Czy można dziś zaufać bankowi? Kiedyś – jak pisze prof. Witold Orłowski – bank był synonimem pewności i zaufania. A zwłaszcza bank ze Szwajcarii. Można było na nim polegać, bez wahania zdeponować w nim wszystkie oszczędności. Dziś wiele się zmieniło. Oszczędności pewnie nie stracimy, ale bank dziś nie stoi po stronie klienta. Bank jest dziś wyłącznie tą drugą stroną transakcji. I to tą chciwą i żarłoczną. Kiedy bank ma w swoich księgach toksyczne aktywa, stara się je sprzedać swoim klientom. Tak było tuż przed kryzysem w 2008 r. w USA, kiedy banki inwestycyjne masowo sprzedawały bezwartościowe, jak się później okazało, instrumenty oparte na kredycie hipotecznym. To oczywiście nie wystarczyło, bo banki przez lata starały się manipulować indeksami, na podstawie których były wyceniane kredyty. W proceder zaangażowane były największe tuzy, szwajcarski UBS czy niemiecki Deutsche Bank. W Polsce było tak samo, tyle że na mniejszą skalę.
Czy bankom zadrżała ręka, gdy sprzedawały tysiącom polskich przedsiębiorców opcje walutowe na japońskiego jena? Czy widziały problem, gdy przez lata ich największym przychodem nie było oprocentowanie z udzielonego kredytu, lecz kursy, po jakich banki sprzedawały waluty do ich spłaty? Ten smutny obraz pogłębia kultura bezkarności. Jeśli już coś wyjdzie na jaw, to banki wspomagane przez sztaby najlepszych prawników dogadują się z nadzorcami, płacąc przy tym kary, które przy ich zyskach są czasami symboliczne. Ot, nic się nie stało, złapano nas, interes kręci się dalej. Nie wiem, czy banki potrzebują więcej nadzoru, bo często ten nadzór jest nieskuteczny. Sami wyhodowaliśmy tego potwora, wmawiając sobie za Gordonem Gekko, bohaterem filmu „Wall Street”, że chciwość jest dobra. Chciwość jest oczywiście motorem rozwoju i wzrostu, bez niej wiele rzeczy by nigdy nie powstało. Ale w biznesie to nie jest wyłącznie chciwość.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.