Dzwonię do żony byłego komendanta policji w Skarżysku-Kamiennej, potem komendanta miejskiego policji w Kielcach, Piotra Ż. – To jest niemożliwe. Nielogiczne. Niewyobrażalne dla nas. Nie wierzę w to… – urywa i zaczyna płakać. Nie jest teraz w stanie się ze mną spotkać, może później będzie miała na to siłę. Minęło prawie dziesięć miesięcy od tragedii, a ona nadal nie potrafi opanować emocji, gdy o tym myśli. To było 13 grudnia 2010 roku, w poniedziałek. Przyjechała z córką do domu około godziny 15. Na podwórku zobaczyła samochód męża i była pewna, że go zastanie w domu. Weszła do środka. Zawołała go, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza. Przeszła po pokojach, kuchni. Zaniepokoiła się. Postanowiła sprawdzić w piwnicy. Zeszła na dół i go znalazła. Leżał martwy, miał postrzeloną głowę. Broń leżała pod jego ciałem.
Według policji i prokuratury było to samobójstwo. Najbliżsi jednak w to nie wierzą, a i wśród policjantów, którzy go znali, odczuwa się wahanie, sceptycyzm. „Nawet jeśli to zrobił, to ktoś musiał go do tego skłonić”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.