Niestety, przeciętny polski polityk jest niedouczony i nie rozumie, jak wielkie znaczenie mają dla kraju niskie i proste podatki. Słyszał co nieco o potrzebie przyciągania zagranicznych inwestorów, lecz nie pojmuje, że utrzymując wysokie podatki, skłaniamy ich do wyprowadzania zysków z kraju.
To znaczące obniżenie podatków, a nie unijne dotacje - jak sugerują liczni polscy politycy - są przyczyną sukcesów Irlandii. Teraz socjalistyczne rządy europejskich partnerów tego kraju usiłują wykorzystać unijne struktury do narzucenia mu wyższego opodatkowania. Irlandzką drogą chce iść Hiszpania. Nie ma prawnych przeszkód dla przygotowywanej przez władze tego kraju całkowitej likwidacji podatku dochodowego od firm - orzekli eksperci rządu Jose Marii Aznara. Polska mogłaby zrobić to samo i znacznie poprawić swoje szanse w unii. Członkostwo w unii nie przeszkodzi Polsce - jeśli tylko znajdzie się polityczna wola - wprowadzić niskiego podatku liniowego, który wszędzie skutkuje szybkim tempem wzrostu gospodarczego. Z drugiej strony, nie przeszkodzi też realizować chorych pomysłów PSL czy Samoobrony, którym roją się piąte i szóste progi podatkowe oraz urzędowe ograniczanie zarobków najbogatszych. Jeśli wyborcy dadzą przyzwolenie, by w taki sposób założyć gospodarce pętlę na szyję, Bruksela nas nie uratuje.
Niedouczeni politycy
Niestety, przeciętny polski polityk jest niedouczony i nie rozumie, jak wielkie znaczenie mają dla kraju niskie i proste podatki. Słyszał co nieco o potrzebie przyciągania zagranicznych inwestorów, lecz nie pojmuje, że utrzymując wysokie podatki, skłaniamy ich do wyprowadzania zysków z kraju. De facto to polskie przepisy podatkowe zmuszają ich do drenowania gospodarki zamiast jej wzmacniania. Przeciętny polski polityk chętnie powtarza frazesy, że "w obecnej sytuacji nie ma przestrzeni do obniżania podatków", że będzie sobie można na to pozwolić dopiero wtedy, gdy zwiększy się tempo wzrostu. Nie zauważa tym samym, że według takiej logiki, aby wejść do wody, trzeba się najpierw nauczyć pływać. Kluczowe dla kraju wydają mu się fundusze strukturalne. Widzi w nich jednak nie tyle środki na inwestycje, ile przede wszystkim sposób zapewnienia pokoju społecznego, chroniącego bliżej nie sprecyzowane reformy, które dokonają się same z siebie i podniosą nasz poziom cywilizacyjny bez dodatkowych starań. To Grecja potraktowała europejskie pieniądze jako środki na utrzymanie wysokiej konsumpcji. Ale też Grecja uchodzi za modelowy przykład zmarnowania szans po akcesji.
Wybory bez wyboru
Jednym z głównych ograniczeń wzrostu gospodarczego w krajach postkomunistycznych jest korupcja. Nie łapownictwo, które zdarza się na całym świecie, lecz korupcja - powszechna, systemowa. Jej skutkiem jest to, iż pod pozorami demokracji liberalnej funkcjonuje system na poły feudalny, na poły mafijny. Nie warto się pocieszać, że nasz kraj wygląda nieco lepiej niż byłe republiki sowieckie - wystarczy sięgnąć po raporty Transparency International, by zdać sobie sprawę z zagrożenia.
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest zawłaszczenie państwa przez partie. Zawdzięczamy to proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Ogranicza ona prawa wyborcy do możliwości wskazania jednej z list, przygotowywanych przez partyjne centrale. Tym samym głosowanie staje się rodzajem plebiscytu, badającego popularność szyldów, haseł i znanych z telewizji liderów. Natomiast działacze polityczni, zamiast od swoich wyborców, są uzależnieni od mniej lub bardziej nieformalnych ośrodków decyzyjnych, które zwykle zajmują się także organizowaniem partyjnych finansów.
Ordynacja proporcjonalna, będąca skutkiem i przyczyną toczącego Polskę nowotworu partyjniactwa, nie została nam narzucona przez Brukselę. Zrobili to polscy politycy, by chronić swoje kastowe interesy. W krajach unii panuje pod tym względem zróżnicowanie i ponad wszelką wątpliwość żadne polskie decyzje w tej materii nie będą kwestionowane przez ośrodki, na rzecz których jakoby wyrzekamy się niepodległości. Rujnująca dla kraju ordynacja jest w interesie tzw. klasy politycznej, która wyrodziła się w III RP w zawodowych właścicieli Polski. Pilnie strzegą oni swoich zdobyczy, a przy tym są wzbogacani coraz gorszym materiałem ludzkim, w rodzaju AWS-owskiego TKM czy ludzi Samoobrony.
Jednym z warunków uzdrowienia państwa jest stoczenie zwycięskiej batalii o zastąpienie obecnej ordynacji większościowymi wyborami w okręgach jednomandatowych. Członkostwo w unii nic nam w tej sprawie nie pomoże ani nie zaszkodzi.
Małe jest ważne
Drobna przedsiębiorczość jest w normalnym państwie tym, czym lasy i zarośla w ekosystemie. Obszary, na których bezmyślnie, dla zwiększenia produktywnych areałów nadmiernie przerzedzono roślinność, nawiedzane są na przemian przez niszczące susze i powodzie. Gospodarka PRL i innych krajów socjalistycznych, nastawiona na tworzenie gigantycznych kombinatów, zachowywała się podobnie.
Nie raz i nie dwa lewicowi politycy wykpiwali wiarę w przedsiębiorczość obywateli jako rzekomą liberalną utopię - przecież nie wszyscy obywatele mogą być przedsiębiorcami. Owszem, nie wszyscy chcą zakładać własne firmy, ale wszyscy, nawet fizyczni niewykwalifikowani, mogą dzięki takim firmom znaleźć zatrudnienie. Małe firmy nie wymagają żadnych starań, rosną same. Wystarczy im tylko nie przeszkadzać.
Tymczasem kolejne zmiany rządzących Polską polityków uparcie chcą drobnych przedsiębiorców wykończyć. Podczas gdy władze potężnej gospodarczo Ameryki wprowadzają niemal rok po roku kolejne ułatwienia zachęcające obywateli do zakładania własnych firm, Polska urządza ludziom przedsiębiorczym kolejne szkoły przetrwania. Nie jest to tylko kwestia wysokości podatków. Przeciwko małej firmie działa także bizantyjski sposób pobierania podatków, niejasność przepisów, arogancja urzędników, którzy na swoim terenie mają prawo dowolnie interpretować przepisy, a zarazem zachęcani są przez Ministerstwo Finansów, by zdzierać i odsyłać do budżetu jak najwięcej bez oglądania się na konsekwencje. Gnębi polskiego przedsiębiorcę mnogość rozmaitych inspekcji i kontroli. Wymagane są coraz to nowe zezwolenia, trzeba ciągle wypełniać płachty papieru dla różnych urzędów i przechowywać pokwitowania, które wspomniane urzędy beztrosko gubią. Przedsiębiorca pędzony od biurka do biurka, przy każdym z nich traktowany jest jak złodziej, któremu tylko przez niedopatrzenie jeszcze niczego nie udowodniono.
Nowa huta
Skandaliczny stan rzeczy trwa i pogłębia się, mimo iż każda kolejna zmiana rządzących nie szczędzi gołosłownych pochwał i zachęt dla przedsiębiorczości. Wielki biznes jest politykom potrzebny jako sponsor. Przemysłowych molochów boją się ruszać, by nie burzyć spokoju społecznego. Ktoś przecież musi dźwigać ciężar rozdętej do absurdu biurokracji. Zresztą zarówno wychowankowie PZPR, jak i "Solidarności" tkwią głęboko w peerelowskim przekonaniu, że potęgę kraju tworzą huty, kopalnie i stocznie. Żadnemu nie chce się zajrzeć do amerykańskiego rocznika statystycznego, gdzie jest napisane, że najpotężniejsza gospodarka świata zawdzięcza małym firmom 60 proc. PKB.
Sposób traktowania przez państwo małych i średnich firm to kolejna zasadnicza dla naszej przyszłości kwestia, w której członkostwo w unii nic nam nie narzuca oraz z niczego nie zwalnia. Takich spraw jest więcej. Powinny się one stać polem działania dla prawdziwej prawicy, dla opozycji przygotowującej się, by poprowadzić Polskę drogą rozwoju. Z jałowych dysput, czy można było wynegocjować wyższe kwoty mleczne i dłuższe okresy przejściowe, nic nie wynika.
Niedouczeni politycy
Niestety, przeciętny polski polityk jest niedouczony i nie rozumie, jak wielkie znaczenie mają dla kraju niskie i proste podatki. Słyszał co nieco o potrzebie przyciągania zagranicznych inwestorów, lecz nie pojmuje, że utrzymując wysokie podatki, skłaniamy ich do wyprowadzania zysków z kraju. De facto to polskie przepisy podatkowe zmuszają ich do drenowania gospodarki zamiast jej wzmacniania. Przeciętny polski polityk chętnie powtarza frazesy, że "w obecnej sytuacji nie ma przestrzeni do obniżania podatków", że będzie sobie można na to pozwolić dopiero wtedy, gdy zwiększy się tempo wzrostu. Nie zauważa tym samym, że według takiej logiki, aby wejść do wody, trzeba się najpierw nauczyć pływać. Kluczowe dla kraju wydają mu się fundusze strukturalne. Widzi w nich jednak nie tyle środki na inwestycje, ile przede wszystkim sposób zapewnienia pokoju społecznego, chroniącego bliżej nie sprecyzowane reformy, które dokonają się same z siebie i podniosą nasz poziom cywilizacyjny bez dodatkowych starań. To Grecja potraktowała europejskie pieniądze jako środki na utrzymanie wysokiej konsumpcji. Ale też Grecja uchodzi za modelowy przykład zmarnowania szans po akcesji.
Wybory bez wyboru
Jednym z głównych ograniczeń wzrostu gospodarczego w krajach postkomunistycznych jest korupcja. Nie łapownictwo, które zdarza się na całym świecie, lecz korupcja - powszechna, systemowa. Jej skutkiem jest to, iż pod pozorami demokracji liberalnej funkcjonuje system na poły feudalny, na poły mafijny. Nie warto się pocieszać, że nasz kraj wygląda nieco lepiej niż byłe republiki sowieckie - wystarczy sięgnąć po raporty Transparency International, by zdać sobie sprawę z zagrożenia.
Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest zawłaszczenie państwa przez partie. Zawdzięczamy to proporcjonalnej ordynacji wyborczej. Ogranicza ona prawa wyborcy do możliwości wskazania jednej z list, przygotowywanych przez partyjne centrale. Tym samym głosowanie staje się rodzajem plebiscytu, badającego popularność szyldów, haseł i znanych z telewizji liderów. Natomiast działacze polityczni, zamiast od swoich wyborców, są uzależnieni od mniej lub bardziej nieformalnych ośrodków decyzyjnych, które zwykle zajmują się także organizowaniem partyjnych finansów.
Ordynacja proporcjonalna, będąca skutkiem i przyczyną toczącego Polskę nowotworu partyjniactwa, nie została nam narzucona przez Brukselę. Zrobili to polscy politycy, by chronić swoje kastowe interesy. W krajach unii panuje pod tym względem zróżnicowanie i ponad wszelką wątpliwość żadne polskie decyzje w tej materii nie będą kwestionowane przez ośrodki, na rzecz których jakoby wyrzekamy się niepodległości. Rujnująca dla kraju ordynacja jest w interesie tzw. klasy politycznej, która wyrodziła się w III RP w zawodowych właścicieli Polski. Pilnie strzegą oni swoich zdobyczy, a przy tym są wzbogacani coraz gorszym materiałem ludzkim, w rodzaju AWS-owskiego TKM czy ludzi Samoobrony.
Jednym z warunków uzdrowienia państwa jest stoczenie zwycięskiej batalii o zastąpienie obecnej ordynacji większościowymi wyborami w okręgach jednomandatowych. Członkostwo w unii nic nam w tej sprawie nie pomoże ani nie zaszkodzi.
Małe jest ważne
Drobna przedsiębiorczość jest w normalnym państwie tym, czym lasy i zarośla w ekosystemie. Obszary, na których bezmyślnie, dla zwiększenia produktywnych areałów nadmiernie przerzedzono roślinność, nawiedzane są na przemian przez niszczące susze i powodzie. Gospodarka PRL i innych krajów socjalistycznych, nastawiona na tworzenie gigantycznych kombinatów, zachowywała się podobnie.
Nie raz i nie dwa lewicowi politycy wykpiwali wiarę w przedsiębiorczość obywateli jako rzekomą liberalną utopię - przecież nie wszyscy obywatele mogą być przedsiębiorcami. Owszem, nie wszyscy chcą zakładać własne firmy, ale wszyscy, nawet fizyczni niewykwalifikowani, mogą dzięki takim firmom znaleźć zatrudnienie. Małe firmy nie wymagają żadnych starań, rosną same. Wystarczy im tylko nie przeszkadzać.
Tymczasem kolejne zmiany rządzących Polską polityków uparcie chcą drobnych przedsiębiorców wykończyć. Podczas gdy władze potężnej gospodarczo Ameryki wprowadzają niemal rok po roku kolejne ułatwienia zachęcające obywateli do zakładania własnych firm, Polska urządza ludziom przedsiębiorczym kolejne szkoły przetrwania. Nie jest to tylko kwestia wysokości podatków. Przeciwko małej firmie działa także bizantyjski sposób pobierania podatków, niejasność przepisów, arogancja urzędników, którzy na swoim terenie mają prawo dowolnie interpretować przepisy, a zarazem zachęcani są przez Ministerstwo Finansów, by zdzierać i odsyłać do budżetu jak najwięcej bez oglądania się na konsekwencje. Gnębi polskiego przedsiębiorcę mnogość rozmaitych inspekcji i kontroli. Wymagane są coraz to nowe zezwolenia, trzeba ciągle wypełniać płachty papieru dla różnych urzędów i przechowywać pokwitowania, które wspomniane urzędy beztrosko gubią. Przedsiębiorca pędzony od biurka do biurka, przy każdym z nich traktowany jest jak złodziej, któremu tylko przez niedopatrzenie jeszcze niczego nie udowodniono.
Nowa huta
Skandaliczny stan rzeczy trwa i pogłębia się, mimo iż każda kolejna zmiana rządzących nie szczędzi gołosłownych pochwał i zachęt dla przedsiębiorczości. Wielki biznes jest politykom potrzebny jako sponsor. Przemysłowych molochów boją się ruszać, by nie burzyć spokoju społecznego. Ktoś przecież musi dźwigać ciężar rozdętej do absurdu biurokracji. Zresztą zarówno wychowankowie PZPR, jak i "Solidarności" tkwią głęboko w peerelowskim przekonaniu, że potęgę kraju tworzą huty, kopalnie i stocznie. Żadnemu nie chce się zajrzeć do amerykańskiego rocznika statystycznego, gdzie jest napisane, że najpotężniejsza gospodarka świata zawdzięcza małym firmom 60 proc. PKB.
Sposób traktowania przez państwo małych i średnich firm to kolejna zasadnicza dla naszej przyszłości kwestia, w której członkostwo w unii nic nam nie narzuca oraz z niczego nie zwalnia. Takich spraw jest więcej. Powinny się one stać polem działania dla prawdziwej prawicy, dla opozycji przygotowującej się, by poprowadzić Polskę drogą rozwoju. Z jałowych dysput, czy można było wynegocjować wyższe kwoty mleczne i dłuższe okresy przejściowe, nic nie wynika.
Więcej możesz przeczytać w 4/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.