W USA powstaje minibroń atomowa do niszczenia celów podziemnych
Osama bin Laden zdołał umknąć wojskom amerykańskim podczas ataku na podziemną twierdzę Tora Bora w Afganistanie. Husajn zbudował na głębokości ponad 30 m setki podziemnych bunkrów. W pobliżu Bagdadu znajduje się stukilometrowa sieć tuneli, w których może być ukryta broń biologiczna i chemiczna - przekonuje Husajn Szahristani, były szef irackiej Komisji Energii Atomowej, który w 1991 r. uciekł ze swojego kraju. Podziemne budowle wykorzystywane są w Korei Północnej, Iranie i Libii. Strategicznym celem armii USA jest opracowanie broni niszczącej obiekty umieszczone głęboko pod ziemią. Może się okazać, że skuteczność gwarantuje tylko niewielka bomba jądrowa.
Opcja atomowa
Amerykańskie prawo zabrania opracowywania nowych rodzajów broni jądrowej. Z dokumentu, który przedostał się do prasy w lutym, wynika jednak, że taka broń wkrótce powstanie, między innymi z inicjatywy sekretarza obrony Donalda Rumsfelda. Jej konstruktorzy nie złamią prawa. Stanie się to możliwe, gdyż RNEP nie będzie nową konstrukcją, lecz modyfikacją bomby B61-11. Ma ona 3,65 m długości i waży 500 kg. Jej moc może wynosić od 0,3 kilotony do 340 kiloton. To za mało, by zniszczyć cele kilkadziesiąt metrów pod ziemią.
Amerykańskie laboratoria - Sandia National Laboratories i Lawrence Livermore National Laboratory - są gotowe do podjęcia prac nad nową bronią. Ich celem będzie zwiększenie mocy bomby nawet do 1200 kiloton. Dzięki temu ładunek będzie 80 razy silniejszy od zrzuconego na Hiroszimę. Skuteczność takiej broni w niszczeniu celów podziemnych jest bezsporna. Podczas wybuchu wytwarza się wysoka temperatura umożliwiająca neutralizację broni biologicznej i chemicznej. Broń chemiczna ulega zniszczeniu w temperaturze ponad 1000°C w ciągu kilku minut. Drobnoustroje są jeszcze wrażliwsze: przetrwalniki wąglika giną w 200°C. Zastosowanie broni jądrowej wiąże się jednak z ogromnym ryzykiem skażenia środowiska.
Bomba z forpocztą
Najsilniejszą bombą do niszczenia podziemnych bunkrów jest BLU-113 z konwencjonalnym ładunkiem, który eksploduje pod ziemią. Powstała ona w 1991 r. podczas operacji "Pustynna burza" w firmie Lockheed Martin. Ma 6 m długości i waży ponad 2 t, ale większość jej masy to wąska głowica wypełniona materiałami wybuchowymi. Zrzucona z 20 tys. m może się wbić w skałę na głębokość 8 m, w ziemię na 30 m i dopiero potem eksplodować. Nowoczesne bunkry położone są jednak znacznie głębiej.
Firma Advanced Power Technologies opracowała działo Deep Digger, montowane na głowicy rakiety, które rozpoczyna ostrzał, gdy pocisk zbliża się do ziemi. Naboje drążą otwór o średnicy większej niż średnica rakiety. Ułatwia to półpłynna substancja, która po rozbiciu łusek wlewa się w szczeliny skalne i wybucha. Działo pozwala wprowadzić bombę na głębokość 50 m.
Naukowcy z British Aerospace testują inne rozwiązanie. Wystrzeliwują strumień plazmy z prędkością kilkuset tysięcy metrów na sekundę. Roztapia on ziemię, tworząc drogę dla pocisku. Plazma to rodzaj czwartego stanu skupienia, gaz, w którym elektrony oderwały się od cząsteczek. Uczeni z British Aerospace przekonują, że zaprojektowana przez nich głowica może przebijać dwa razy grubsze struktury betonowe niż broń konwencjonalna.
Zejść głębiej
By pociski wnikały głębiej, można zwiększyć masę ich głowic, a tym samym siłę uderzenia, na przykład używając zubożonego uranu zamiast stali. Wiąże się to jednak z ryzykiem skażenia środowiska.
Siła uderzenia wzrasta też wraz z szybkością pocisku. Bomba zrzucona z
20 tys. m uderza w ziemię z prędkością macha. Naukowcy z US Defense Advanced Research Projects Agency planują użyć do niszczenia celów podziemnych rakiety balistycznej Trident, której głowica mogłaby uderzyć z prędkością 3 machów, a pracownicy Boeinga chcą skonstruować rakietę dwukrotnie szybszą. Te prace są jednak w fazie projektów, testy potrwają wiele lat. Mniej czasu zajmie ulepszenie bomby jądrowej B61-11. Niewykluczone, że powstanie ona jeszcze w trakcie działań wojennych w Iraku.
Goliat zamiast Dawida W USA trwają prace nad modyfikacją bomby B61-11. Nowa broń ma się nazywać Robust Nuclear Earth Penetrator (RNEP). To mały ładunek jądrowy, który eksploduje dopiero wtedy, gdy wbije się głęboko w ziemię. Równocześnie cały czas modyfikowane są ładunki konwencjonalne. W bazie Eglin w stanie Floryda przetestowano MOAB - "matkę wszystkich bomb". Ten dziewięcioipółtonowy ładunek wybucha z siłą bomby atomowej, pozostawiając wielki grzyb z pyłu i dymu, co dodatkowo oddziałuje na morale przeciwnika. |
Klony Saddama Latem 1983 r. czterech zachodnich reporterów było świadkami zamachu w centrum Bagdadu. Gdy limuzyna przewożąca Saddama Husajna mijała ratusz, eksplodowała bomba. Zaraz potem zaczęła się strzelanina między ochroniarzami prezydenta a zamaskowanymi mężczyznami. Kilka minut później dziennikarze dzwonili do swoich redakcji, zapewniając, że widzieli, jak ranny Saddam wydostaje się z wraku limuzyny i wówczas dosięga go kula. Nie mieli wątpliwości, że zginął. Nim skończyli nadawanie relacji, iracka telewizja podała, że prezydent wkrótce wystąpi z orędziem do narodu... Niemal dokładnie 10 lat później bomba wybuchła, gdy iracki dyktator wizytował siedzibę partii Baas w Basrze. Wówczas wśród zabitych również był ktoś, kto wyglądał jak prezydent. Sobowtórem irackiego dyktatora przez lata był Mikhael Ramadan, który uciekł do USA w 1997 r. W książce "W cieniu Saddama" ujawnia, że osobą, której śmierć widzieli dziennikarze, był Mahdi Mahmud al Thakabi, w pałacu prezydenckim nazywany "celem dla snajperów". W Basrze również zginął dubler. Ramadan twierdzi, że był pierwszym sobowtórem irackiego dyktatora. Mimo że tych informacji nie udało się potwierdzić, z danych CIA wynika, że Saddam miał około 20 dublerów. - Nie potrafię dokładnie powiedzieć, ilu ich było, ale dziś z pewnością jest co najmniej trzech - twierdzi dr Dieter Buhmann, pracujący dla rządu USA patolog sądowy z Uniwersytetu Saarland w Homburgu. Buhmann przestudiował ponad 450 zdjęć irackiego prezydenta. Z jego raportu, opublikowanego na początku roku, wynika, że prawdziwy Saddam nie występował publicznie od 1998 r. do września 2002 r., gdy pojawiły się plotki, że z powodu choroby nie jest zdolny do rządzenia. Brytyjski dziennik "Sunday Times" ustalił nawet, że jeden z sobowtórów nazywa się Fawaz al Emari i co roku zamiast Saddama przepływa Tygrys - w ten sposób dyktator demonstruje swą sprawność. - Saddam w sposób perfekcyjny dba o swe bezpieczeństwo. W ostatnich latach nie spędził dwóch nocy z kolei w tym samym pałacu. Bywało, że ze względów bezpieczeństwa sypiał w namiotach na pustyni lub w chłopskich obejściach. Jeździł czarnym mercedesem w kolumnie 30-40 identycznych wozów. Działo się tak w czasie pokoju, a teraz będzie się pilnował jeszcze bardziej. Polowanie na niego będzie ekstremalnie trudne - uważa Wafik al Samarae, przebywający na emigracji były szef irackich służb bezpieczeństwa. Agata Jabłońska |
Więcej możesz przeczytać w 13/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.