Nie wchodzimy do UE ani z poczuciem wielkiego historycznego zwycięstwa, ani historycznej klęski
Daty 1 maja 2004 r. nie sposób porównać ani z 31 sierpnia 1980 r., ani z oczekiwaniami, jakie przyniósł wybór Tadeusza Mazowieckiego na premiera ostatniego rządu PRL. Nie widać śladu entuzjazmu, jaki towarzyszył tamtym wydarzeniom. Nie mamy poczucia przełomu. Nie wchodzimy do Unii Europejskiej ani z poczuciem wielkiego historycznego zwycięstwa, ani historycznej klęski. Wchodzimy ostrożnie, wiedząc dobrze, że wiele zależy od losów samej unii, od polityków polskich, ale również od nas samych. Bóg jeden zapewne wie, dokąd nas integracja europejska zaprowadzi. Takie wnioski wynikają z badań Pentora dla "Wprost", Polsatu i "Rzeczpospolitej".
Im bliżej jesteśmy wstąpienia do Unii Europejskiej, tym więcej w nas niepokoju i niepewności. Mniej mamy nadziei, co nie znaczy, że narasta strach, panika czy niechęć. Dzisiaj mniej niż połowa Polaków głosowałaby za przystąpieniem do UE (46 proc., podczas gdy w referendum "za" opowiedziało się 77 proc.), ale nie oznacza to, że szeregi przeciwników integracji radykalnie się zwiększyły. W referendum przeciw unii było 22 proc. głosujących, obecnie byłoby ich 24 proc. Tylko 18 proc. Polaków skłania się do opinii, że wejście do UE jest złym rozwiązaniem i możliwe było inne, lepsze. 39 proc. uważa, że jest to dla nas dobre rozwiązanie, i bez zastrzeżeń akceptuje proces integracji. Wygrywa więc albo poczucie realizmu, albo nadzieja.
Zdroworozsądkowi pragmatycy
Nasze obawy czy pewna wstrzemięźliwość w ocenie bezpośrednich skutków wejścia do UE nie są ani zaskakujące, ani nie świadczą o wyjątkowości naszych odczuć. Wszystkie kraje, które przed nami wchodziły do wspólnoty europejskiej, miały podobne fale nadziei i obaw. A te narastają zależnie od tego, jak prowadzona jest polityka informacyjna, zależą od kampanii promocyjnych wielkich firm (na przykład samochodowych), od koniunktury gospodarczej. Nie jesteśmy w swoich nastawieniach do Europy boleśnie podzieleni. Mamy do integracji raczej nastawienie pragmatyczne niż ideologiczne, raczej zdroworozsądkowe niż pryncypialne.
Nietrudno zgadnąć, że obawiamy się przede wszystkim podwyżek cen i generalnie wzrostu kosztów życia: 89 proc. badanych uważa, że koszty utrzymania wzrosną. Przeważa opinia, że nasze codzienne bezpieczeństwo w domu i na ulicy się nie zmieni (46 proc.), podobnie jak nie ulegnie szczególnej zmianie poziom bezpieczeństwa socjalnego czy standardy działania opieki zdrowotnej (39 proc.). Mamy całkiem realistyczną wizję miejsca Polski w zjednoczonej Europie. Na ogół uważamy, że nasza pozycja będzie słaba lub bardzo słaba (69 proc.) i minie wiele lat, nim będziemy się cieszyć porównywalnym z unijnym standardem życia. Ponad jedna trzecia badanych (36 proc.) sądzi, że integracja nie będzie miała wpływu na naszą narodową suwerenność: ani jej nie zagrozi, ani jej nie wzmocni.
Jesteśmy przekonani, że wejście do unii będzie ważnym wydarzeniem, być może w dalekiej perspektywie wydarzeniem przełomowym. Zmienią się bowiem nasze warunki życia, zwiększy bezpieczeństwo państwa, poprawi stan gospodarki, a młodzi będą mieć większe możliwości rozwoju (takie zdanie ma 40 proc. badanych), gdyż rozszerzy się rynek pracy i będzie można swobodniej przemierzać Europę w poszukiwaniu pracy i miejsca zamieszkania.
Rewolucja bez rewolucji
Z perspektywy najbliższych miesięcy czy nawet kilku lat nie należy oczekiwać rewolucyjnych zmian. Unia nie zmieni naszego stylu życia, podobnie jak nie zmieni się nasza kultura i tożsamość. Polska demokracja też pozostanie taka sama. Sposób rządzenia i jakość administracji również zasadniczo i rychło nie ulegną zmianie. Jeśli ktoś szybko i zdecydowanie zyska na integracji, to ci, którzy i tak są na szczycie społecznej piramidy. Spodziewamy się, że przegrają rolnicy i generalnie wieś, a wygrają wielkie miasta, menedżerowie i klasa średnia. To zadziwiające, gdy weźmiemy pod uwagę skalę planowanych dopłat dla rolników i regionów wiejskich.
Nie wydaje się, by na wyniki badań miała wpływ sytuacja polityczna w Polsce. Prawdopodobnie gdyby nie brać pod uwagę fatalnych notowań rządu, złej oceny parlamentu i najważniejszych instytucji państwa, przewidywania co do naszych perspektyw europejskich nie byłyby dużo lepsze. Zapewne nasze opinie w znacznym stopniu ukształtowała niezbyt szczęśliwa debata wokół konstytucji europejskiej, z której można było zrozumieć tylko tyle, że znów wszyscy są przeciw nam, a my samotnie bronimy jakiegoś traktatu. Ale mimo że w mediach przeważały głosy przeciwników konstytucji, politycy gremialnie wypowiadali się za Europą ojczyzn, a przeciw federacyjnej wizji Europy. Chociaż straszono nas i nadal się straszy dominacją wielkich, większość Polaków tych obaw nie podziela. 53 proc. badanych chce jeszcze silniejszej integracji politycznej i likwidacji granic. Jedynie 12 proc. życzy sobie, by unia jak najszybciej się rozpadła.
Młodzi versus starzy
Ocena naszej przyszłości w unii pokazuje trwałe podziały społeczne. Podziały edukacyjne, majątkowe, pokoleniowe, podziały związane z miejscem i regionem zamieszkania, pozycją zawodową. Wybieramy unię lub się jej obawiamy nie z racji swoich poglądów, nie dlatego, że wyrobiliśmy sobie na jej temat głęboką i uzasadnioną opinię, ale dlatego, że lokujemy się w takim, a nie innym miejscu społecznej drabiny. Przemawia przez nas nasze społeczne uwarunkowanie i związane z tym lęki, słabości, obciążenia i ewentualne atuty.
Niemal wszystkie dane pokazują, że postawy wobec UE najściślej wiążą się z wiekiem respondentów. Im są oni młodsi, tym więcej w nich optymizmu, nadziei, tym silniejsze jest poczucie kontroli nad własnym losem. Młodzi niemal w 70 proc. są za głęboką polityczną integracją unii, podczas gdy osoby powyżej 50. roku życia już tylko w 44 proc. Za unią głosowałoby obecnie 61 proc. młodych i 34 proc. starszych Polaków. Podobnie dzielimy się wedle wykształcenia: 78 proc. osób z wyższym wykształceniem opowiada się za unią, a 32 proc. tych, którzy skończyli edukację na podstawówce, jest przeciw. Równie duże różnice w wyborach istnieją między osobami majętnymi a ubogimi, między tymi, którzy zaliczają się do klasy wyższej, a tymi, którzy należą do klasy niższej.
Z badań wynika, że polskie społeczeństwo jest głęboko podzielone i tych podziałów nie zszyje ani unia, ani polityczne wybory. Niestety, w miarę jak poczucie odrębności poszczególnych grup będzie się wzmacniać (miasto - wieś; bogaci i wykształceni - biedniejsi i źle wyedukowani; młodzi - starzy), także wyniki wszelkich naszych wyborów będą nas umacniać w przekonaniu, że jesteśmy różni i osobni zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej.
Paweł Śpiewak
Im bliżej jesteśmy wstąpienia do Unii Europejskiej, tym więcej w nas niepokoju i niepewności. Mniej mamy nadziei, co nie znaczy, że narasta strach, panika czy niechęć. Dzisiaj mniej niż połowa Polaków głosowałaby za przystąpieniem do UE (46 proc., podczas gdy w referendum "za" opowiedziało się 77 proc.), ale nie oznacza to, że szeregi przeciwników integracji radykalnie się zwiększyły. W referendum przeciw unii było 22 proc. głosujących, obecnie byłoby ich 24 proc. Tylko 18 proc. Polaków skłania się do opinii, że wejście do UE jest złym rozwiązaniem i możliwe było inne, lepsze. 39 proc. uważa, że jest to dla nas dobre rozwiązanie, i bez zastrzeżeń akceptuje proces integracji. Wygrywa więc albo poczucie realizmu, albo nadzieja.
Zdroworozsądkowi pragmatycy
Nasze obawy czy pewna wstrzemięźliwość w ocenie bezpośrednich skutków wejścia do UE nie są ani zaskakujące, ani nie świadczą o wyjątkowości naszych odczuć. Wszystkie kraje, które przed nami wchodziły do wspólnoty europejskiej, miały podobne fale nadziei i obaw. A te narastają zależnie od tego, jak prowadzona jest polityka informacyjna, zależą od kampanii promocyjnych wielkich firm (na przykład samochodowych), od koniunktury gospodarczej. Nie jesteśmy w swoich nastawieniach do Europy boleśnie podzieleni. Mamy do integracji raczej nastawienie pragmatyczne niż ideologiczne, raczej zdroworozsądkowe niż pryncypialne.
Nietrudno zgadnąć, że obawiamy się przede wszystkim podwyżek cen i generalnie wzrostu kosztów życia: 89 proc. badanych uważa, że koszty utrzymania wzrosną. Przeważa opinia, że nasze codzienne bezpieczeństwo w domu i na ulicy się nie zmieni (46 proc.), podobnie jak nie ulegnie szczególnej zmianie poziom bezpieczeństwa socjalnego czy standardy działania opieki zdrowotnej (39 proc.). Mamy całkiem realistyczną wizję miejsca Polski w zjednoczonej Europie. Na ogół uważamy, że nasza pozycja będzie słaba lub bardzo słaba (69 proc.) i minie wiele lat, nim będziemy się cieszyć porównywalnym z unijnym standardem życia. Ponad jedna trzecia badanych (36 proc.) sądzi, że integracja nie będzie miała wpływu na naszą narodową suwerenność: ani jej nie zagrozi, ani jej nie wzmocni.
Jesteśmy przekonani, że wejście do unii będzie ważnym wydarzeniem, być może w dalekiej perspektywie wydarzeniem przełomowym. Zmienią się bowiem nasze warunki życia, zwiększy bezpieczeństwo państwa, poprawi stan gospodarki, a młodzi będą mieć większe możliwości rozwoju (takie zdanie ma 40 proc. badanych), gdyż rozszerzy się rynek pracy i będzie można swobodniej przemierzać Europę w poszukiwaniu pracy i miejsca zamieszkania.
Rewolucja bez rewolucji
Z perspektywy najbliższych miesięcy czy nawet kilku lat nie należy oczekiwać rewolucyjnych zmian. Unia nie zmieni naszego stylu życia, podobnie jak nie zmieni się nasza kultura i tożsamość. Polska demokracja też pozostanie taka sama. Sposób rządzenia i jakość administracji również zasadniczo i rychło nie ulegną zmianie. Jeśli ktoś szybko i zdecydowanie zyska na integracji, to ci, którzy i tak są na szczycie społecznej piramidy. Spodziewamy się, że przegrają rolnicy i generalnie wieś, a wygrają wielkie miasta, menedżerowie i klasa średnia. To zadziwiające, gdy weźmiemy pod uwagę skalę planowanych dopłat dla rolników i regionów wiejskich.
Nie wydaje się, by na wyniki badań miała wpływ sytuacja polityczna w Polsce. Prawdopodobnie gdyby nie brać pod uwagę fatalnych notowań rządu, złej oceny parlamentu i najważniejszych instytucji państwa, przewidywania co do naszych perspektyw europejskich nie byłyby dużo lepsze. Zapewne nasze opinie w znacznym stopniu ukształtowała niezbyt szczęśliwa debata wokół konstytucji europejskiej, z której można było zrozumieć tylko tyle, że znów wszyscy są przeciw nam, a my samotnie bronimy jakiegoś traktatu. Ale mimo że w mediach przeważały głosy przeciwników konstytucji, politycy gremialnie wypowiadali się za Europą ojczyzn, a przeciw federacyjnej wizji Europy. Chociaż straszono nas i nadal się straszy dominacją wielkich, większość Polaków tych obaw nie podziela. 53 proc. badanych chce jeszcze silniejszej integracji politycznej i likwidacji granic. Jedynie 12 proc. życzy sobie, by unia jak najszybciej się rozpadła.
Młodzi versus starzy
Ocena naszej przyszłości w unii pokazuje trwałe podziały społeczne. Podziały edukacyjne, majątkowe, pokoleniowe, podziały związane z miejscem i regionem zamieszkania, pozycją zawodową. Wybieramy unię lub się jej obawiamy nie z racji swoich poglądów, nie dlatego, że wyrobiliśmy sobie na jej temat głęboką i uzasadnioną opinię, ale dlatego, że lokujemy się w takim, a nie innym miejscu społecznej drabiny. Przemawia przez nas nasze społeczne uwarunkowanie i związane z tym lęki, słabości, obciążenia i ewentualne atuty.
Niemal wszystkie dane pokazują, że postawy wobec UE najściślej wiążą się z wiekiem respondentów. Im są oni młodsi, tym więcej w nich optymizmu, nadziei, tym silniejsze jest poczucie kontroli nad własnym losem. Młodzi niemal w 70 proc. są za głęboką polityczną integracją unii, podczas gdy osoby powyżej 50. roku życia już tylko w 44 proc. Za unią głosowałoby obecnie 61 proc. młodych i 34 proc. starszych Polaków. Podobnie dzielimy się wedle wykształcenia: 78 proc. osób z wyższym wykształceniem opowiada się za unią, a 32 proc. tych, którzy skończyli edukację na podstawówce, jest przeciw. Równie duże różnice w wyborach istnieją między osobami majętnymi a ubogimi, między tymi, którzy zaliczają się do klasy wyższej, a tymi, którzy należą do klasy niższej.
Z badań wynika, że polskie społeczeństwo jest głęboko podzielone i tych podziałów nie zszyje ani unia, ani polityczne wybory. Niestety, w miarę jak poczucie odrębności poszczególnych grup będzie się wzmacniać (miasto - wieś; bogaci i wykształceni - biedniejsi i źle wyedukowani; młodzi - starzy), także wyniki wszelkich naszych wyborów będą nas umacniać w przekonaniu, że jesteśmy różni i osobni zarówno w Polsce, jak i w Unii Europejskiej.
Paweł Śpiewak
Więcej możesz przeczytać w 18/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.