EUnuchy - mawia się czasami w Ameryce o Europejczykach.
EUnuchy - mawia się czasami w Ameryce o Europejczykach. Zwłaszcza o tych Europejczykach, dla których na zdecydowane działanie, w tym na wojnę prewencyjną przeciwko grożącym nam terrorystom, zawsze jest albo jeszcze za wcześnie (bo związanemu z terroryzmem reżimowi na razie nie udowodniono posiadania broni masowej zagłady), albo już stanowczo za późno (bo posiadanie broni masowej zagłady właśnie mu udowodniono).
Amerykańska doktryna uprzedzania - uprzedzania wszelkich zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych, w tym oczywiście ataków terrorystycznych - wciąż jeszcze czasami zderza się z europejską doktryną zaniechania. Całkiem niedługo może się jednak okazać, że prowincjonalna, stetryczała i tchórzliwa "stara Europa", Europa EUnuchów, do niczego już nie jest Ameryce potrzebna, tak jak nieprzydatna okazała się podczas obecnej bitwy o Irak, czyli jednej z najważniejszych bitew III wojny światowej (toczonej od 11 września 2001 r.); pierwszej z wojen światowych, która z powodzeniem obywa się bez liderów "starej Europy" - kaprali Schrödera i Chiraca.
Jeśli Amerykanie mówią, że rozwiążą problem - to go rozwiążą, a najpewniej już zaczęli rozwiązywać; jeśli natomiast Europejczycy mówią, że rozwiążą problem - to mówią. Tak było w wypadku wojny na Bałkanach (kiedy bezsilnych Europejczyków musieli wyręczyć Amerykanie), tak było w wypadku rozszerzania NATO (bez zdecydowania Stanów Zjednoczonych wlekłoby się ono pewnie tak samo długo jak rozszerzanie Unii Europejskiej), tak było w wypadku afgańskiego pościgu za terrorystami z al Kaidy i tak jest teraz - w wypadku irackiej bitwy III wojny światowej. Amerykańska skuteczność tym bowiem różni się od skuteczności europejskiej, czym prusakolep od prusaka, a amerykańska doktryna uprzedzania od europejskiej doktryny zaniechania - tym, czym dalekowzroczność od krótkowzroczności (vide: "Unia outsiderów").
Na szczęście, w odróżnieniu od francusko-niemiecko-belgijskiej "starej Europy", nasza "nowa Europa" nie jest aż tak bardzo uprzedzona do doktryny uprzedzania. Przywódcy Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Polski oraz pięciu innych krajów Europy rozumieją, że lepiej zapobiegać (użyciu przez terrorystów wąglika albo sarinu), niż leczyć (zarażonych wąglikiem lub zatrutych sarinem), dlatego popierają Amerykę w wojnie z reżimem Husajna. Bez odpowiedzi pozostaje jednak na razie pytanie, dokąd ów jawny podział na zwolenników doktryny uprzedzania i doktryny zaniechania doprowadzi trzeszczące w szwach ONZ, NATO oraz Unię Europejską (vide: "III wojna światowa").
Otwarte pozostaje również pytanie, czy liderzy Polski, którzy z taką godną pochwały konsekwencją kierują się doktryną uprzedzania w polityce zagranicznej, także w polityce wewnętrznej wreszcie po nią sięgną. Na razie bowiem króluje u nas doktryna zaniechania. Zaniechaliśmy niezbędnych reform ustrojowych, w tym wprowadzenia ordynacji większościowej (o której z niezasłużoną przyganą pisze w tym numerze "Wprost" prof. Jan Winiecki - vide: "Gorący balon"), zaniechaliśmy uproszczenia systemu podatkowego, obniżenia poziomu fiskalizmu i naprawy finansów publicznych (vide: "Balcerowicz wprost", "Plan katastrofy" i "2 x 2 = 4"), zaniechaliśmy wreszcie oczyszczenia naszego systemu prawnego z nadmiaru korupcjogennych regulacji. A rachunek za to nadużywanie doktryny zaniechania płacimy każdego dnia, na własnej skórze doświadczając, jak słono kosztuje niechęć do doktryny uprzedzania, czyli zaniechanie uprzedzania.
Amerykańska doktryna uprzedzania - uprzedzania wszelkich zagrożeń wewnętrznych i zewnętrznych, w tym oczywiście ataków terrorystycznych - wciąż jeszcze czasami zderza się z europejską doktryną zaniechania. Całkiem niedługo może się jednak okazać, że prowincjonalna, stetryczała i tchórzliwa "stara Europa", Europa EUnuchów, do niczego już nie jest Ameryce potrzebna, tak jak nieprzydatna okazała się podczas obecnej bitwy o Irak, czyli jednej z najważniejszych bitew III wojny światowej (toczonej od 11 września 2001 r.); pierwszej z wojen światowych, która z powodzeniem obywa się bez liderów "starej Europy" - kaprali Schrödera i Chiraca.
Jeśli Amerykanie mówią, że rozwiążą problem - to go rozwiążą, a najpewniej już zaczęli rozwiązywać; jeśli natomiast Europejczycy mówią, że rozwiążą problem - to mówią. Tak było w wypadku wojny na Bałkanach (kiedy bezsilnych Europejczyków musieli wyręczyć Amerykanie), tak było w wypadku rozszerzania NATO (bez zdecydowania Stanów Zjednoczonych wlekłoby się ono pewnie tak samo długo jak rozszerzanie Unii Europejskiej), tak było w wypadku afgańskiego pościgu za terrorystami z al Kaidy i tak jest teraz - w wypadku irackiej bitwy III wojny światowej. Amerykańska skuteczność tym bowiem różni się od skuteczności europejskiej, czym prusakolep od prusaka, a amerykańska doktryna uprzedzania od europejskiej doktryny zaniechania - tym, czym dalekowzroczność od krótkowzroczności (vide: "Unia outsiderów").
Na szczęście, w odróżnieniu od francusko-niemiecko-belgijskiej "starej Europy", nasza "nowa Europa" nie jest aż tak bardzo uprzedzona do doktryny uprzedzania. Przywódcy Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Polski oraz pięciu innych krajów Europy rozumieją, że lepiej zapobiegać (użyciu przez terrorystów wąglika albo sarinu), niż leczyć (zarażonych wąglikiem lub zatrutych sarinem), dlatego popierają Amerykę w wojnie z reżimem Husajna. Bez odpowiedzi pozostaje jednak na razie pytanie, dokąd ów jawny podział na zwolenników doktryny uprzedzania i doktryny zaniechania doprowadzi trzeszczące w szwach ONZ, NATO oraz Unię Europejską (vide: "III wojna światowa").
Otwarte pozostaje również pytanie, czy liderzy Polski, którzy z taką godną pochwały konsekwencją kierują się doktryną uprzedzania w polityce zagranicznej, także w polityce wewnętrznej wreszcie po nią sięgną. Na razie bowiem króluje u nas doktryna zaniechania. Zaniechaliśmy niezbędnych reform ustrojowych, w tym wprowadzenia ordynacji większościowej (o której z niezasłużoną przyganą pisze w tym numerze "Wprost" prof. Jan Winiecki - vide: "Gorący balon"), zaniechaliśmy uproszczenia systemu podatkowego, obniżenia poziomu fiskalizmu i naprawy finansów publicznych (vide: "Balcerowicz wprost", "Plan katastrofy" i "2 x 2 = 4"), zaniechaliśmy wreszcie oczyszczenia naszego systemu prawnego z nadmiaru korupcjogennych regulacji. A rachunek za to nadużywanie doktryny zaniechania płacimy każdego dnia, na własnej skórze doświadczając, jak słono kosztuje niechęć do doktryny uprzedzania, czyli zaniechanie uprzedzania.
Więcej możesz przeczytać w 13/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.