Temat ten nieraz jeszcze będzie wracał na czołówki programów informacyjnych i pierwsze strony gazet w atmosferze politycznych sporów. Sensacją będzie się czynić nawet sprawy najzwyklejsze, wcześniej przez nikogo nie kwestionowane. Pierwszy przedmiotem takich zabiegów stał się skład komisji. Politycy opozycji skrytykowali przewagę, jaką zapewniła sobie w komisji koalicja rządząca, uznając to za dowód zawłaszczania państwa i świadectwo jej nieczystych intencji. Tymczasem przy powoływaniu komisji zastosowano zasadę proporcjonalności sił politycznych w parlamencie, obowiązującą w takich wypadkach w całym cywilizowanym świecie. Co więcej, rządząca koalicja SLD, UP i PSL nie mogła postąpić inaczej. Gdyby tak uczyniła, złamałaby ustawę z 21 stycznia 1999 r. o sejmowej komisji śledczej. Znajduje się w niej art. 2, którego wymowa jest jednoznaczna: "W skład komisji może wchodzić do 11 członków. Skład komisji powinien odzwierciedlać reprezentację w Sejmie klubów i kół poselskich mających swoich przedstawicieli w Konwencie Seniorów, odpowiednio do ich liczebności". Ustawę tę przyjął Sejm poprzedniej kadencji, w którym przedstawiciele dzisiejszej opozycji mieli większość. Głosowali za takimi zapisami także politycy, którzy dzisiaj je krytykują, nie wspomniawszy nawet słowem o swej roli wyrodnych legislacyjnych ojców. Warto o tym pamiętać, bo nie idzie o rzecz bez znaczenia, lecz o kwestię pierwszorzędnej doniosłości. Decyzję Sejmu o powołaniu komisji śledczej można porównać - posługując się terminologią wojskową - do użycia broni atomowej, która jest bronią ostateczną. Jest to jeden z najsilniejszych środków w arsenale demokracji. Obszar działania komisji jest bardzo szeroki. Ogranicza go jedynie konstytucyjny zakres kontroli parlamentarnej oraz zasada trójpodziału władz. Polska komisja, podobnie jak większość działających w parlamentach Unii Europejskiej, ma uprawnienia charakterystyczne dla organu śledczego, wszakże pozbawiona jest możliwości stosowania środków przymusu. Nikt nie może odmówić złożenia zeznań przed komisją i nikt nie może wpływać na sposób jej procedowania. Komisja może żądać każdych stosownych dokumentów, wyjaśnień od organów władzy publicznej i osób prawnych. Dysponuje również prawem zwracania się do sądu o zastosowanie kar porządkowych wobec osób uchylających się od zeznań. Te zapisy dają jej możliwość dogłębnego zbadania każdej sprawy. Obecnie - odmiennie niż w tzw. sprawie Oleksego - dysponujemy niezwykle solidną prawną podstawą, pozwalającą zweryfikować nawet najmocniejsze oskarżenia wysuwane pod adresem sprawujących władzę. To przecież niejasny i skomplikowany dla przeciętnego odbiorcy sposób prowadzenia dochodzenia w tamtej sprawie był powodem uchwalenia obowiązującej ustawy. Powołanie komisji śledczej jest rozwiązaniem ostatecznym, stosowanym tam, gdzie zagrożone jest dobro państwa. Przed dziesięcioma gniewnymi ludźmi - jak w nawiązaniu do sławnego dzieła Sidneya Lumeta można nazwać członków komisji śledczej - stoi bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie. Rezultat ich pracy zadecyduje zarówno o wizerunku władzy wykonawczej, jak i o prestiżu polskiego parlamentu. Komisje tego typu, szczególnie w Europie, obradują niezwykle rzadko. Dlatego też można się spodziewać dużego zainteresowania jej pracami również poza granicami naszego kraju. To dodatkowy bodziec do wydajnego, sprawnego działania. Tam gdzie w grę wchodzi wizerunek Polski, gdzie waży się zaufanie obywateli do ogółu polityków, musi być zachowana zasada "zera tolerancji" dla jakichkolwiek nadużyć i tandetnych zachowań. Także w samej komisji, która dzisiaj staje się papierkiem lakmusowym naszej praworządności i demokracji. n
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.