "Walecznego serca", ale i z "Bitwy o Ziemię", a nawet z Sienkiewiczowskiego "Ogniem i mieczem" (obrona Zbaraża). Migała mi cała historia filmowych widowisk bitewnych, udanych i nieudanych, ale zawsze kręconych z rozmachem. Bo druga część "Władcy pierścieni" jest z całą pewnością wielkim ustępstwem Petera Jacksona (reżysera), dotychczas wiernego ilustratora Tolkiena, na rzecz zamaszystego widowiska filmowego o charakterze batalistyczno-rozrywkowym. Jest to też film słabszy od części pierwszej ("Drużyna pierścienia"), choć zapewne okaże się większym sukcesem kasowym. Ponadto udowadnia, że ani ilustratorska wierność Tolkienowi, ani odwaga potrzebna do realizacji tak gigantycznego przedsięwzięcia, ani potwierdzona wpływami z biletów atrakcyjność widowiska nie są w stanie z rzemieślnika uczynić artysty. Leży Jerzy koło wieży, a na wieży leży gniazdo nietoperzy...
[email protected]
"Porównywanie ekranizacji powieści Tolkiena z ekranizacją "Harry'ego Pottera", którego kontynuacje są typowym dyskontowaniem sukcesu pierwszej produkcji, jest dla producentów i autorów wręcz obraźliwe" - napisał Piotr Romaniuk. "Zawarcie treści tego dzieła w jednym odcinku byłoby szaleństwem i od początku planowane były trzy filmy - tak jak mamy trzy tomy powieści" - Michał Karpiński z Olsztyna. "Wszystkie trzy nakręcono równocześnie (co jest bez precedensu w historii kina), w ciągu półtora roku produkcji. Nie czekano więc, jak pan napisał, na wyniki kasowe pierwszego filmu. Z oczywistych względów producent postanowił wypuszczać filmy trylogii w jednorocznych przerwach. Realizując wszystkie trzy części jednocześnie, zaoszczędzono sporo na produkcji. Na przykład uniknięto ponownych negocjacji wynagrodzeń aktorów, którzy po sukcesie pierwszej części mogliby się domagać wyższych stawek" - Marcin Włodarczyk z Filadelfii. "Jest to pierwsze wieloczęściowe widowisko kinowe od ponad 30 lat. I choćby tylko z tego powodu znajdzie miejsce w annałach historii kina" - Michał Leśniewski. "Myślę, że zekranizowanie takiego materiału nie jest możliwe bez własnej wizji oraz pewnego uwewnętrznienia wykreowanego świata, które nie jest możliwe do osiągnięcia dla rzemieślnika" - Jaromir Możdżyński. "Ten film jest w ogromnym stopniu ilustracją książki (w jego tworzeniu brali w końcu udział wspaniali ilustratorzy dzieł Tolkiena - Alan Lee i John Howe), ale sprowadzanie go do zwykłego rzemiosła jest wielkim błędem" - Mikołaj Sędek. Po przeczytaniu tych listów byłem poruszony, bo wierzę, że krytyk filmowy tyle jest wart, ile są warci ci, którzy go czytają. A cytowani czytelnicy wykazali niezwykłą przytomność i znajomość rzeczy, słusznie mi przypominając, że w wypadku "Władcy pierścieni" nie czekano na wyniki kasowe pierwszej części, lecz wszystkie trzy zrealizowano jednocześnie. Nie zmienia to faktu, że i tym razem przedsięwzięcie ma charakter seryjny, nawet jeśli jest to uzasadnione charakterem i kształtem trylogii Tolkiena. Dawniej nie wszystkie trylogie udawało się ekranizować w całości. Zabiegi, by tego dokonać, zabrały Jerzemu Hoffmanowi kilkadziesiąt lat. Bez wątpienia kino komercyjne preferuje wieloodcinkowe megaprodukcje o charakterze ilustracji, bo dobrze na nich zarabia. Dominacja rzemieślników nad artystami jest faktem.
Skoro wspomniałem o Hoffmanie, to muszę przyznać, że myślałem też o nim, gdy kilka dni temu na zamkniętym pokazie w środku nocy oglądałem drugą część "Władcy pierścieni" - "Dwie wieże". Patrzyłem na bitwę w Helmowym Jarze, a przed oczami migały mi nie tylko sceny z "Gwiezdnych wojen" czy z "Walecznego serca", ale i z "Bitwy o Ziemię", a nawet z Sienkiewiczowskiego "Ogniem i mieczem" (obrona Zbaraża). Migała mi cała historia filmowych widowisk bitewnych, udanych i nieudanych, ale zawsze kręconych z rozmachem. Bo druga część "Władcy pierścieni" jest z całą pewnością wielkim ustępstwem Petera Jacksona (reżysera), dotychczas wiernego ilustratora Tolkiena, na rzecz zamaszystego widowiska filmowego o charakterze batalistyczno-rozrywkowym. Jest to też film słabszy od części pierwszej ("Drużyna pierścienia"), choć zapewne okaże się większym sukcesem kasowym. Ponadto udowadnia, że ani ilustratorska wierność Tolkienowi, ani odwaga potrzebna do realizacji tak gigantycznego przedsięwzięcia, ani potwierdzona wpływami z biletów atrakcyjność widowiska nie są w stanie z rzemieślnika uczynić artysty. Leży Jerzy koło wieży, a na wieży leży gniazdo nietoperzy...
[email protected]
Więcej możesz przeczytać w 4/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.