Już teraz trzeba poważnie myśleć o tym, jak urządzić świat po wojnie
"W wojennej burzy piaskowej wszystkie karty zostaną przetasowane"
Timothy Garton Ash
Bezpośrednie losy wojny wydają się zależeć głównie od wyniku polowania na jednego człowieka. Ofensywa zwalnia i przyspiesza w zależności od doniesień wywiadu o stanie zdrowia despoty. A despota rządzący krajem zamieszkanym przez ludzi biednych i objętym wieloletnim embargiem każe podpalać szyby naftowe, jedyne bogactwo i przyszłość umiłowanej ojczyzny, "nad którą niech Allah ma staranie". Jest coś zastanawiającego w tym, że trzeba zmobilizować ćwierć miliona żołnierzy wyposażonych w najnowocześniejszy sprzęt i mających wolę oddania życia, by unicestwić despotę. Taka jest właśnie twarz totalitaryzmu, który jeszcze niedawno utrzymywał, że jednostka jest zerem. Oczywiście, każda jednostka poza despotą
Cytowany angielski historyk i publicysta dokonał jak zwykle trafnej analizy sytuacji globalnej. Zreferował trzy konkurujące z sobą wizje powojennego świata: Rumsfeldowską, grzeszącą jaskrawym unilateralizmem Ameryki, Chiraco-Putinowską, wpisującą się w dziewiętnastowieczną doktrynę równowagi sił, i Blairowską, nawiązującą do pojęcia zimnej wojny, z tą różnicą, że tym razem wrogiem jednoczącym świat ma być nie komunizm sowiecki, lecz międzynarodowy terroryzm, dysponujący bronią masowego rażenia. Tim Ash broni wersji Blaira zapewne nie tylko dlatego, że jest to wersja premiera jego własnego kraju. Na jej wsparcie znajduje ważkie argumenty.
Po pierwszych okrzykach oburzenia na zachowanie poszczególnych państw europejskich - zarówno członków UE, jak i kandydatów do wspólnoty - dość szybko nadszedł czas na nieco spokojniejszą rozmowę. Już w czwartek (a więc w dniu, kiedy ruszyła ofensywa) miałem okazję rozmawiać w Paryżu ze starym znajomym Alainem Lamassoure'em, niegdyś francuskim ministrem, obecnie członkiem Parlamentu Europejskiego i Konwentu. Alain miło mnie zaskoczył, mówiąc publicznie w Paryżu, że gdyby był Polakiem, postąpiłby tak samo jak my (mowa była zarówno o słynnym liście ośmiu, jak i o przystąpieniu Polski do koalicji państw zdecydowanych położyć już teraz kres irackiemu za-grożeniu). Nazajutrz w prasie znalazłem potwierdzenie, że Alain nie jest jedynym, który w analizie sytuacji wznosi się ponad reakcje urazowe. Przytomni politycy dość szybko zaczynają sobie zdawać sprawę, że już teraz trzeba poważnie myśleć, jak urządzić świat po wojnie. I mówią - na przekór straszeniu, że drogo zapłacimy za naszą determinację - iż tym bardziej teraz strategicznym wyborem Europy musi pozostać jej rozszerzenie.
Musimy być w Polsce świadomi, że zanosi się w Unii Europejskiej na scenariusz awangardy. Sprzeciwialiśmy mu się przede wszystkim w obawie, że awangarda ruszy, nim wsiądziemy do europejskiego pociągu, że on nam ucieknie, gdy będziemy go próbowali ścigać, biegnąc wzdłuż torów, w najlepszym razie doczepieni do składu jako wagon drugiej lub trzeciej klasy. Dziś już wskoczyliśmy na stopnie, stoimy w otwartych drzwiach i właśnie wchodzimy do wagonu, w którym znajdują się obecni członkowie UE. Zajęcie odpowiadającego nam miejsca wymaga wytrwałości, wyobraźni i pracy, także na własnym podwórku, ale jest możliwe i realne. Inaczej mówiąc, musimy umieć nie tylko wsiąść do pociągu, ale także znaleźć się w awangardzie.
Spodobała mi się wypowiedź abp. Życińskiego, że dywagowanie przy biurku o tym, co powinni zrobić Amerykanie, jest przejawem pretensjonalności i że interwencja USA jest działaniem na rzecz likwidacji międzynarodowego terroryzmu. Sądzę zarazem, że dywagowanie o tym, co my sami powinniśmy zrobić, by się odnaleźć w Europie między wizją Rumsfeldowską, Chiraco-Putinowską i Blairowską, wcale nie jest pretensjonalne. Jest nam potrzebne, byśmy skutecznie współuczestniczyli w dziele tworzenia lepszej przyszłości dla świata, Europy i Polski. n
Więcej możesz przeczytać w 13/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.