Gdyby głupota miała skrzydła, radny z LPR miałby szansę polecieć na Księżyc bez pomocy rakiety
Na początku tej historii nic nie zwiastowało jej sensacyjnego końca. W Szkole Podstawowej nr 195 w warszawskiej dzielnicy Wawer zorganizowano plebiscyt, w którym uczniowie i rodzice wybierali patrona szkoły. Głosowanie wygrał król Maciuś I, pokonując m.in. Jana III Sobieskiego i Adama Małysza. Mały bohater słynnej powieści Janusza Korczaka od początku był faworytem, bowiem Szkoła Podstawowa nr 195 mieści się przy ulicy Króla Maciusia i wiele osób od dawna już ją tak nieoficjalnie nazywało. Nazwa ulicy też nie jest przypadkowa. Wzięła się stąd, że przed 1939 r. Janusz Korczak tutaj właśnie przyjeżdżał na wakacje ze swoimi wychowankami z domu dziecka. Tymi samymi, których nie chciał opuścić w ostatniej podróży do komór gazowych hitlerowskiego obozu zagłady.
Wszystko to sprawiło, że pamięć o znakomitym pedagogu oraz o bohaterze jego najgłośniejszej powieści w tym miejscu Warszawy jest żywsza niż gdziekolwiek indziej. Tutejsze dzieci czują się szczególnie związane z królem Maciusiem i nic dziwnego, że właśnie na niego oddały swój głos.
Wydawałoby się, że takiemu wyborowi można tylko przyklasnąć. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej. Dziecięca sympatia do króla Maciusia oburzyła Bernarda Wojciechowskiego, radnego dzielnicy Wawer z Ligi Polskich Rodzin. Pan radny, członek Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, która z urzędu rekomenduje radzie dzielnicy projekty uchwał patronackich, zaprotestował przeciwko wyborowi króla Maciusia i wystrzelił do tego pomysłu z najgrubszej armaty. Dopatrzył się w nim dowodu narodowego nihilizmu oraz odsądził od czci i wiary nie tylko dzieci, ale i nauczycieli.
Swoje poglądy zawarł w obszernym, pięciostronicowym piśmie, zaiste godnym jak najszerszego upowszechnienia. Są tam bowiem argumenty, które na pewno nie powinny przejść nie zauważone, jak chociażby ten: "Król Jan Sobieski otrzymał w przyszłej Maciusinej szkole tylko jeden głos, choć był prawdziwym królem. (...) Dzieci nawet nie wzięły pod uwagę zwycięzcy spod Wiednia i obrońcy chrześcijańskiej Europy i świata. (...) Zabrakło realizmu dyrekcji Szkoły Podstawowej
nr 195, aby nauczyć dzieci szacunku dla kultury narodowej i poprzednich pokoleń, które dla Polski życie swoje oddały".
W świetle powyższego cytatu nie ulega najmniejszej wątpliwości, że radny z LPR nie widzi żadnego związku pomiędzy upamiętnieniem Janusza Korczaka a "szacunkiem dla kultury narodowej i poprzednich pokoleń, które dla Polski życie swoje oddały". Jego zdaniem, dorobek pedagogiczny i literacki Janusza Korczaka nie jest częścią polskiego dziedzictwa kulturowego. Nie za Polskę też, w opinii pana radnego, oddał Korczak swoje życie w komorze gazowej Treblinki. Jak wynika z cytowanego listu, Janusz Korczak to dla niego wyłącznie dr Henryk Gold-
szmit, "bożyszcze socjalistyczno-masońskiej pedagogiki". Aby udowodnić ową tezę, radny z lubością przytacza ociekające nienawiścią do wszystkiego, co żydowskie, cytaty z przedwojennej endeckiej "Myśli Narodowej".
Nie tylko z przytaczanych przez radnego z LPR cytatów, ale również z jego zachowań i argumentacji tchnie atmosferą lat trzydziestych, pełną nienawiści do Żydów i ociekającą szowinizmem. Aż nie chce się wierzyć, że tego rodzaju poglądy mogą być głoszone w XXI wieku przez człowieka, któremu wyborcy powierzyli rządzenie jedną z dzielnic stolicy.
Kiedy słyszy się tego rodzaju wyznania, człowiek myśli sobie, że gdyby głupota miała skrzydła, to radny z LPR szybowałby w przestworzach niczym orzeł. Ba, miałby szansę polecieć na Księżyc bez pomocy kosmicznej rakiety. Wszystko to byłoby przerażająco smutne, gdyby nie optymizm płynący z zachowania wawerskich dzieci. To one są prawdziwym skarbem i przyszłością stolicy, podczas gdy radny z LPR tylko dinozaurem międzywojennego nacjonalizmu, dawno złożonego do grobu.
Wszystko to sprawiło, że pamięć o znakomitym pedagogu oraz o bohaterze jego najgłośniejszej powieści w tym miejscu Warszawy jest żywsza niż gdziekolwiek indziej. Tutejsze dzieci czują się szczególnie związane z królem Maciusiem i nic dziwnego, że właśnie na niego oddały swój głos.
Wydawałoby się, że takiemu wyborowi można tylko przyklasnąć. Okazało się jednak, że jest zupełnie inaczej. Dziecięca sympatia do króla Maciusia oburzyła Bernarda Wojciechowskiego, radnego dzielnicy Wawer z Ligi Polskich Rodzin. Pan radny, członek Komisji Oświaty, Kultury i Sportu, która z urzędu rekomenduje radzie dzielnicy projekty uchwał patronackich, zaprotestował przeciwko wyborowi króla Maciusia i wystrzelił do tego pomysłu z najgrubszej armaty. Dopatrzył się w nim dowodu narodowego nihilizmu oraz odsądził od czci i wiary nie tylko dzieci, ale i nauczycieli.
Swoje poglądy zawarł w obszernym, pięciostronicowym piśmie, zaiste godnym jak najszerszego upowszechnienia. Są tam bowiem argumenty, które na pewno nie powinny przejść nie zauważone, jak chociażby ten: "Król Jan Sobieski otrzymał w przyszłej Maciusinej szkole tylko jeden głos, choć był prawdziwym królem. (...) Dzieci nawet nie wzięły pod uwagę zwycięzcy spod Wiednia i obrońcy chrześcijańskiej Europy i świata. (...) Zabrakło realizmu dyrekcji Szkoły Podstawowej
nr 195, aby nauczyć dzieci szacunku dla kultury narodowej i poprzednich pokoleń, które dla Polski życie swoje oddały".
W świetle powyższego cytatu nie ulega najmniejszej wątpliwości, że radny z LPR nie widzi żadnego związku pomiędzy upamiętnieniem Janusza Korczaka a "szacunkiem dla kultury narodowej i poprzednich pokoleń, które dla Polski życie swoje oddały". Jego zdaniem, dorobek pedagogiczny i literacki Janusza Korczaka nie jest częścią polskiego dziedzictwa kulturowego. Nie za Polskę też, w opinii pana radnego, oddał Korczak swoje życie w komorze gazowej Treblinki. Jak wynika z cytowanego listu, Janusz Korczak to dla niego wyłącznie dr Henryk Gold-
szmit, "bożyszcze socjalistyczno-masońskiej pedagogiki". Aby udowodnić ową tezę, radny z lubością przytacza ociekające nienawiścią do wszystkiego, co żydowskie, cytaty z przedwojennej endeckiej "Myśli Narodowej".
Nie tylko z przytaczanych przez radnego z LPR cytatów, ale również z jego zachowań i argumentacji tchnie atmosferą lat trzydziestych, pełną nienawiści do Żydów i ociekającą szowinizmem. Aż nie chce się wierzyć, że tego rodzaju poglądy mogą być głoszone w XXI wieku przez człowieka, któremu wyborcy powierzyli rządzenie jedną z dzielnic stolicy.
Kiedy słyszy się tego rodzaju wyznania, człowiek myśli sobie, że gdyby głupota miała skrzydła, to radny z LPR szybowałby w przestworzach niczym orzeł. Ba, miałby szansę polecieć na Księżyc bez pomocy kosmicznej rakiety. Wszystko to byłoby przerażająco smutne, gdyby nie optymizm płynący z zachowania wawerskich dzieci. To one są prawdziwym skarbem i przyszłością stolicy, podczas gdy radny z LPR tylko dinozaurem międzywojennego nacjonalizmu, dawno złożonego do grobu.
Więcej możesz przeczytać w 13/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.