O Turkach w Berlinie powiedział, że nie nadają się do niczego oprócz handlu owocami. Niemcom zarzucił, że przyjmując muzułmanów, same się zabijają. W rozmowie z „Wprost Biznes” Thilo Sarrazin, kontrowersyjny niemiecki polityk i były członek zarządu Bundesbanku, ostrzega Polaków, że po wprowadzeniu euro możemy się pożegnać z naszymi fabrykami Opla i Volkswagena.
Bardzo nie lubi pan euro?
To nie kwestia tego, czy lubię tę walutę, czy jej nienawidzę. Uważam, że jest zupełnie niepotrzebna.
To dlaczego coraz więcej państw pali się, żeby wejść do eurolandu?
Przypomina to trochę komiks o Asteriksie. Przed wprowadzeniem wspólnej waluty tylko Niemcy byli tak silni jak Obelix. Ale kiedy Mirakulis sporządził czarodziejski napój pod nazwą „wspólna waluta”, prezydenci wszystkich państw pomyśleli, że wystarczy go wypić i wtedy wszyscy będą silni jak Obelix. Na dodatek ten niemiecki Obelix bardzo chętnie dzielił się swoją siłą, bo nadal czuł się winny za tragedię drugiej wojny światowej.
Niemcy na euro nie wyszły najgorzej. Jesteście największą gospodarką Unii, wasze PKB urosło do 3,4 tryliarda dolarów. W tym roku macie zaliczyć kolejny wzrost na poziomie 1,4 proc.
Z euro czy bez niego – i tak bylibyśmy najwięksi. Dzięki wspólnej walucie nie zanotowaliśmy większej produkcji ani eksportu. Ale przez euro mamy na głowie miliardy pożyczek udzielonych na ratowanie Grecji, Hiszpanii, Włochom, które wpadły w tarapaty właśnie przez wymysł wspólnej waluty. Spójrzmy na Szwecję, która nie wstąpiła do eurolandu. Jakość życia jest tam równie wysoka jak w Niemczech, a przez ostatnie 15 lat szwedzka gospodarka rosła w szybszym tempie niż niemiecka. Podobny skok zaliczyła Turcja głównie dzięki temu, że Turcy mogli sterować kursem swojej liry. Kraje, które zamieniają swoją walutę na euro, muszą przestrzegać sztywnego reżimu walutowego. Nie mogą odpowiednio stymulować gospodarki, przez co mają kłopoty.
To może dotyczyć wielkich, rozwiniętych gospodarek jak Francja czy Włochy, ale w małych państwach rządzący obiecują złote góry. Mówią, że dzięki euro kraj wreszcie dogoni rozwinięty Zachód.
Jak na razie trudno powiedzieć, jaki wpływ będzie miało euro na małą Estonię, Łotwę czy Słowację. Myślę, że akurat Słowacy popełnili błąd, decydując się na wejście do eurolandu.
A to dlaczego?
Gospodarka Słowacji silnie zależy od Niemiec. Dzięki produkcji nowych samochodów Volkswagena Słowacy stali się drugim największym producentem samochodów w Europie. Wszystko przez niskie koszty pracy, które kuszą zagraniczne koncerny do przenoszenia produkcji właśnie do waszego południowego sąsiada. Problem w tym, że z reguły po wprowadzeniu euro koszty pracy u nowego członka unii walutowej rosną. Ludzie żądają większych pensji i w ten sposób produkcja przestaje się opłacać.
Rozumiem, że taki mechanizm może czekać również Polaków.
Sprawa jest prosta. Wprowadzicie euro i możecie stracić produkcję Opla w Gliwicach i Volkswagena pod Poznaniem. Jak na razie jesteście bardzo konkurencyjną gospodarką. Tania siła robocza, dobry klimat do robienia biznesu. Premierowi Tuskowi radziłbym wziąć pod uwagę to, że po wprowadzeniu euro może te atuty stracić. Mam domek letniskowy nad Morzem Bałtyckim. Ostatnio montowałem sobie w nim kabinę prysznicową. Już miałem jechać po nią do niemieckiego marketu, ale mój budowlaniec popukał się w czoło i kazał mi jechać na zakupy do was. Ceny na półkach były średnio o połowę niższe. Jeśli wprowadzicie euro, przestanie mi to robić różnicę i resztę wyposażenia kupię sobie w Niemczech.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.