W królestwie muzyki pop, zdominowanym przez twórców sezonowej tandety, klan Gibbów (Barry, Robin i niedawno zmarły Maurice) od początku stanowił arystokrację. O jego pozycji przesądziły przeboje "New York Mining Disaster, 1941", "Massachusetts", "Words" i "To Love Somebody". Warto wspomnieć, że pokutująca do dziś niechęć do Bee Gees - zwłaszcza w rockowych kręgach - ma późniejszy rodowód. Ich największy sukces, album z muzyką do filmu "Gorączka sobotniej nocy" ukazał się w kulminacyjnym dla punkrockowej rewolty 1977 r. A ponieważ śmiał się rozejść w 40 mln egzemplarzy, stał się symbolem subkultury disco, czyli tego, z czym punkowe pokolenie Sex Pistols i The Clash zaciekle walczyło. W latach 70. sytuacja w muzyce pop była schizofreniczna. Wrzaskliwa rockowa mniejszość uczyniła z Bee Gees spluwaczkę. Roztańczona większość zapewniła natomiast aż sześciu kolejnym singlom zespołu pierwsze miejsca na listach przebojów. Zaś albumowi "Saturday Night Fever" - pięcioletnie (do "Thrillera" Michaela Jacksona) prowadzenie w notowaniach bestsellerów wszech czasów oraz do dziś nie pobity rekord świata w kategorii soundtracków. Negatywne emocje wokół muzyki Bee Gees dawno opadły. David Bowie albumem "Let's Dance" przypieczętował w 1983 r. przymierze postpunkowych i postdyskotekowych subkultur. Nikt nie protestował, gdy w 1997 r. Brian Wilson, lider Beach Boys, osobiście wprowadził Bee Gees do prestiżowego Rockandrollowego Panteonu Sławy.
Koledzy Beatlesów Muzyka Bee Gees od początku była nastawiona na godzenie, a nie antagonizowanie publiczności czy pokoleń. W latach 60. komponowała się z łagodniejszą, balladową odmianą brytyjskiego rocka - utożsamianą bardziej z Paulem McCartneyem niż Johnem Lennonem. Wyróżniała się przy tym nietuzinkową inwencją melodyczną. Znakiem rozpoznawczym stylu Bee Gees stały się pełne elegancji trójgłosowe harmonie wokalne. Wystarczy posłuchać stanowczo nie docenionego, psychodelicznego albumu "Odessa" (1969 r.), by dostrzec, że zasługuje on na miejsce obok uznanych arcydzieł epoki: "Sergeant Pepper's Lonely Hearts Club Band" The Beatles oraz "Pet Sounds" Beach Boys. Pod koniec lat 60. bracia Gibbowie tworzyli muzykę miłą dla ucha, ale prywatnie prowadzili ostry, rock'n'rollowy tryb życia. Barry poróżnił się z Robinem. Maurice zaś tak zasmakował w produktach szkockich destylarni, że sama myśl o wytrzeźwieniu napawała go wstrętem. "To John Lennon namówił mnie do wypicia mojej pierwszej szkockiej z colą. Miałem 17 lat. Gdyby wtedy kazał mi wypić cyjanek, też posłuchałbym" - stwierdził Maurice Gibb. Z powodu whisky w 1973 r. rozpadło się pierwsze małżeństwo Maurice'a z piosenkarką Lulu. Otrzeźwienie przyszło dopiero 20 lat później - nazajutrz po feralnym dniu, gdy w upojeniu alkoholowym chwycił za broń i omal nie zastrzelił swojej drugiej żony i dwójki dzieci.
Przedstawienie musi trwać Fenomenem jest to, że w najtrudniejszych momentach swej kariery bracia Gibbowie znajdywali dość sił, by się pozbierać, zdefiniować na nowo styl i triumfalnie wrócić na scenę. Tak było w połowie lat 70., w czasach "Gorączki sobotniej nocy", tak stało się dekadę później. Wtedy po kryzysie spowodowanym śmiercią najmłodszego brata, 30-letniego Andy'ego, a zaraz po tym ich ojca, swój comeback przypieczętowali jednym z najlepszych albumów w całej karierze - "One" (1989 r.). Nigdy nie powtórzyli sukcesu "Saturday Night Fever", jednak ich kolejne single i albumy sprzedawały się w przyzwoitych nakładach. W sumie Bee Gees mają na koncie ponad 120 mln sprzedanych płyt i 6 nagród Grammy. Pisane przez nich piosenki nagrywały największe gwiazdy ostatnich czterech dekad, w tym Barbra Streisand, Frank Sinatra, Dionne Warwick, Kenny Rogers, Dolly Parton, Diana Ross, Take That i Céline Dion. Trudno o lepsze dowody uznania dla ich talentu. Na koniec dobra wiadomość dla fanów Bee Gees i zła dla ich nieprzejednanych przeciwników: zespół będzie kontynuował działalność. Tego bowiem - jak oświadczył Barry dziennikarzowi BBC - życzyłby sobie zmarły Maurice.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.