W Hadze przygotowywany jest pogrzeb idei sprawiedliwości międzynarodowej
Miał sądzić największych ludobójców, zbrodniarzy wojennych i zbrodniarzy przeciw ludzkości. Na ławie oskarżonych nie zasiądzie jednak ani iracki dyktator Saddam Husajn, ani inspirator ruandyjskiej rzezi Felicien Kabuga. Przygotowano gmach, zatrudniono urzędników, wybrano 18 sędziów, ale wciąż nie wiadomo, czy Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze kiedykolwiek zacznie działać. Brakuje postaci dla przedsięwzięcia kluczowej: prokuratora - w żadnym z
89 państw, które ratyfikowały traktat o powołaniu trybunału, nie można znaleźć chętnego na to stanowisko.
Parodia wymiaru sprawiedliwości
Do pałacu królowej Holandii Beatrix 11 marca zjadą goście ze świata na uroczystość zaprzysiężenia sędziów. W siedzibie trybunału w Hadze panują jednak grobowe nastroje. 21 kwietnia ma się odbyć zjazd przedstawicieli państw sygnatariuszy i wybór prokuratora. Czy delegaci będą mieli jakiekolwiek kandydatury do przegłosowania? Nie wiadomo. W Hadze aż huczy od spekulacji, że to dopiero początek problemów. Mało kto wierzy, że MTK zajmie się tym, do czego został powołany, czyli sądzeniem zbrodni. Rozgrywki polityczne toczące się od dnia, w którym powstała idea stworzenia trybunału, dopiero teraz nabiorą rozmachu.
Sugerując się nazwą, można przypuszczać, że Międzynarodowy Trybunał Karny to najodpowiedniejsze miejsce, by osądzić na przykład Saddama Husajna. W 1998 r. w Rzymie, kiedy uchwalano statut MTK, mówiło się, że będzie on skrojony na miarę takich zbrodniarzy, jak Pol Pot albo Milosević. Wówczas często wymieniano także Husajna. Teraz bardziej prawdopodobne jest, że przed międzynarodowym sądem stanie rząd w Londynie i brytyjscy oficerowie, którzy zaatakują Bagdad, niż to, że w Hadze zostanie skazany iracki dyktator.
Absurdalność sytuacji wynika stąd, że przed MTK będzie można sądzić jedynie obywateli państw, które ratyfikowały traktat o trybunale. Irak go nie podpisał, podobnie jak Chiny, Libia i Algieria. Z ratyfikacją wciąż zwlekają m.in. Rosja i Egipt. W związku z tym prześladowania Czeczenów, Berberów, Tybetańczyków i Kurdów nie trafią na wokandę. Traktatu nie podpisał też, choć z innych powodów niż Bagdad czy Pekin, Waszyngton. Amerykanom konstytucja nie pozwala na poddawanie obywateli obcej jurysdykcji. Obywatele USA nie będą mogli być sądzeni przez MTK (w takich wypadkach "furtkę" stanowi rezolucja Rady Bezpieczeństwa umożliwiająca postawienie obywatela państwa niesygnatariusza przed trybunałem; na jego proces musieliby się jednak zgodzić wszyscy stali członkowie rady).
Koalicja oskarżonych?
Jeśli Brytyjczycy albo Polacy pomogą Amerykanom podczas wojny z Irakiem, niewykluczone, że zgłoszony zostanie wniosek, żeby ich oskarżyć. - Jeśli nie zostanie on odrzucony, trybunał się skompromituje. Jeśli zostanie odrzucony, natychmiast pojawi się zarzut, że decyzję podjęto z pobudek politycznych. Sama debata nad takim wnioskiem może ostatecznie pogrzebać ideę międzynarodowej sprawiedliwości, a autorytet MTK zostanie podkopany, jeszcze zanim trybunał zacznie działać - mówi proszący o anonimowość prokurator z Trybunału ds. Zbrodni w Byłej Jugosławii:
Abstrakcja sądowa
Waszyngton nie ustaje w przekonywaniu społeczności międzynarodowej, że wydawanie co roku 40 mln USD mija się z celem, bo sama idea trybunału jest - jak twierdzi administracja George'a Busha - "zbyt abstrakcyjna", a jego wyroki mogą mieć charakter polityczny. Zdaniem Johna Boltona, republikanina i publicysty "Foreign Affairs", najważniejsze jest to, że MTK już w pierwszych miesiącach działalności może się okazać kolejnym niezdolnym do działania organem ONZ albo, co gorsza, problemem w procesie ustanawiania pokoju i demokracji w krajach rządzonych przez dyktatorów lub ogarniętych wojnami. "O tym, że istnienie trybunału nic w praktyce nie zmienia, najlepiej świadczy sprawa Bośni. Trybunał badający popełnione tam zbrodnie powołano ad hoc, w trakcie konfliktu. Zamiast rozwiązywać problemy, stał się elementem sporu. Do identycznej sytuacji może dojść i tym razem" - uważa Bolton.
Rzymska fuszerka
- Podczas konferencji rzymskiej w 1998 r. mówiło się, że niedociągnięcia w sprawach prawnych i organizacyjnych przynajmniej przez jakiś czas powinni nadrabiać sędziowie oraz prokuratorzy - mówił niedawno niemiecki dyplomata Hans-Peter Kaul (wybrany na jednego z 18 sędziów). Jego słowa potwierdza prof. Michał Płachta, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, który reprezentował Polskę przy uzgadnianiu statutu MTK. - Dokument, nad którym rozpoczęliśmy pracę podczas konferencji w Rzymie, nie nadawał się ani do negocjacji, ani do rozpatrywania. Pierwsze dni traciliśmy na wysłuchiwanie deklaracji politycznych prezydentów i premierów. Wszyscy byli za utworzeniem MTK, ale każdy miał inną wizję. To, że deklaracja w ogóle powstała, zawdzięczamy chyba opiece Ducha Świętego. By całe przedsięwzięcie nie zakończyło się fiaskiem, wiele razy trzeba było pójść na kompromis - opowiada prof. Płachta. Jednym z takich kompromisów jest siedmioletni okres ochronny przed jurysdykcją MTK dla zbrodniarzy wojennych, jeśli państwo sygnatariusz zastrzeże to dla swoich obywateli (na razie zrobiła to Francja i Kolumbia).
- Sprawą numer jeden wydaje się teraz wybór prokuratora. Mało kto chce się sprzeciwiać niechętnym trybunałowi Stanom Zjednoczonym - mówi prokurator z Trybunału ds. Zbrodni w Byłej Jugosławii. - Ktoś, kto będzie działał sprawnie i bezstronnie - jeśli taki kandydat zostanie zgłoszony - ma jednak szansę zmienić stanowisko Waszyngtonu, a to jest kluczem do sukcesu. Od tego będzie zależeć istnienie MTK - uważa prof. Płachta. Chyba jednak nikt i nic nie jest w stanie uzdrowić kalekiej haskiej Temidy.
Więcej możesz przeczytać w 11/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.