Ponad stu polskich naukowców gorliwie współpracowało z hitlerowcami. Żadnego po wojnie nie ukarano
Po rozprawieniu się z polskimi siłami zbrojnymi w 1939 r. hitlerowcy zorganizowali w Krakowie słynną "Sonderaktion Krakau", w której wyniku do obozów koncentracyjnych wywieziono około 200 pracowników naukowych Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kilkunastu wykładowców zginęło. Niemal równocześnie powołano do życia Instytut Niemieckiej Pracy Wschodniej. Oprócz przygotowania kadry urzędniczej do pracy w administracji w okupowanej Polsce placówka miała "naukowo" usprawiedliwić nazistowskie plany podboju Wschodu. Hitlerowscy naukowcy mieli na przykład udowodnić, że państwo Piastów założyli wikingowie, a kulturę nad Wisłą zaszczepili Niemcy.
W służbie nadludzi
Początkowo prace instytutu przebiegały opornie, gdyż brakowało kadry naukowej. Naziści postanowili więc nawiązać współpracę z "przyjaźnie nastawionymi Polakami" spośród byłej kadry uniwersyteckiej. Do końca wojny zatrudnienie w INPW znalazło ponad 150 osób, większość z nich to naukowcy, głównie z UJ.
Początkowo mieli oni pełnić funkcje pomocnicze w archiwach, bibliotekach i przy tłumaczeniach, wkrótce okazało się jednak, iż zwerbowani naukowcy tak gorliwie pracują, że mile zaskoczeni okupanci zaczęli powierzać im samodzielne stanowiska.
Współpracę polskiej kadry naukowej z Niemcami koordynowali dwaj światowej sławy profesorowie - językoznawca Mieczysław Małecki i historyk Władysław Semkowicz. W pracach INPW uczestniczył też wybitny archeolog prof. Włodzimierz Antoniewicz, rektor Uniwersytetu Warszawskiego przed wojną i po niej.
Zasługi prof. Małeckiego, jednego z pierwszych teoretyków geografii lingwistycznej, Niemcy opisywali w oficjalnych dokumentach jako "wspaniałe". Naukowiec pracował między innymi w tzw. sekcji rasowej. Jeden z badaczy nazistowskich podziękował mu listownie za "wartościową pomoc" w dziele, które - według dr Anetty Rybickiej, autorki opracowania "Instytut Niemieckiej Pracy Wschodniej. Kraków 1940-
-1945" - czynnie wspierało niemiecką propagandę zmierzającą do "naukowego uzasadnienia" konieczności eksterminacji Żydów. Z kolei Władysław Semkowicz, znany przedwojenny badacz średniowiecza, stał się dla Niemców wartościowym ekspertem w dziedzinie zatrudniania w INPW kolejnych Polaków. Oprócz światowej sławy profesorów z nazistami kolaborowali również niżsi rangą pracownicy naukowi. Doktor Rybicka wymienia Franciszka Begejowicza, Jadwigę Janikowską, Franciszka Sławskiego i Tadeusza Ulewicza jako ścisłych współpracowników Josefa Sommerfelda, szefa tzw. sekcji żydoznawczej.
Sommerfeld nie miał nic do zarzucenia kolejnemu uczonemu - Tadeuszowi Nowakowi, który opracowywał dla niego teksty publicznych wystąpień. Jadwiga Jędrzejowska z kolei zajmowała się stosunkami Kościoła katolickiego z Żydami. Nazistowscy naukowcy wysoko cenili prace prof. Przemysława Dąbkowskiego, Józefa Mitkowskiego, Marii Wusatowskiej, Jana Gojskiego, Józefa Skoczka i Bronisława Kocowskiego.
Od 1943 r. w sekcji rasowej INPW pracowali wyłącznie Polacy, którzy zastąpili Niemców powołanych do wojska. Hitlerowcy nie mieli żadnych obaw przed pozostawieniem w instytucie Polaków, których darzyli zaufaniem. Hans Graul z sekcji geograficznej chwalił przed przełożonymi dr. Jana Ernsta, nazywając go swoim najbardziej lojalnym polskim pracownikiem. Doktor Ernst, zatrudniony w warszawskiej filii instytutu, przeszedł na stronę nazistów i pod koniec wojny poprosił swych chlebodawców o pomoc w ewakuacji do III Rzeszy.
W sekcji rasowej pracował też zmarły w 1996 r. prof. Marian Plezia, filolog, autor wielu dzieł, z których do dzisiaj korzystają studenci historii i filologii klasycznej. Ówczesnemu magistrowi Plezi tak doskonale układała się współpraca z Niemcami, że w 1942 r. wnioskowano o jego awans.
Nawet pod koniec wojny Niemcy znajdowali wśród polskich elit naukowych chętnych do współpracy. Instytut dostał wtedy pilne zlecenia "ważne dla wojny" i do sekcji chemicznej przyjęto dr. Jana Krzyżanowskiego, Michalinę Sabatowicz i Annę Szantroch.
Zdrajcy w służbie PRL
Do dzisiaj nie wyjaśniono, dlaczego po wojnie władze komunistyczne, które masowo skazywały na śmierć patriotów oskarżanych w sfingowanych procesach o zdradę i współpracę z nazistami, nie ukarały żadnego naukowca kolaboranta. Dowody obciążające niektóre osoby z grona akademickiego nie pozostawiały wątpliwości. Znany był na przykład list tłumaczki Heleny Ney do jej pracodawcy
dr. Ewalda Behrensa, historyka sztuki, w którym Ney dziękowała za "wszystko dobre, czego doświadczyła w INPW", o czym "nigdy nie zapomni". Pisała, że "będzie jego (Behrensa) jak najlepiej wspominała" i życzyła mu, aby "nigdy nie trafił na front".
Naukowcy kolaboranci najczęściej tłumaczyli, że do współpracy z nazistami zmusiła ich sytuacja materialna. Niektórzy mówili też o chęci szkodzenia Niemcom w badaniach przez przekazywanie fałszywych danych. Przekonywali, że zatrudniając się w INPW, chcieli mieć wgląd w polskie dokumenty historyczne i naukowe, by chronić je przed zniszczeniem. Tezom o chęci sabotowania niemieckich prac przeczy jednak to, że Niemcy mieli zawsze dobre zdanie o działalności polskich naukowców, wykazujących się pilnością i rzetelnością badawczą. Nigdy na żadnego polskiego pracownika INPW nie padł cień zarzutu o szkodzenie interesom Rzeszy.
Dr Rybicka tłumaczy, że powodem pobłażliwego traktowania naukowców kolaborantów przez komunistów była chęć zjednania sobie inteligencji twórczej, potrzebnej jako sojusznik w tworzonej po 1945 r. rzeczywistości. Takie podejście władz było wygodne dla korporacyjnego i autarkicznego środowiska profesorskiego, które mogło przed sobą i młodzieżą odgrywać rolę ofiar okupanta. Komisje dyscyplinarne powołane po wojnie na uczelniach oczyściły z zarzutów wszystkich naukowców.
W latach 1945-1947 Akademia Francuska wyrzuciła ze swego grona setki osób oskarżonych o współpracę z nazistami i rządem Vichy. W tym czasie do Polskiej Akademii Umiejętności przyjęto kilku byłych pracowników INPW.
W służbie nadludzi
Początkowo prace instytutu przebiegały opornie, gdyż brakowało kadry naukowej. Naziści postanowili więc nawiązać współpracę z "przyjaźnie nastawionymi Polakami" spośród byłej kadry uniwersyteckiej. Do końca wojny zatrudnienie w INPW znalazło ponad 150 osób, większość z nich to naukowcy, głównie z UJ.
Początkowo mieli oni pełnić funkcje pomocnicze w archiwach, bibliotekach i przy tłumaczeniach, wkrótce okazało się jednak, iż zwerbowani naukowcy tak gorliwie pracują, że mile zaskoczeni okupanci zaczęli powierzać im samodzielne stanowiska.
Współpracę polskiej kadry naukowej z Niemcami koordynowali dwaj światowej sławy profesorowie - językoznawca Mieczysław Małecki i historyk Władysław Semkowicz. W pracach INPW uczestniczył też wybitny archeolog prof. Włodzimierz Antoniewicz, rektor Uniwersytetu Warszawskiego przed wojną i po niej.
Zasługi prof. Małeckiego, jednego z pierwszych teoretyków geografii lingwistycznej, Niemcy opisywali w oficjalnych dokumentach jako "wspaniałe". Naukowiec pracował między innymi w tzw. sekcji rasowej. Jeden z badaczy nazistowskich podziękował mu listownie za "wartościową pomoc" w dziele, które - według dr Anetty Rybickiej, autorki opracowania "Instytut Niemieckiej Pracy Wschodniej. Kraków 1940-
-1945" - czynnie wspierało niemiecką propagandę zmierzającą do "naukowego uzasadnienia" konieczności eksterminacji Żydów. Z kolei Władysław Semkowicz, znany przedwojenny badacz średniowiecza, stał się dla Niemców wartościowym ekspertem w dziedzinie zatrudniania w INPW kolejnych Polaków. Oprócz światowej sławy profesorów z nazistami kolaborowali również niżsi rangą pracownicy naukowi. Doktor Rybicka wymienia Franciszka Begejowicza, Jadwigę Janikowską, Franciszka Sławskiego i Tadeusza Ulewicza jako ścisłych współpracowników Josefa Sommerfelda, szefa tzw. sekcji żydoznawczej.
Sommerfeld nie miał nic do zarzucenia kolejnemu uczonemu - Tadeuszowi Nowakowi, który opracowywał dla niego teksty publicznych wystąpień. Jadwiga Jędrzejowska z kolei zajmowała się stosunkami Kościoła katolickiego z Żydami. Nazistowscy naukowcy wysoko cenili prace prof. Przemysława Dąbkowskiego, Józefa Mitkowskiego, Marii Wusatowskiej, Jana Gojskiego, Józefa Skoczka i Bronisława Kocowskiego.
Od 1943 r. w sekcji rasowej INPW pracowali wyłącznie Polacy, którzy zastąpili Niemców powołanych do wojska. Hitlerowcy nie mieli żadnych obaw przed pozostawieniem w instytucie Polaków, których darzyli zaufaniem. Hans Graul z sekcji geograficznej chwalił przed przełożonymi dr. Jana Ernsta, nazywając go swoim najbardziej lojalnym polskim pracownikiem. Doktor Ernst, zatrudniony w warszawskiej filii instytutu, przeszedł na stronę nazistów i pod koniec wojny poprosił swych chlebodawców o pomoc w ewakuacji do III Rzeszy.
W sekcji rasowej pracował też zmarły w 1996 r. prof. Marian Plezia, filolog, autor wielu dzieł, z których do dzisiaj korzystają studenci historii i filologii klasycznej. Ówczesnemu magistrowi Plezi tak doskonale układała się współpraca z Niemcami, że w 1942 r. wnioskowano o jego awans.
Nawet pod koniec wojny Niemcy znajdowali wśród polskich elit naukowych chętnych do współpracy. Instytut dostał wtedy pilne zlecenia "ważne dla wojny" i do sekcji chemicznej przyjęto dr. Jana Krzyżanowskiego, Michalinę Sabatowicz i Annę Szantroch.
Zdrajcy w służbie PRL
Do dzisiaj nie wyjaśniono, dlaczego po wojnie władze komunistyczne, które masowo skazywały na śmierć patriotów oskarżanych w sfingowanych procesach o zdradę i współpracę z nazistami, nie ukarały żadnego naukowca kolaboranta. Dowody obciążające niektóre osoby z grona akademickiego nie pozostawiały wątpliwości. Znany był na przykład list tłumaczki Heleny Ney do jej pracodawcy
dr. Ewalda Behrensa, historyka sztuki, w którym Ney dziękowała za "wszystko dobre, czego doświadczyła w INPW", o czym "nigdy nie zapomni". Pisała, że "będzie jego (Behrensa) jak najlepiej wspominała" i życzyła mu, aby "nigdy nie trafił na front".
Naukowcy kolaboranci najczęściej tłumaczyli, że do współpracy z nazistami zmusiła ich sytuacja materialna. Niektórzy mówili też o chęci szkodzenia Niemcom w badaniach przez przekazywanie fałszywych danych. Przekonywali, że zatrudniając się w INPW, chcieli mieć wgląd w polskie dokumenty historyczne i naukowe, by chronić je przed zniszczeniem. Tezom o chęci sabotowania niemieckich prac przeczy jednak to, że Niemcy mieli zawsze dobre zdanie o działalności polskich naukowców, wykazujących się pilnością i rzetelnością badawczą. Nigdy na żadnego polskiego pracownika INPW nie padł cień zarzutu o szkodzenie interesom Rzeszy.
Dr Rybicka tłumaczy, że powodem pobłażliwego traktowania naukowców kolaborantów przez komunistów była chęć zjednania sobie inteligencji twórczej, potrzebnej jako sojusznik w tworzonej po 1945 r. rzeczywistości. Takie podejście władz było wygodne dla korporacyjnego i autarkicznego środowiska profesorskiego, które mogło przed sobą i młodzieżą odgrywać rolę ofiar okupanta. Komisje dyscyplinarne powołane po wojnie na uczelniach oczyściły z zarzutów wszystkich naukowców.
W latach 1945-1947 Akademia Francuska wyrzuciła ze swego grona setki osób oskarżonych o współpracę z nazistami i rządem Vichy. W tym czasie do Polskiej Akademii Umiejętności przyjęto kilku byłych pracowników INPW.
Mali Quislingowie Michael Foedrowitz, niemiecki historyk, po zbadaniu archiwów polskich, brytyjskich, amerykańskich i niemieckich obliczył, że podczas okupacji z nazistami mogło stale współpracować nawet 100 tys. polskich obywateli. Dokładnej liczby nie da się ustalić, gdyż spisy agentów należą do najbardziej skrywanych tajemnic każdego wywiadu. Część polskich informatorów Niemcy przewieźli pod koniec wojny do Rzeszy, gdzie wielu zwerbowały agentury zachodnich państw lub wschodnioniemiecka Stasi. W latach 1939-1945 do gestapo w Łodzi wpływało miesięcznie 1500 donosów, co powodowało nawet problemy z ich archiwizacją. W Poznaniu zgłosiło się 30 tys. chętnych do wpisania się na folkslistę, Niemcy spodziewali się 4,5 tys. Hitlerowskie władze okupacyjne szukały kolaborantów wśród wszystkich grup społecznych i zawodowych. Konfidentami byli dorożkarze, adwokaci, dozorcy i uczestnicy kampanii wrześniowej wypuszczeni z obozów jenieckich. Ci ostatni, na przykład rotmistrz Janusz Poziomski (uczestnik berlińskiej olimpiady w 1936 r.), byli szpiegami w Związku Walki Zbrojnej. Jeszcze podczas wojny żołnierze Polski Podziemnej wykonali wyroki na 12 tys. konfidentów. |
Więcej możesz przeczytać w 13/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.