Halo, tu Ziemia
Iwona Węgrowska nie ma jakoś szczęścia. Choć śpiewać potrafi, wizerunek ma fatalny, kiczowaty i tani. Media na tym żerują, bo nie ma nic zabawniejszego niż ktoś, kto się wydaje, jakby przyleciał przed chwilą na Ziemię z desantem kosmitów. Bo była i konferencja prasowa z zabetonowaną twarzą, i skojarzenie z seksaferą w szołbiznesie... Krótko mówiąc, nie było dobrze. Teraz Iwona, stateczna mężatka, z amerykańskim roześmianym mężem u boku, postanowiła reaktywować karierę. Na swoim Facebooku zamieściła oświadczenie. No cóż, czasem należałoby polskim gwiazdom odciąć internet. Dla ich dobra. W oświadczeniu Iwona pisze m.in. tak: „HALO! Jest rok 2014. Od ponad roku jestem mężatką, pracuję nad nowymi kompozycjami, nową stylistyką, mam przy sobie całkowicie nowy zespół. Moim managerem jest członek zespołu Trubadurzy”. Brzmi to średnio – bo za cholerę nie wiem, jak małżeństwo ma się do nowych kompozycji. Ale potem jest lepiej: „Mimo wielu zagranicznych propozycji wciąż jestem w Polsce i to tutaj staram się promować mój kraj poza jego granicami. HALO! Jest rok 2014. Kocham to, co robię! Śpiewanie i przeżywanie mojej muzyki wraz z jej odbiorcami, w czasie koncertów”. Pani Iwona ma, jak wiele innych polskich gwiazd, szansę zrobić karierę na Zachodzie, gdzie docenią jej talent, ale rzecz jasna, z miłości do Polski i jej mieszkańców nie zagrozi, przynajmniej na razie, Rihannie. Dalej jest tak: „HALO! Jest rok 2014. Dlaczego wobec tego media wciąż używają moich starych cztero-pięcioletnich zdjęć, kpią z mojego starego wizerunku i tak chętnie opisują epizody, które miały miejsce, zanim poukładałam sobie życie u boku ukochanego mężczyzny?”. Widać w tym fragmencie spore uzależnienie nowego wizerunku od nowego mężczyzny, o którym w oświadczeniu wspomina częściej niż o muzyce. To musi być miłość. W końcówce Iwona grozi, że wyjeżdża w trasę: „W maju tego roku ruszam w trasę koncertową po całej Polsce, na którą serdecznie zapraszam. HALO, POBUDKA! Jest rok 2014”. I jak widać, po raz kolejny przypomina, który jest rok. Bo chyba sama też zapomniała. I nie wie tego, że w dzisiejszych czasach poważna gwiazda, która podchodzi do swej kariery na serio, uważa bardzo na to, co wypisuje na Facebooku.
50 groszy
Do Polski przyjechał 50 Cent. Raper. W związku z tym w mediach odbyły się narodowe dożynki i włączono tradycyjny w takich momentach gościnny orgazmotron. Był czerwony dywan, a na nim lewitujący ze szczęścia młody Chajzer i polskie gwiazdy rapu, co samo w sobie jest zabawne. Była relacja z dywanu, na którą załapali się Pikej i Maciej Musiał. Potem był balet artystyczny, na który z kolei załapał się 50 Cent, cały czas wyraźnie zasępiony, liczący, ile uda się sprzedać w kraju nad Wisłą jego megadrogich słuchawek. Bo chodziło o nie. Znowu ktoś nas zrobił w balona. Myśleliśmy, że on tak z miłości do nas, a chodziło jak zwykle o hajs.
Cuda
Agnieszka Orzechowska, zwana przez niedowidzących „polską Angeliną Jolie”, uległa niedawno wypadkowi, bowiem pijana wypadła z okna. Dziewczyna się potłukła, jest rehabilitowana, o czym regularnie informuje na swoim profilu, zamieszczając słit focie. Agnieszka poczuła ducha odnowienia podczas Wielkanocy i ogłosiła, oczywiście w tabloidzie, że przestaje pić i imprezować. To ciekawy i – jak widać – skuteczny, choć kontrowersyjny patent na załatwienie problemu chamstwa i alkoholizmu w Polsce. Wyrzucanie przez okno, ale z pierwszego piętra, żeby się tylko delikwent połamał i na szpitalnym łóżku wszystko sobie przemyślał.
Żałoba
W „Super Expressie” żałoba po pupie Małgorzaty Rozenek, która to według doniesień wścibskiego tabloidu zniknęła. Kiedyś była, teraz słuch o niej zaginął. To ciekawe. Radosław Majdan, obdarzony według swej byłej żony cudownym dotykiem, sprawił, że urósł jej biust. Tak przynajmniej sama twierdziła. Wolę nie dywagować, dlaczego dotyk Majdana nie działa. Lepiej rozejrzyjmy się dokoła i poszukajmy. Może krągłości Rozenek gdzieś się maskują.
Warunek
Zapomniany uczestnik telewizyjnego show obdarzony ciekawym zmysłem artystycznym, czyli Michał Szpak, postanowił o sobie przypomnieć. Udzielił mianowicie wywiadu, w którym ujawnił, że warunki współpracy, jakie dawała mu Maja Sablewska jako jego potencjalny menedżer, były nie do przyjęcia. „Były niedorzeczne” – powiedział. Nie mnie to osądzać. Umowy nie widziałam. Szkoda, że Szpak lansuje się poprzez opowiadanie dyrdymał, a nie pracę. Ilekroć widzę tego chłopaka, któremu ktoś przez nieuwagę powiedział, że będzie wielkim artystą, zastanawiam się, jak cholernie zdewaluowało się to słowo.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.