Ma 19 lat, w zeszłym roku zrobił maturę i poszedł na wymarzone studia – anglistykę. To jednak nie te wydarzenia były najważniejsze w jego życiu, tylko zwycięstwo w „X Factorze”, telewizyjnej fabryce gwiazd. Podsiadło jednak nie gwiazdorzy, nie ekscytuje się błyskawiczną karierą. I tylko kiedy mówi o muzyce, w jego głosie słychać pasję. Czeka na debiut, wokół którego już raz było głośno. We wrześniu ubiegłego roku chciał zrezygnować z kontraktu płytowego. Obawiał się, że spotka go to co innych finalistów podobnych programów, których niekorzystne umowy wiązały na lata. Wydawcy udało się go jednak przekonać do zmiany zdania. Dawid wrócił do studia. Płyta „Comfort And Happiness” za tydzień pojawi się w sklepach, ale Podsiadło wcale nie czuje, że to będzie jakiś szczególny dzień. – Na razie siedzę na kanapie i oglądam mecze z Robertem Lewandowskim. Tym żyję – mówi. – Staram się nie mieć żadnych oczekiwań, żeby później się za mocno nie rozczarować tym, jak płyta zostanie odebrana.
Jego i brata wychowywała mama – dbała o to, żeby obaj mogli pochodzić trochę z głową w chmurach, a niekoniecznie stać obiema nogami na ziemi. Mieli dużo wolności. – Mama zawsze stawiała bliskość i relacje na pierwszym miejscu – opowiada Podsiadło.
Zaczął śpiewać, kiedy miał 11-12 lat. Nie był geniuszem wokalnym. Jak sam mówi, jego pierwsze przygody „na wokalu” były straszne. Nie odpuścił jednak. W wieku 15 lat zdał do szkoły muzycznej, założył zespół Curly Heads. Już wcześniej pisał własne utwory, ale dopiero na początku liceum zaczął się szybko rozwijać muzycznie. – Po szkole siadałem do pianina i wciąż grałem i śpiewałem. To mnie wyzwalało – opowiada.
Dwukrotne podejście do „X Factora” dużo go kosztowało. Przeszedł przyspieszony kurs dojrzewania. W pewnym momencie się załamał, poczuł się zagubiony. To, co się wokół niego działo, było dla niego zbyt szybkie i chaotyczne. Starał się skupić tylko na tym, żeby dobrze zaśpiewać. – Na dłuższą metę, kiedy wiesz, że jesteś wciąż oceniany, to jest naprawdę bardzo trudne – opowiada. Dzisiaj jednak mówi, że nie zmieniłby ani jednej chwili spędzonej na castingach. – Nie wiem, czy to odpowiednie słowo, ale dzięki nim… zmężniałem. Z chłopca stałem się chłopakiem – uśmiecha się. W szkole bał się odrzucenia. – Nie chciałem, żeby ktoś mi powiedział: „Wiesz, telewizja cię zmieniła”. Bo chociaż faktycznie się zmieniłem, to nie jestem wcale inny od tego poprzedniego Podsiadły. Jestem sobą. I będę – dodaje. Niedawno się zarzekał, że nie przeprowadzi się do Warszawy. Ale teraz się waha: – Może będę musiał wynająć mieszkanie? I szybko dodaje, że zawsze będzie wracał do Dąbrowy. – To miasto mnie ukształtowało – mówi. – Wiem, że nigdy całkowicie się nie odetnę od moich śląskich korzeni – te więzy są za silne. Tu jest moje miejsce.
W tym roku będzie zdawał też na dziennikarstwo. Zawsze chciał się zajmować muzyką, ale nie wie, czy dłużej będzie mógł nagrywać i występować. Praca w radiu albo telewizji to dla niego jedyny sposób na to, żeby przy muzyce pozostać. – Nie znalazłem na siebie innego pomysłu – zawiesza głos. – Ale mam nadzieję, że wciąż będę miał tyle samo szczęścia co do tej pory. ■
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.