Listy od czytelników
Pół baku rzepaku?
Cała sprawa z wprowadzeniem biopaliw ("Pół baku rzepaku?", nr 50) jako żywo przypomina zabawę w przeciąganie liny pomiędzy lobby rolniczym a podobnym lobby paliwowym. Tyle że lina jest skręcona głównie z właścicieli samochodów, którzy zapłacą za eksperyment proponowany przez znanych specjalistów od silników samochodowych, takich jak na przykład Jarosław Kalinowski. Zastanawia mnie, z jakiego powodu zajęto się wyłącznie paliwami silnikowymi, choć zdrowy rozsądek dyktowałby wykorzystanie biopaliw do wzbogacania lub zastępowania mineralnych olejów opałowych. Z przystosowaniem kotłów olejowych nie byłoby większego problemu, kotły grzewcze z natury są znacznie mniej wrażliwe na rodzaj paliwa od silników spalinowych.
Dodatkową korzyścią ze wzbogacania biopaliwami olejów opałowych zamiast paliw silnikowych byłoby prawdopodobnie ograniczenie praktyki stosowanej przez licznych użytkowników silników wysokoprężnych, polegającej na wlewaniu do baku oleju opałowego zamiast droższego napędowego. Rynek oleju opałowego jest duży, ma wyraźne tendencje wzrostowe, powinien zatem być naturalnym obszarem zainteresowania lobby rolniczego, bez narażania na straty tych kilku milionów właścicieli samochodów.
Dostrzegam tylko jedno wytłumaczenie tego paradoksu. Propozycja wejścia z biopaliwami na rynek grzewczy obudziłaby niewątpliwie lobby górnicze, które broni monopolu węgla jako nośnika energetycznego dla celów grzewczych. A jak wiadomo, lobby górnicze choć znacznie mniejsze, to jednak jest znacznie silniejsze i skuteczniejsze od połączonych sił rolników i samochodziarzy. Przećwiczymy więc praktycznie ten najambitniejszy w świecie eksperyment na własnych kieszeniach.
JAN FIGWER
Lawina Łukaszenki
W artykule "Lawina Łukaszenki" (nr 50) minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik stwierdza: "Od początku lat 90. trwa proces reorganizacji i tworzenia nowego modelu ochrony granicy państwowej pod kątem ochrony przyszłej zewnętrznej granicy Unii Europejskiej". Powyżej wypowiedzi pana ministra widnieje wykres, z którego wynika stały wzrost liczby osób bezprawnie przekraczających wschodnią granicę (1997 - 15 tys., 1999 - 22 tys., 2001 - 28 tys.). Wychodzi więc na to, że skuteczność trwającej od dawna reorganizacji jest odwrotnie proporcjonalna do zamierzeń. Patrząc przez różowe okulary, można jedynie zauważyć, że procentowy przyrost nielegalnych imigrantów między latami 1997-1999 wyniósł 47 proc., a między 1999-2001 tylko 27 proc. W ostatnim zdaniu swej wypowiedzi minister Janik łaskawie przyznaje "Oczywiście, zawsze mogą się pojawić pojedyncze wypadki nielegalnej imigracji, nie sądzę jednak, żeby mógł to być poważniejszy problem dla naszych służb granicznych". Optymizm godny podziwu, zwłaszcza wobec kolejnej informacji zamieszczonej obok, że w 2001 r. zatrzymano 661 osób próbujących nielegalnie przekroczyć wschodnią granicę Polski. Wychodzi na to, że z 28 tys. zatrzymano zaledwie 2,4 proc. Po trwającej od początku lat 90. reorganizacji, przypominam.
ANDRZEJ STRZYGOCKI
Boston, USA
Steczkowska szoł
Łukasz Radwan opisuje karierę Justyny Steczkowskiej jako przykład dążenia do sławy za wszelką cenę ("Steczkowska szoł", nr 3). W ostatnich zdaniach jako nadętą wielkość określa również Edytę Bartosiewicz. Utwory Edyty Bartosiewicz można lubić lub nie, podobnie jak piosenki Justyny Steczkowskiej. Podstawowa różnica między piosenkarkami nie polega na stylach, w jakich tworzą. W latach 90. Edyta Bartosiewicz zdobyła popularność szczerością przekazu, jej utwory nawiązywały do muzyki rockowej lat 70. Poza tym Bartosiewicz miała nieporównywalnie większy wkład w tworzenie swoich piosenek niż Steczkowska. Ktoś może powiedzieć, że kariera piosenkarki się załamała, bo jej utwory nie są na szczytach list przebojów. Moim zdaniem, to jednak nie jest powód, aby nazywać Edytę Bartosiewicz nadętą wielkością. W jej karierze nie ma niczego, co
mogłoby wyglądać na celowe robienie wokół siebie skandalu mającego spowodować zwiększenie sprzedaży.
ANDRZEJ WASIAK
Paprotnia
Bolszewicy sejmowi
Głośna ostatnio ustawa o biopaliwach (nakaz używania jednego produktu) i zakaz eksmisji na bruk (pozbawienie właścicieli ich praw) to krok ku ograniczaniu konstytucyjnych wolności obywatelskich i gospodarczych, ku temu, co było tak charakterystyczne dla socjalizmu. Michał Zieliński w artykule "Bolszewicy sejmowi" (nr 3) trafnie opisuje szkody, jakie wynikną dla ładu demokratycznego państwa prawa z ograniczania praw właścicielskich w imię obłudnej troski o biednych. Troska Sejmu o samorządy terytorialne uwalnia je od obowiązku zapewnienia dachu nad głową eksmitowanym. Dlaczego nie zobowiązać samorządów do budowania tanich osiedli dla eksmitowanych? Ciekawe, kiedy Sejm zacznie dokwaterowywać bezdomnych i eksmitowanych do większych mieszkań i domów. Sami parlamentarzyści dysponują sporymi nadmetrażami i dlatego serdecznie polecam im ten pomysł.
WŁODZIMIERZ FOLTYNOWICZ
Leszno
Ruchome ilustracje
Tomasz Raczek skrytykował trzy najbardziej kasowe i popularne ostatnio filmy, czyli "Spider-Mana", "Harry'ego Pottera i kamień filozoficzny" oraz "Władcę pierścieni" ("Ruchome ilustracje", nr 2). O ile zgadzam się ze stwierdzeniem, że dwa pierwsze filmy są pewnego rodzaju ilustracjami, to jeśli chodzi o "Władcę pierścieni" stanowczo protestuję. Film Jacksona odbiega w ogromnym stopniu od książki Tolkiena, ba, jest - moim zdaniem - indywidualną próbą odczytania powieści. Mnóstwo tu skrótów, wiele scen zostało rozwiązanych zupełnie inaczej niż w powieści, inne są relacje między bohaterami, Arwena - ku mojemu zdziwieniu - stała się jedną z pierwszoplanowych postaci, w ogromnym stopniu scenarzyści ingerowali w dialogi. Zwycięskie zmierzenie się z taką powieścią jak "Władca pierścieni", podstawą współczesnej literatury fantasy, która zdobyła status kultowej (nie lubię tego słowa, ale muszę go użyć), nie było wyłącznie dziełem przypadku i ogromnego budżetu. Nie mógł tego dokonać byle "wyrobnik" pozbawiony własnej wizji i zamysłu całości. Jak ważna jest koncepcja reżysera i scenarzysty, a raczej jak koszmarny jest jej brak, przekonaliśmy się dobitnie na przykładzie "Wiedźmina" - na podstawie pasjonującej, pełnej doskonałych dialogów, erudycyjnie napisanej prozy powstał nudny, źle zagrany, komiczny (wbrew intencjom autorów), pozbawiony sensownej fabuły gniot.
MIKOŁAJ SĘDEK
Polska Akademia Plagiatu
Publikując opinię prof. dr. hab. Ryszarda J. Gryglewskiego dotyczącą artykułu "Polska Akademia Plagiatu", (nr 51/52) podaliśmy błędnie miejsce jego zamieszkania: Puławy zamiast Kraków.
Redakcja
Cała sprawa z wprowadzeniem biopaliw ("Pół baku rzepaku?", nr 50) jako żywo przypomina zabawę w przeciąganie liny pomiędzy lobby rolniczym a podobnym lobby paliwowym. Tyle że lina jest skręcona głównie z właścicieli samochodów, którzy zapłacą za eksperyment proponowany przez znanych specjalistów od silników samochodowych, takich jak na przykład Jarosław Kalinowski. Zastanawia mnie, z jakiego powodu zajęto się wyłącznie paliwami silnikowymi, choć zdrowy rozsądek dyktowałby wykorzystanie biopaliw do wzbogacania lub zastępowania mineralnych olejów opałowych. Z przystosowaniem kotłów olejowych nie byłoby większego problemu, kotły grzewcze z natury są znacznie mniej wrażliwe na rodzaj paliwa od silników spalinowych.
Dodatkową korzyścią ze wzbogacania biopaliwami olejów opałowych zamiast paliw silnikowych byłoby prawdopodobnie ograniczenie praktyki stosowanej przez licznych użytkowników silników wysokoprężnych, polegającej na wlewaniu do baku oleju opałowego zamiast droższego napędowego. Rynek oleju opałowego jest duży, ma wyraźne tendencje wzrostowe, powinien zatem być naturalnym obszarem zainteresowania lobby rolniczego, bez narażania na straty tych kilku milionów właścicieli samochodów.
Dostrzegam tylko jedno wytłumaczenie tego paradoksu. Propozycja wejścia z biopaliwami na rynek grzewczy obudziłaby niewątpliwie lobby górnicze, które broni monopolu węgla jako nośnika energetycznego dla celów grzewczych. A jak wiadomo, lobby górnicze choć znacznie mniejsze, to jednak jest znacznie silniejsze i skuteczniejsze od połączonych sił rolników i samochodziarzy. Przećwiczymy więc praktycznie ten najambitniejszy w świecie eksperyment na własnych kieszeniach.
JAN FIGWER
Lawina Łukaszenki
W artykule "Lawina Łukaszenki" (nr 50) minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik stwierdza: "Od początku lat 90. trwa proces reorganizacji i tworzenia nowego modelu ochrony granicy państwowej pod kątem ochrony przyszłej zewnętrznej granicy Unii Europejskiej". Powyżej wypowiedzi pana ministra widnieje wykres, z którego wynika stały wzrost liczby osób bezprawnie przekraczających wschodnią granicę (1997 - 15 tys., 1999 - 22 tys., 2001 - 28 tys.). Wychodzi więc na to, że skuteczność trwającej od dawna reorganizacji jest odwrotnie proporcjonalna do zamierzeń. Patrząc przez różowe okulary, można jedynie zauważyć, że procentowy przyrost nielegalnych imigrantów między latami 1997-1999 wyniósł 47 proc., a między 1999-2001 tylko 27 proc. W ostatnim zdaniu swej wypowiedzi minister Janik łaskawie przyznaje "Oczywiście, zawsze mogą się pojawić pojedyncze wypadki nielegalnej imigracji, nie sądzę jednak, żeby mógł to być poważniejszy problem dla naszych służb granicznych". Optymizm godny podziwu, zwłaszcza wobec kolejnej informacji zamieszczonej obok, że w 2001 r. zatrzymano 661 osób próbujących nielegalnie przekroczyć wschodnią granicę Polski. Wychodzi na to, że z 28 tys. zatrzymano zaledwie 2,4 proc. Po trwającej od początku lat 90. reorganizacji, przypominam.
ANDRZEJ STRZYGOCKI
Boston, USA
Steczkowska szoł
Łukasz Radwan opisuje karierę Justyny Steczkowskiej jako przykład dążenia do sławy za wszelką cenę ("Steczkowska szoł", nr 3). W ostatnich zdaniach jako nadętą wielkość określa również Edytę Bartosiewicz. Utwory Edyty Bartosiewicz można lubić lub nie, podobnie jak piosenki Justyny Steczkowskiej. Podstawowa różnica między piosenkarkami nie polega na stylach, w jakich tworzą. W latach 90. Edyta Bartosiewicz zdobyła popularność szczerością przekazu, jej utwory nawiązywały do muzyki rockowej lat 70. Poza tym Bartosiewicz miała nieporównywalnie większy wkład w tworzenie swoich piosenek niż Steczkowska. Ktoś może powiedzieć, że kariera piosenkarki się załamała, bo jej utwory nie są na szczytach list przebojów. Moim zdaniem, to jednak nie jest powód, aby nazywać Edytę Bartosiewicz nadętą wielkością. W jej karierze nie ma niczego, co
mogłoby wyglądać na celowe robienie wokół siebie skandalu mającego spowodować zwiększenie sprzedaży.
ANDRZEJ WASIAK
Paprotnia
Bolszewicy sejmowi
Głośna ostatnio ustawa o biopaliwach (nakaz używania jednego produktu) i zakaz eksmisji na bruk (pozbawienie właścicieli ich praw) to krok ku ograniczaniu konstytucyjnych wolności obywatelskich i gospodarczych, ku temu, co było tak charakterystyczne dla socjalizmu. Michał Zieliński w artykule "Bolszewicy sejmowi" (nr 3) trafnie opisuje szkody, jakie wynikną dla ładu demokratycznego państwa prawa z ograniczania praw właścicielskich w imię obłudnej troski o biednych. Troska Sejmu o samorządy terytorialne uwalnia je od obowiązku zapewnienia dachu nad głową eksmitowanym. Dlaczego nie zobowiązać samorządów do budowania tanich osiedli dla eksmitowanych? Ciekawe, kiedy Sejm zacznie dokwaterowywać bezdomnych i eksmitowanych do większych mieszkań i domów. Sami parlamentarzyści dysponują sporymi nadmetrażami i dlatego serdecznie polecam im ten pomysł.
WŁODZIMIERZ FOLTYNOWICZ
Leszno
Ruchome ilustracje
Tomasz Raczek skrytykował trzy najbardziej kasowe i popularne ostatnio filmy, czyli "Spider-Mana", "Harry'ego Pottera i kamień filozoficzny" oraz "Władcę pierścieni" ("Ruchome ilustracje", nr 2). O ile zgadzam się ze stwierdzeniem, że dwa pierwsze filmy są pewnego rodzaju ilustracjami, to jeśli chodzi o "Władcę pierścieni" stanowczo protestuję. Film Jacksona odbiega w ogromnym stopniu od książki Tolkiena, ba, jest - moim zdaniem - indywidualną próbą odczytania powieści. Mnóstwo tu skrótów, wiele scen zostało rozwiązanych zupełnie inaczej niż w powieści, inne są relacje między bohaterami, Arwena - ku mojemu zdziwieniu - stała się jedną z pierwszoplanowych postaci, w ogromnym stopniu scenarzyści ingerowali w dialogi. Zwycięskie zmierzenie się z taką powieścią jak "Władca pierścieni", podstawą współczesnej literatury fantasy, która zdobyła status kultowej (nie lubię tego słowa, ale muszę go użyć), nie było wyłącznie dziełem przypadku i ogromnego budżetu. Nie mógł tego dokonać byle "wyrobnik" pozbawiony własnej wizji i zamysłu całości. Jak ważna jest koncepcja reżysera i scenarzysty, a raczej jak koszmarny jest jej brak, przekonaliśmy się dobitnie na przykładzie "Wiedźmina" - na podstawie pasjonującej, pełnej doskonałych dialogów, erudycyjnie napisanej prozy powstał nudny, źle zagrany, komiczny (wbrew intencjom autorów), pozbawiony sensownej fabuły gniot.
MIKOŁAJ SĘDEK
Polska Akademia Plagiatu
Publikując opinię prof. dr. hab. Ryszarda J. Gryglewskiego dotyczącą artykułu "Polska Akademia Plagiatu", (nr 51/52) podaliśmy błędnie miejsce jego zamieszkania: Puławy zamiast Kraków.
Redakcja
Więcej możesz przeczytać w 4/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.